Dzień z życia [obyczaj(?)]

1
 Boże, Boże, czemu mi to robisz, kurwa, co ja mam robić, leżał, charczał, chwilę potem już nie żył, Jezu, Jezu, moja głowa zaraz eksploduje, boli mnie od rana, od czwartej nad ranem, gdy obudziło mnie to straszne, Boże, nie mogę przestać płakać, biedny Kulak, kochany Kulak, był taki kochany i prostolinijny, przecież miał dopiero rok, czemu mi go zabrałeś, czemu zrobiłeś to mamie, myślała dziewczyna skulona pod kołdrą, która poruszała się rytmicznie, zgodnie ze wstrząsającymi jej ciało dreszczami, słońce właśnie zaglądało do jej malutkiego pokoju, snopy światła przebiły się przez szybę i rozjaśniły półmrok, którym było przesiąknięte pomieszczenie, klakson samochodu zawył za oknem, a Nikiela pomyślała, muszę iść do szkoły, myślała o niej z nienawiścią, bo bardzo lubiła tego psa, mimo że śmierdział jak pies, nigdy nie mogła zrozumieć, czemu jej mamie się ten zapach podobał, wygramoliła się spod kołdry i spakowała plecak, rozebrała się z pidżamy i założyła dżinsy i koszulkę, potem wyszła z domu, nawet się nie umalowała, nawet się nie umalowałam, nie spojrzałam w lustro, moje oczy są pewnie zapuchnięte i czerwone i widać wszystkie moje pryszcze, włosy są rozczochrane, ale to nieważne, bo on nie żyje, on umarł, bo ten idiota zostwawił na wierzchu te kulki, te kretyńskie zabawki z kaczora Donalda, Boże, czemu zrobiłeś to mamie, gdy wychodziłam z domu siedziała przy stole i patrzyła w ścianę, usta jej drżały i była koszmarnie blada, oczy miała czerwone, tata siedział obok niej, trzymał ją za rękę, gdy ją przytuliłam, pogłaskała mnie po głowie, kochana mama, kompletnie nie jest egoistką, w przeciwieństwie do mnie, nie lubię siebie, na jej urodziny w ogóle się nie postarałam, nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby przyszykować coś specjalnego, ja po prostu poszłam do sklepu, nie lubię siebie, pusty chodnik, nie było żywej duszy, sporadycznie przejeżdżał ulicą samochód, mogłoby być tak zawsze, słońce wstało całkowiecie, niebo było mimo to nadal szare i matowe, powietrze zimne i czyste, kot przeciągnął się, wyginając plecy w łuk, był brudny i najprawdpopodobniej bezdomny, biedny kot, uklękła i pogłaskała go, polizał jej rękę, był piękny, wstała i poszła dalej, wytarła rękę o spodnie, przypomniał jej się Kulak i znowy zachciało jej się płakać, po dziesięciu minutach już stała na peronie, czekając na pociąg, widząc, jak podjeżdża, pomyślała o, ciekawe w którym momencie na torach pojawią się światła, to byłby znak, żeby skoczyć, słyszałam o tym dwudziestolatku co niedawno skoczył i się zabił, miał całe życie przed sobą, ciekawe jak by to było wyskoczyć przed pędzący pociąg, oczywiście nie chcę umierać, bo może jeszcze wszystko zmieni się na lepsze, kto wie, może wszystko się zmieni, widać białe światło, to prawda, światło jest znakiem, tak jak nie wolno iść w stronę światła, które symbolizuje śmierć, mimo że na ogół śmierć powinna się kojarzyć z czymś mrocznym, o jaka brzydka baba, a jak wpierdala tę bułkę, jakby to był pierwszy posiłek w jej życiu, myślała, jadąc pociągiem, przez nią śmierdzi szynką w całym wagonie, patrzy się na wszystkich tak, jakby zrobili jej coś złego, jakby cały świat był winien temu, że jest taka brzydka, przypomina mi moją chorą na głowę babcię, krytykującą wszystko i wszystkich tylko nie siebie, ona jest idealna i bez grzechów, przecież chodzi co tydzień do kościoła, pewnie taka właśnie jest, ale skąd mogę wiedzieć, chociaż w sumie rzadko się mylę co do ludzi, a w każdym razie takie mam wrażenie, w przedziałe był ścisk, Nikiela się czuła, jakby ludzie ją miażdżyli, starała się nie patrzeć na nikogo, głupio mi, pomyślała, nienawidzę tego, znowu to uczucie, mam ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć, oni wszyscy na mnie patrzą, z moją twarzą na pewno coś nie tak, pewnie widać mój wystający brzuch, dobrze, że moje włosy da się nasunąć na twarz, mam zapuchnięte, czerwone oczy i skołtunione włosy, nie mam nawet nałożonego make-upu, wywinęły mi się włosy, nienawidzę siebie, czemu boję się ludzi, czemu boję się na nich patrzeć, czemu tak bardzo mi zależy na opinii innych, pociąg zatrzymał się w centrum, miała wysiąść, pomyślała, że ten pociąg mógłby się nigdy nie zatrzymywać, że nie chce wysiadać, nie chcę wysadać, drzwi zamknęły się z głośnym hukiem, który zwielokrotnionym echem zadudnił w jej głowie, zwolniło się miejsca, które Nikielka szybko zajęła jedno, a obok niej usiadły rozchichotane, głośne dziewczyny, mogły mieć z szesnaście lat, jeśli nie mniej, ta najgłośniejsza siedziała obok, nawet jej koleżanki ją momentami uciszały, cały pociąg wie, kurwa, co ona mówi, znowu wybuchnęła salwą głośnego, wkurwiającego śmiechu, ludzie patrzyli na te dziewczynki z politowaniem i narastającą irytacją, zaraz trafi mnie szlag, nie ma to jak rzucać co chwilę beznadziejnymi dowcipami, jeśli to jest przyszłość naszego narodu, to boję się o jego losy, nie chcę żyć w takim miejscu, świat debilizmu, świat, z którego wylewa się głupota, zaśmiała mi się ta pipa prosto do ucha, czy nie mogłaby któraś z was się zamienić z tą nagłupszą, bo zaczyna mnie już boleć głowa od jej wrzasków, Jezu, powiedziałam to, dziewczyna patrzy na mnie, zrobiła się cała czerwona, to twój problem, jak chcesz to kurwa wysiądź, sama wysiądź, to nie ja tutaj przeszkadzam tylko ty, powiedziałam, głupia pizda, mruknęła głupia, reszta dziewczyn milczała i czekała na to, co powiem, uraziłaś mnie dogłębnie tą ciętą ripostą, jak ci się coś nie podoba to spierdalaj, masz jakiś problem, kurwa?, bo ja mogę pogadać z kolegą, ja mogę, oplułaś się, powiedziałam i wstałam, bo wyglądała, jakby chciała mnie uderzyć, pociąg się zatrzymał i wysiadłam, krzyczała coś za mną i się śmiała, ale nie usłyszałam już, co, znowu chciało mi się płakać, szłam, a ludzie mnie popychali co chwilę, tak, jakby mnie tu wcale nie było, czasem chciałabym być liderem, być kimś docenianym i wzbudzającym szacunek i podziw, skupiać wokół siebie ludzi, nigdy taka nie będę, zawsze będę cieniem, zawsze będę zerem.

*

 Z nieba lały się kubły wody, wiatr był tak silny, że utrudniał poruszanie się, przemokły mi już buty i skarpetki i letnia kurteczka, kupiłam ją gdy jeszcze byłam z Mariem, w wakacje, co za idiota, dobrze, że to się szybko skończyło, jest mi zimno, kurwa, cała jestem mokra, chyba moja wyprawa skończy się szybciej, niż myślałam, Boże, nie chcę wracać do domu i musieć patrzeć na mamę, na pewno nie poszła do pracy, Kulak znaczył dla niej zbyt wiele, nie chcę widzieć jej białej jak kreda twarzy, czemu tak się stało, jak zwykle nie mogę się pogodzić z faktem dokonanym, może podświadomie liczę na to, że to koszmarny sen i zaraz się obudzę, ale wiem, że to niemożliwe, Nikiela zatrzymała się przed tablicą z napisem POWIŚLE, jej wzrok był błędny, deszcz ciągle padał, ludzie uciekali przed nim, osłaniając głowy czapkami lub gazetami, Nikiela stała nieruchomo, już nie patrzyła na tablicę, tylko obserwowała ludzi, nie było ich wielu, było dopiero wpół do szóstej rano, Nikiela czuła, jak krople deszczu zderzają się z jej skórą, jej włosy były całe mokre, czuła paraliżujące zimno na całym ciele, ale nie miała siły zrobić jakiegokolwiek ruchu, po prostu stała z półotwartymi ustami i mętnym wzrokiem, teraz na opustoszałym już peronie, nim się zorientowała, jej łzy zlały się z deszczem, pomyślała jestem taka samotna, wielu ludzi się tak czuje, ale co z tego, to nie jest żadne pocieszenie, moja samotność nie czyni mnie nikim wyjątkowym, jest formą choroby, która za jakiś czas minie, jestem pewna, że kiedyś kogoś spotkam, chociaż w tej chwili to absurdalna myśl i nie jestem w stanie sobie wyobrazić siebie w związku, kogoś, kto potrafiłby wypełnić pustkę, zaakceptować mnie, nie wiem, ruszyła wolnym krokiem wzdłuż torów, omijając nielicznych ludzi czekających na przyjazd pociągu, pochowali się pod parasolami, miała wielką ochotę przejść przez tory, ale zbyt się bała, pociąg mógł nadjechać w każdej chwili, przepraszam, powiedział mężczyzna, czy Łódź już odjechała, chyba nie, proszę pana, mężczyzna miał około pięćdziesiątki, mówił głośno, próbując przekrzyczeć deszcz i mrużył oczy, miał na sobie czarny płaszcz wyglądający porządnie, mokasyny i spod rękawa wyłaniał się złoty zegarek, dorobił się facet, pomyślała Nikielka, patrząc, jak się od niej oddala, ale tacy często są nieszczęśliwi, pracoholicy, którzy żyją tylko i wyłącznie pracą, jak ojciec Kapulty, możliwe, że praca pomaga im zapomnieć o pustce w ich życiu, jest jedyną rzeczą, która daje im szczęście, bo nie potrafią go czerpać z relacji z drugim człowiekiem, założyła słuchawki na uszy, muzyka jest ucieczką, pomyślała, ucieczką od otaczającego nas świata, w dobie komputerów i rozwoju technologicznego ucieczka nie jest problemem, czytałam ten artykuł w gazecie jakiegoś profesora, nauczyliśmy się jak odczuwać mniej, odizolować się od uczuć, zastanawiam się, co będzie za sto lat, chciałabym zobaczyć, jak długo potrwa nasz świat i jak się rozwinie, co jeszcze uda nam się odkryć, całkiem możliwe, że sami się wyniszczymy, w końcu zabijemy w sobie to człowieczeństwo, zapominając, czym jest, ludzie nie doceniają tego, co mają, ja też nie doceniam, ale teraz, teraz mam coraz mniej, nie ma już Kulaka, nie mam przyjaciół, nie mam nikogo poza mamą i bacią, chociaż z mamą spędzam więcej czasu i więź z babcią nie jest tak odczuwalna na co dzień, Boże, jaka ja jestem gruba, czemu tyle jem, czemu nie mogę się opanować, jestem strasznie łakoma, tyję z każdym dniem coraz bardziej, bo pożeram ogromne ilości niezdrowego jedzenia, ale tylko jedzenie daje mi ułudę szczęścia, jestem brzydka bo mam nawet grubą twarz, bo mi przytyła, Boże, nie chcę tyle jeść, wsiadła do pociągu, który jechał do Otwocka, pomyślała co mi tam, i tak już jest do dupy i wszystko mi jedno, po godzinie dojechała do Otwocka, wysiadła na peronie, cała mokra i znowu otoczył i otulił ją zimny wiatr, powodując, że jej ciało pokryła gęsia skórka, było zimno, trzeba gdzieś iść, chodziła ulicami Otwocka, snując się jak duch, niebo było białe i puste, żadnych ptaków, słońce ukryło się gdzieś daleko, niewidoczne i nieosiągalne, chciało i nie chciało jej się palić, była już dwunasta, gdy zadzwonił telefon, to była Kapulta ze szkoły, gdzie jesteś, spytała, w Otwocku, ale mój głos jest zachrypnęty, jakbym go nie używała ze dwa dni, co?, gdzie?, no w Otwocku, jak to?, dlaczego?, ja już nie wiem... Pojechałam sobie po prostu, nie rozumiem, czemu to zrobiłaś?, nie wiem, nie chciało mi się, tak wyszło, coś się stało?, Kulak nie zyje, powiedziała Nikielka i się rozpłakała, nacisnęła czerwoną słuchawkę i wyłączyła telefon, potem usiadła na schodkach prowadzących do czyjegoś mieszkania, schody były z marmuru, a budynek zdawał się skrywać jakąś własną historię, Nikielka uwielbiała takie miejsca, zdawały się należeć do innego świata, pełnego tajemnic, uniosła głowę w górę, deszcz znowu zaczął padać, jakby pogoda zestroiła się z jej samopoczuciem, ale tym razem było inaczej, tym razem woda była przyjemna, Nikiela otworzyła nawet usta, by całą sobą czuć chłodne krople deszczu, zauważyła, że jakiś mijający ją starszy pan zerknął na nią i uśmiechnął się, uśmiechnęła się smutno w odpowiedzi, może jednak wszystko jeszcze się zmieni, może będzie lepiej, pomyślała i podniosła się ze schodków, a potem ruszyła w kierunku dworca.

*

 Wreszcie przestało padać, spojrzała na niebo, przez chmury zaczął przezierać ukryty wcześniej przed światem błękit nieba, pociąg odjechał, stała na powrót na przystanku w Pruszkowie, skierowała kroki w kierunku domu, skąd mi się wzięło takie myślenie, czemu nic mi się w życiu nie chce robić, nie mam w sobie takiego szczęścia, zachowuję się jak zgrzybiała staruszka, która przegrała swoje życie, nic nie robię, tylko użalam się nad sobą i myślę tylko o sobie, czemu tak jest, co z tego, że zdaję sobie z tego sprawę, skoro nic z tym nie robię, nawet nie wiem, czy chcę coś robić, jestem taka leniwa i zamknięta, nie umiem czerpać radości z drobiazgów, czemu, czemu nie chce mi się już tańczyć i to, co kocham, przestaje mi dawać satysfakcję, kim ja właściwie jestem, kiedyś odpowiedź była prosta, nawet dwa czy trzy lata temu mogłabym bez wahania odpowiedzieć na to pytanie i zacząć wymieniać swoje cechy charakteru, a teraz, zaczynam sobie zdawać sprawę z wielu rzeczy, kiedyś nawet bym o tym nie pomyślała, i choć wydaje mi się, że jestem mądra, to wraz z upływem czasu i tak się zmieniam i poprzednia ja jest dla mnie głupia, wydaje się, że to się nigdy nie skończy, że człowiek nie żyje po to, by osiągnąć jakiś cel, lecz by do niego dążyć, lubię to, że wiem coraz więcej, ale przez to tez coraz częściej cierpię, czy na tym polega dorosłość, na udręce, chociaż mama mówiła, że huśtawka nastrojów jest częścią dojrzewania i wraz z wiekiem człwoiek uczy się panować nad emocjami i nie musi już przeżywać tak intensywnie, bo inczaczej by oszalał, to wszystko sprawka natury, w sumie to dobrze, ale jest to jednocześnie przerażające, bo świadczy o tym, że człowiek potrafi się dostosować do wszystkiego i nauczyć przestać czuć, bo kto powiedział, że to nie może zajść aż tak daleko, nie potrafię sobie wyobrazić, jak funkcjonuje ktoś taki, przecież to mniej niż człowiek, to już nie jest człowiek, przeszukała kieszenie, ale nie miała klucza, zadzwoniła więc do drzwi, otworzyła jej mama, nadal wyglądała okropnie smutno i słabo, była tak nieszczęśliwa, było mi jej tak żal, przytuliła mnie, jej znajomy zapach uspokajał mnie, poszłam do pokoju i położyłam się do łóżka, a potem przespałam resztę dnia i całą noc. Tego dnia nie płakałam już więcej, a mama potem powiedziała, że przez moje okno widać było tęczę.

2
Jedno, wielkie lelum-polelum - oto podsumowanie twojego tekstu, a raczej pierwszego akapitu, bo tylko do końca tegoż wytrwałem.

Zacznę od sprawy najbardziej rzucającej się w oczy - calutki akapit zawarty w jednym zdaniu, wszędzie przecinki, zero kropek. Co to w ogóle ma być? Jeśli to jakaś awangarda to zupełnie do mnie nie trafia i, szczerze mówiąc, sprawiła, że odechciało mi się czytać już po pierwszych linijkach.

Koszmarna budowa. Tu wstawiasz czasownik w pierwszej osobie, tu w trzeciej, tu wtryniasz swoją myśl, tam opisujesz z perspektywy narratora trzecioosobowego. Nic z tego nie można zrozumieć, przynajmniej w moim odczuciu. Do tego powtarzasz co chwilę informacje, tak, jakbyś miała czytelnika za debila.

O języku napiszę tyle, że tu go nie widzę. Jest parę niezłych porównań, jest parę przenośni, ale w towarzystwie 'kurew' i okropnej budowy tekstu wręcz podkreślają jego niski poziom.

Całość jest jedną wielką sraczką intelektualną, niezrozumiałą dla czytelnika, nie wiem nawet, czy dla autora. Nastolatka rozpacza nad psem, jakby był co najmniej najważniejszą rzeczą w jej życiu. Sam rozumiem, że więź z czworonogiem może być bardzo silna, ale to jest gruba przesada. Przepraszam, że tak ostro, ale widząc twoje poprzednie teksty, które może geniuszem nie porażały, ale nie były też poniżej poziomu, cały czas mam wrażenie, że po prostu żarty sobie ze mnie robisz. Irytujący tekst po prostu.

Chyba, że w ostatnich akapitach dałaś upust swojemu geniuszowi. Nie wiem tego i nie chcę wiedzieć, ponieważ po pierwszym zniechęciłaś mnie skutecznie do lektury.

Pozdrawiam

3
Jak poprzednik również przebrnęłam tylko przez pierwszy akapit. Nie jestem ignorantką, więc później wrócę do całości tekstu. Ale zdaje mi się (jak mówię,po przeczytaniu kilku zdań)... stylizujesz się na Kuczoka?

4
Zaczęliśmy czytać, po kilku... linijkach (chcieliśmy napisać 'zdaniach', ale nie można) odświeżyliśmy stronę i przeczytaliśmy komentarz spankie/spankiego, po czym zdecydowaliśmy się po prostu pod nim podpisać, nawet jeśli zawsze czytujemy całe teksty.
Kiedy ktoś spotyka kogoś
Idąc pośród zbóż
Gdy ktoś pocałuje kogoś
Płakać chciałby któż?

5
Jedno, wielkie lelum-polelum - oto podsumowanie twojego tekstu, a raczej pierwszego akapitu, bo tylko do końca tegoż wytrwałem.
Zacznę od sprawy najbardziej rzucającej się w oczy - calutki akapit zawarty w jednym zdaniu, wszędzie przecinki, zero kropek. Co to w ogóle ma być? Jeśli to jakaś awangarda to zupełnie do mnie nie trafia i, szczerze mówiąc, sprawiła, że odechciało mi się czytać już po pierwszych linijkach.
Spankie, napisałam po prostu opowiadanie metodą strumienia świadomości. Rozumiem, że może się to nie podobać, ale nie ja to wymyśliłam. Ta metoda powstała na początku XXw. i jej celem było odtworzenie pracy ludzkiego umysłu, stąd właśnie ów słowotok. Potrafię zrozumieć, że ciężko jest przez to przebrnąć, ale cóż, takie właśnie są myśli człowieka; chaotyczne i nieskładne.
Koszmarna budowa. Tu wstawiasz czasownik w pierwszej osobie, tu w trzeciej, tu wtryniasz swoją myśl, tam opisujesz z perspektywy narratora trzecioosobowego. Nic z tego nie można zrozumieć, przynajmniej w moim odczuciu. Do tego powtarzasz co chwilę informacje, tak, jakbyś miała czytelnika za debila.
Wiem, że teoretycznie nie jest to poprawne, ale, przynajmniej w moim odczuciu, w takim tekście jak najbardziej pasuje. I, jak już napisałam wcześniej, powtarzanie niektórych myśli wynika z czego innego.
O języku napiszę tyle, że tu go nie widzę. Jest parę niezłych porównań, jest parę przenośni, ale w towarzystwie 'kurew' i okropnej budowy tekstu wręcz podkreślają jego niski poziom.
Nie widzisz języka, cóż, na to nie mam argumentu. Twoje zdanie, nie zamierzam się o nic kłócić.
Całość jest jedną wielką sraczką intelektualną, niezrozumiałą dla czytelnika, nie wiem nawet, czy dla autora.


Dla autora ma to sens, jak najbardziej. Tak naprawdę zawarłam w tekście wiele myśli, które towarzyszą mi na codzień. Przykro mi, że dla Ciebie jest to tylko "sraczka intelektualna".
Nastolatka rozpacza nad psem, jakby był co najmniej najważniejszą rzeczą w jej życiu. Sam rozumiem, że więź z czworonogiem może być bardzo silna, ale to jest gruba przesada.
Pies był tylko pretekstem. Nie wiem, czy Ty masz takie momenty w życiu, kiedy wszystko się na Ciebie wali i jest tylko gorzej i gorzej, ale ja mam. Ja gdy mam zły dzień i zjazd, a raz na jakiś czas mam, to po spóźnieniu się na pociąg mogę się nawet rozpłakać i stwierdzić, że nic mi w życiu nie wychodzi. Cóż, taka już jestem. To po prostu kwestia wrażliwości.
Przepraszam, że tak ostro, ale widząc twoje poprzednie teksty, które może geniuszem nie porażały, ale nie były też poniżej poziomu, cały czas mam wrażenie, że po prostu żarty sobie ze mnie robisz. Irytujący tekst po prostu.
Chyba, że w ostatnich akapitach dałaś upust swojemu geniuszowi. Nie wiem tego i nie chcę wiedzieć, ponieważ po pierwszym zniechęciłaś mnie skutecznie do lektury.
Nic nie szkodzi, masz swoje zdanie, rozumiem, choć oczywiście nie jest mi przyjemnie.
Jak poprzednik również przebrnęłam tylko przez pierwszy akapit. Nie jestem ignorantką, więc później wrócę do całości tekstu. Ale zdaje mi się (jak mówię,po przeczytaniu kilku zdań)... stylizujesz się na Kuczoka?
Kto to jest Kuczok?

6
Kto to jest Kuczok?
Wojciech Kuczok (ur. 18 października 1972 w Chorzowie) prozaik, poeta, scenarzysta, krytyk filmowy, speleolog.
Absolwent III LO im. Stefana Batorego w Chorzowie. Wcześniej uczęszczał do I LO im. Juliusza Słowackiego w Chorzowie, skąd został karnie wydalony. Ukończył Uniwersytet Śląski. Współpracownik Tygodnika Powszechnego, Res Publiki Nowej i miesięcznika Kino; doktorant filmoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim.
W latach 90. przynależał do grupy poetyckiej Na Dziko. Autor powieści Gnój, za którą dostał w 2003 r. Paszport Polityki, Nagrodę Literacką Nike w 2004, a także Nagrodę Krakowska Książka Miesiąca (marzec 2004 r. - mieszkał w tym czasie w Krakowie). Napisał też scenariusz do filmu Magdaleny Piekorz Pręgi, który zdobył w 2004 główną nagrodę na festiwalu filmowym w Gdyni.
Autor monodramu „Doktor Haust”, który w wykonaniu Michała Żebrowskiego i reżyserii Magdaleny Piekorz od premiery w styczniu 2005 był grany ponad 100 razy w warszawskim Teatrze Studio i gościnnie na wielu innych scenach polskich teatrów.
Od 1992 roku publikował swoje wiersze i opowiadania w prasie kulturalnej i literackiej (m.in. „Rzeczpospolita Plus Minus”, „Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy”, „Dziennik Polska-Europa-Świat”, „Newsweek”, „Respublica Nowa”, „Playboy”, „Twórczość”, „Kresy”, „NaGłos”, „Odra”).
W latach 2000-2004 publikował teksty o kinie w „Tygodniku Powszechnym” i miesięczniku „Kino”. W 2000 roku został laureatem konkursu młodych krytyków filmowych im. Krzysztofa Mętraka. W latach 2004-2005 felietonista sportowy dziennika „Rzeczpospolita”, także felietonista tygodnika „Newsweek” i dziennika „Metropol”. W latach 2007-2008 autor cyklicznych felietonów o kinie w miesięczniku „Zwierciadło”.
i tak dalej.

Chodziło mi konkretnie o jego Senność.

7
B. pisze:
Kto to jest Kuczok?
Wojciech Kuczok (ur. 18 października 1972 w Chorzowie) prozaik, poeta, scenarzysta, krytyk filmowy, speleolog.
Absolwent III LO im. Stefana Batorego w Chorzowie. Wcześniej uczęszczał do I LO im. Juliusza Słowackiego w Chorzowie, skąd został karnie wydalony. Ukończył Uniwersytet Śląski. Współpracownik Tygodnika Powszechnego, Res Publiki Nowej i miesięcznika Kino; doktorant filmoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim.
W latach 90. przynależał do grupy poetyckiej Na Dziko. Autor powieści Gnój, za którą dostał w 2003 r. Paszport Polityki, Nagrodę Literacką Nike w 2004, a także Nagrodę Krakowska Książka Miesiąca (marzec 2004 r. - mieszkał w tym czasie w Krakowie). Napisał też scenariusz do filmu Magdaleny Piekorz Pręgi, który zdobył w 2004 główną nagrodę na festiwalu filmowym w Gdyni.
Autor monodramu „Doktor Haust”, który w wykonaniu Michała Żebrowskiego i reżyserii Magdaleny Piekorz od premiery w styczniu 2005 był grany ponad 100 razy w warszawskim Teatrze Studio i gościnnie na wielu innych scenach polskich teatrów.
Od 1992 roku publikował swoje wiersze i opowiadania w prasie kulturalnej i literackiej (m.in. „Rzeczpospolita Plus Minus”, „Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy”, „Dziennik Polska-Europa-Świat”, „Newsweek”, „Respublica Nowa”, „Playboy”, „Twórczość”, „Kresy”, „NaGłos”, „Odra”).
W latach 2000-2004 publikował teksty o kinie w „Tygodniku Powszechnym” i miesięczniku „Kino”. W 2000 roku został laureatem konkursu młodych krytyków filmowych im. Krzysztofa Mętraka. W latach 2004-2005 felietonista sportowy dziennika „Rzeczpospolita”, także felietonista tygodnika „Newsweek” i dziennika „Metropol”. W latach 2007-2008 autor cyklicznych felietonów o kinie w miesięczniku „Zwierciadło”.
i tak dalej.

Chodziło mi konkretnie o jego Senność.
Być może, ale na swoje usprawiedliwienie dodam, że tego nie czytałam ;)

Szymon_Edit: Pragnę Wam przypomnieć, że cytujemy tylko potrzebną część tekstu, a nie całą wypowiedź.
Ostatnio zmieniony pn 09 maja 2011, 21:01 przez Szarlota, łącznie zmieniany 1 raz.

8
Zawsze przed przeczytaniem jakiegoś tekstu, lubię sobie zerknąć do komentarzy. Zerknąłem. Powiedziałem sobie: Słabi jesteście, nie daliście rady. Ja dam rade. W końcu jak ktoś to zakodował, to można to odkodować.

Poddałem się.
Po trzech linijkach tekst zaczął się zlewać. Nie wiem co tam jest napisane. Potrzeba do tego enigmy z jakiegoś ubota. Albo cholernie szczerych chęci. Dużo. Ja nie mam.
The Dude abides.

9
Szarlota pisze:Pies był tylko pretekstem. Nie wiem, czy Ty masz takie momenty w życiu, kiedy wszystko się na Ciebie wali i jest tylko gorzej i gorzej, ale ja mam. Ja gdy mam zły dzień i zjazd, a raz na jakiś czas mam, to po spóźnieniu się na pociąg mogę się nawet rozpłakać i stwierdzić, że nic mi w życiu nie wychodzi. Cóż, taka już jestem. To po prostu kwestia wrażliwości.
Domyślałem się, że właśnie taka odpowiedź na mnie czeka. Ale dziewczyno, ja oceniam tekst, a nie ciebie. Niezależnie od tego, jak bardzo 'szalona' jesteś, niezależnie od tego, czy nadajesz się do psychiatryka czy nie, czy twoje myśli są chaotyczne czy nie i, co najważniejsze, czy wiernie je odwzorowałaś, czy nie - ten tekst jest po prostu słabizną literacką. W ogóle mnie to nie obchodzi, że chciałaś oddać w tym swój tok myślenia, swój umysł - jest wielu, którzy zrobili to bez pomocy nieskładnych wyrażeń, bluzgów i pisania całego akapitu w jednym zdaniu. Ba, możesz ich spotkać nawet na tym forum, nie wskażę dokładnie, ale czytałem już parę perełek.

Uważam się za człowieka bardzo wrażliwego, a w tym momencie mylisz chyba wrażliwość z nieśmiałością i niechęcią do mocnego, szczerego wyrażania swojego zdania oraz pewną dawką użalania się nad sobą i zapadania się w wykopanym przez siebie dołku. Powtórzę: nie obchodzi mnie zupełnie, że ty jesteś taka i owaka. Mnie interesuje tekst, w którym przedstawiasz pewną dziewczynę. Dziewczynę, która moim zdaniem jest skrajnie irytująca i po prostu nie mam ochoty na czytanie tekstu o niej. Nawet jeśli jej myśli są odwzorowane idealnie.

Szarlota pisze:Potrafię zrozumieć, że ciężko jest przez to przebrnąć, ale cóż, takie właśnie są myśli człowieka; chaotyczne i nieskładne.
Tekst powinien być składny, a chaotyczny tylko w wysmakowany sposób. Jeśli taki nie jest - w moim odczuciu - nie jest po prostu dobry. Taki tekst w tym przypadku powinien IMITOWAĆ tok ludzkiego rozumowania - ponieważ ów oddany w skali 1:1 jest po prostu nieczytelny, nieprzyswajalny i zniechęcający.


Pozdrawiam

11
Przeczytałam całość. Mam dwa pytania:

1. Z jakiego powodu wybrałaś taką formę akurat dla tej opowieści? Treść powinna współgrać z formą, inaczej mówiąc: opowiadasz coś tak a nie inaczej dlatego, że jest to najlepszy możliwy sposób opowiedzenia właśnie tego. W tym przypadku nie jest. To wszystko jest tak naprawdę opowiadane z zewnątrz, widziane z zewnątrz, punkt widzenia jest obok bohaterki, nie w niej, choćby forma sugerowała coś innego. Chyba, że to tylko takie ćwiczenie, trening?

2. Jeśli dobrze rozumiem, formę wybrałaś świadomie, zatem wiedziałaś, jak to będzie wyglądało napisane. Dlaczego czytelnik miałby chcieć to czytać? Taka forma jest trudna w odbiorze, zatem musisz zaoferować coś niezwykłego, co spowoduje, że odbiorca będzie chciał brnąć przez ugór - coś, co go wciągnie i nie wypuści. Co miało odegrać tutaj taką rolę?

Ja nie wierzę, że włożyłaś w ten tekst całą siebie. Przeciwnie, tutaj jest bardzo mało Ciebie. Tutaj jest tylko to, co leży najbardziej płytko, co widać z wierzchu. Nie sięgnęłaś naprawdę głęboko. Nie pokazałaś tych ciemnych, mętnych, dziwacznych uczuć, skojarzeń, które są w każdym człowieku, kryją się gdzieś pod spodem, są intymne, które czynią Ciebie niepowtarzalną w odróżnieniu od wszystkich innych istot na świecie. A ta forma do tego właśnie się nadaje. Nie wykorzystałaś jej.

I literówki zostawiłaś. ;)

Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

12
1. Z jakiego powodu wybrałaś taką formę akurat dla tej opowieści? Treść powinna współgrać z formą, inaczej mówiąc: opowiadasz coś tak a nie inaczej dlatego, że jest to najlepszy możliwy sposób opowiedzenia właśnie tego. W tym przypadku nie jest. To wszystko jest tak naprawdę opowiadane z zewnątrz, widziane z zewnątrz, punkt widzenia jest obok bohaterki, nie w niej, choćby forma sugerowała coś innego. Chyba, że to tylko takie ćwiczenie, trening?
Hmm, ja to widzę tak - momentami dziewczyna mówi w pierwszej osobie, a kiedy indziej jest obserwowana przez wszechwiedzącego narratora. Przecież wypowiada swoje myśli, więc można powiedzieć, że punkt widzenia jest w niej, prawda? Chyba, że chodzi Ci o coś innego?
2. Jeśli dobrze rozumiem, formę wybrałaś świadomie, zatem wiedziałaś, jak to będzie wyglądało napisane. Dlaczego czytelnik miałby chcieć to czytać? Taka forma jest trudna w odbiorze, zatem musisz zaoferować coś niezwykłego, co spowoduje, że odbiorca będzie chciał brnąć przez ugór - coś, co go wciągnie i nie wypuści. Co miało odegrać tutaj taką rolę?
Emocje. Tekst miał być nimi nasączony, miał być emocjonalny do bólu. A prawdopodobnie to, że nie przyciąga i nie intryguje wynika z tego, że po prostu brak mi umiejętności. Jeszcze, mam nadzieję.
Ja nie wierzę, że włożyłaś w ten tekst całą siebie. Przeciwnie, tutaj jest bardzo mało Ciebie. Tutaj jest tylko to, co leży najbardziej płytko, co widać z wierzchu. Nie sięgnęłaś naprawdę głęboko. Nie pokazałaś tych ciemnych, mętnych, dziwacznych uczuć, skojarzeń, które są w każdym człowieku, kryją się gdzieś pod spodem, są intymne, które czynią Ciebie niepowtarzalną w odróżnieniu od wszystkich innych istot na świecie. A ta forma do tego właśnie się nadaje. Nie wykorzystałaś jej.
Pokazałam to, co odczuwałam w chwili, gdy to pisałam. Stałam się w pewnym momencie tą dziewczyną, którą opisywałam. Ale rzeczywiście, możesz mieć częściowo rację. Świadomość, że inni ludzie będą to czytali, zawsze jest swego rodzaju barierą. Może gdyby pisząc coś takiego nie towarzyszyła mi stale myśl, że kiedyś to komuś pokażę, napisałabym to lepiej. Nie wiem. A może po prostu jestem płytka i nie mam głębszej głębi, bo tak też być przecież może.
I literówki zostawiłaś. ;)
Przez nieuwagę i lenistwo :p
Pozdrawiam

13
Również przeczytałam całość. I zgodzę się z Thaną - musisz zaoferować coś niezwykłego.
Wbrew pozorom wolę taką formę od innej, nie przeszkadzają mi przecinki ani wulgaryzmy (swoją drogą myślałam, że trzeba o nich informować w nagłówku na czerwono). Ten fragment z kropkami byłby bełkotem emo dziecka, a tak to przynajmniej ma jakieś artystyczne ambicje, nad którymi można pracować.
Potrzebujesz rytmu. Moim zdaniem narracja pierwszo- i trzecioosobowa rytm ten burzy, ale jeszcze bardziej przeszkadzają mu zbędne wyrazy. Pilnuj liczby sylab czytanych na jednym wdechu i panuj nad wyrazami. Jednym mocnym możesz określić dwa przeciętne. Ponadto, tekst jest ostry, i nie sądzę, żeby bohaterka mogła zwracać uwagę na np. "narastającą irytację". Słowo "narastająca" jest dla mnie tam niepotrzebne.
"bez wahania odpowiedzieć na to pytanie i zacząć wymieniać swoje cechy charakteru" - kolejna emo dłużyzna
Proszę, niech to będzie literatura, a nie pamiętnik zbuntowanego anioła.

Końcówka drugiego akapitu oraz akapit trzeci to najsłabsze punkty i wymagają najwięcej pracy. Jeżeli chciałaś zaakcentować zmianę nastroju, powinny popłynąć łagodniejsze wyrazy.

Reszta, jak dla mnie, jest jak najbardziej do przeczytania. Powodzenia.
I cry when angels deserve to die

14
Szarlota pisze:Chyba, że chodzi Ci o coś innego?
Owszem, chodzi o coś innego. Pierwsza lub trzecia osoba to zabieg czysto techniczny. Gramatyka. Punkt widzenia to coś bardziej skomplikowanego. Wyjaśnię na przykładzie: ona mówi (myśli) "mam skołtunione włosy". Ale ona tego nie może widzieć, czuć od wewnątrz. To widać z zewnątrz - to widzą inni, to ona mogła zobaczyć w lustrze przed wyjściem z domu i zapamiętać (ale patrzenie w lustro też jest spojrzeniem na siebie z zewnątrz). To jest informacja dostępna z zewnątrz, nie od wewnątrz. Od wewnątrz to ona może czuć, że nieznośny kosmyk łaskocze ją w nos albo że włosy nie przesuwają się gładko po karku, tylko sterczą sztywno jak owcze runo. I może wiedzieć, iż to dlatego, że są nieuczesane, bo pamięta, że ich nie czesała.

Pod tym kątem powinnaś przejrzeć każdy drobiazg, każdą informację podaną w tym tekście. Wówczas zobaczysz, jak często osoba gramatyczna nie przystaje do rodzaju wiadomości.
Szarlota pisze:Emocje. Tekst miał być nimi nasączony, miał być emocjonalny do bólu.
Dobrze. Emocje. A chcesz tak sobie teoretycznie gadać o emocjach, czy chcesz, żeby czytelnik je poczuł? Widzisz, to jest tak: gdy zwykły człowiek maluje konia, to maluje cztery podłużne nogi, cztery kopyta, kilka kresek udających ogon, coś podłużnego zamiast głowy oraz kropkę zamiast oka. I mamy taki skrót, piktogram, hasło - koń. Jeżeli malarz maluje konia, to maluje plamy koloru i plamy światła, gdzieś tam półokrągły kształt o innym odcieniu, z inaczej załamującym się światłem - i to jest oko. A widz, kiedy ogląda całość, widzi konia.

Musisz wywalić do śmieci wszystkie etykiety, zapomnieć, że wiesz, co to jest miłość, smutek, strach. To piktogramy, hasła, skróty myślowe. Musisz napisać, co bohater naprawdę czuje (czyli najpierw zaobserwować, co sama czujesz). Wtedy piszesz na przykład o soplu lodu w brzuchu albo o długopisie, który wypada z ręki, bo ręka się trzęsie, o uciekaniu krok za krokiem, a każdy z tych kroków dłuży się w nieskończoność. A czytelnik w pewnym momencie myśli: ja znam to uczucie, ja wiem, co to jest - ona się boi. Jeżeli ten opis będzie bardzo podobny, do tego, co czasem czuje odbiorca, to on utożsami się z postacią. Jeżeli opis będzie nieco różny - zafascynuje czytelnika, bo różnimy się między sobą, wszystko odczuwamy trochę inaczej - to będzie oznaczało, że postać jest kimś trochę mu obcym, ale będzie ją rozumiał. Jeżeli rzucisz mu etykietką - "bała się" - to nie poczuje nic. Nie wciągnie go to, zostawi z boku.

Pokazałam to, co odczuwałam w chwili, gdy to pisałam. Stałam się w pewnym momencie tą dziewczyną, którą opisywałam. Ale rzeczywiście, możesz mieć częściowo rację. Świadomość, że inni ludzie będą to czytali, zawsze jest swego rodzaju barierą. Może gdyby pisząc coś takiego nie towarzyszyła mi stale myśl, że kiedyś to komuś pokażę, napisałabym to lepiej.
To też nie tak. Szarlota, tak naprawdę nikogo nie obchodzi, co czułaś, pisząc. Nieważne, czy robiłaś to z pełnym zaangażowaniem, płacząc rzewnie, czy na zimno, pogryzając orzeszki. Dla czytelnika istotne jest, co czuje on, nie Ty. Dlatego akurat pamiętanie o tym, że odbiorca istnieje, i że mówisz do kogoś, jest dobre. Tylko Ty się musisz nauczyć patrzeć jak twórca, nie jak odbiorca. Ty jesteś po drugiej stronie sceny, Ty nie oglądasz tej bajki, nie masz się utożsamiać z królewną czy wilkiem. Ty jesteś tam, skąd widać całą maszynerię i masz w rękach sznurki, to od Ciebie zależy, czy kukiełka ożyje, ale tak czy inaczej - ona ożyje dla nich - dla widowni, nie dla Ciebie.

Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

15
Pewnie moderator mnie złapie i nakrzyczy, ale co tam. :D

<owacje na stojąco dla Thany> Pięknie to napisałaś, nawet do mnie dotarło. :)
Kliknęłabym pomógł, ale to nie mój temat - więc na tym ryzykownym zachwycie obarczonym groźbą ostrzeżenia się skończy.

:D
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”