Come back

1
Kiedy to było? Miesiąc, rok, parę dni temu? Co mógłbym jej ofiarować teraz? Mój biologiczny chronometr tyka, zwolnione reakcje, minuty, godziny zmielone przez dni, stepują po mnie. Świat jest zagadką, błyskiem źrenic trefnisia, więc muszę wyjechać, więc wyruszam.

Przekleństwo mojej wolności polega na tym, że nie potrafię przestać o niej mówić. Jakby to powracanie cokolwiek zmieniało, nabierało sensu! Ale nie. Obawiam się, że nic z tych rzeczy. Nie wskrzeszą jej żadne moje dywagacje. Mam nadzieję, że o niej zapomnę.
*
Ostatecznie tyle jest innych kobiet. Czekają, lecz czy mógłbym być dla nich interesującym obiektem? Tuziny dziewczyn, a każda bez jej uroku. Nie mam ochoty na ich poznawanie. Randki budzą mój sprzeciw. Nie mam ochoty na cierpliwe słuchanie uroczych kłamstw, wymówek, plotek wypowiadanych półszeptem, zwiewnym szwargotem intymnych afer. Tak wiele jest innych kobiet, różnych od niej, chętnych zdobywania mężczyzny, którego by hodowały na wzór i podobieństwo swoich wyobrażeń, stuprocentowych babonów zdolnych do odfajkowania flirtu, całe mnóstwo dziewczyn marzących o „gdzietechłopach” przyszpilonych do pantofla, wyselekcjonowanych spośród miliona, że myśląc o nich, martwię się, czy kogoś nie poznała i błądzę ulicami.

Odwiedzam bary, knajpy, mroczne zaułki w padającym deszczu. Miasto szydzi ze mnie, traktuje jak obcego, nieprzyjaźnie, wrogo. Nie rozumiem, skąd się to bierze. Chyba stąd, że zwykło witać mnie przytroczonego do niej. Wtulona we własne wspomnienia, może w innym mieście ma identyczne problemy, nie umie im zaradzić, odczuwa ból z powodów, co do których mój stosunek jest mało przychylny: moja tolerancja kończy się tam, gdzie drałuje zazdrość.
*
Jej oczy, charme, uśmiech, przyzwolenie na pieszczoty, swobodne błądzenia rąk, moje trafiania w miejsca sprawiające, że drży, że jest piękna, oddana i wyzwolona. Przez jej ciało przebiegają dreszcze: nerwy, ułożone w jednolity system połączonych naczyń, współbrzmią z moimi. Miasto dyszy nieprzerwanym rytmem urojonej namiętności. Wołam w czeluście bloków kamiennej dzielnicy przypuszczając, że mnie słyszy. Lecz ściany są milczące, dyskretne i niedostępne.

Gdzie jesteś, kiedy wrócisz, krzyczę w miejscach, dokąd prowadziły nas telefony. Myślę z uporem, że co było, to przeszło, nie ma dni, lat, miesięcy, nastąpił kres, nowy etap, mogłem przewidzieć, jak się to skończy. Place, inne nazwy wąskich ulic, parki z odmalowanymi ławeczkami, drzewa bez liści zwiastujących ciepło, jej wargi soczyste słodyczą kaprysu i ludzie, chyżo uciekający przed deszczem, wystawy przeładowane niedostępną feerią zbyteczności, inkrustowane przedmiotami zawiniętymi w światło neonów, ten sam, co zwykle, nastrój niepokojących preludiów, zerwań i przeprosin, te same iluzje, świergot wystraszonych wróbli, zmoczonych czekaniem na skroplony antrakt, te same sylwetki omijające kałuże. Ich nasączone wodą twarze, kobiety w zabłoconych kozaczkach z wyprzedaży. Nieprzemakalne, słabe, czego się nie da stwierdzić przed rozebraniem, ich podszyte wiatrem kurtki, ich dłonie zniszczone dźwiganiem niespodzianek.
*
Poznaję; oto jestem świadkiem mijających obrazów, impresyjnych wedut żywcem przeniesionych z innego świata, świata bez niej.
Ostatnio zmieniony wt 20 wrz 2011, 16:21 przez Owsianko, łącznie zmieniany 3 razy.
Marek Jastrząb (Owsianko) https://studioopinii.pl/dzia%C5%82/feli ... N9tKoJZNoo

nieważne, co mówisz. Ważne, co robisz.

2
Ten tekst mnie intryguje.

Traktuje o czymś tak zwyczajnym, że ma się ochotę przestać czytać, ale nie, brnie dalej, wytrwale w te dziwne zdania, wiedząc jakich westchnień się spodziewać, których strun autor użyje, żeby wyglądało smutno.

Tutaj przyciąga ten osobliwy język, ładny i kojarzący się z przepływem szczerych myśli wlanych na papier. Myśli w większości trafnych (zwłaszcza ten akapit o kobietach wrył mi się w świadomość)

Zastrzeżenia mam do końcówki, w której za bardzo poszedłeś w swobodę wypowiedzi i pogubiłeś czytelność. Dobra puenta mogła podwyższyć znacznie wartość utworu, ale nie poradziłeś sobie z tym.

Ogólnie, podobało mi się.
"Przez życie trzeba przejść z godnym przymrużeniem oka, dając tym samym świadectwo nieznanemu stwórcy, że poznaliśmy się na kapitalnym żarcie, jaki uczynił, powołując nas na ten świat." - Stanisław Jerzy Lec

4
Jej oczy, charme, uśmiech, przyzwolenie na pieszczoty, swobodne błądzenia rąk, (*)moje trafiania w miejsca sprawiające, że drży, że jest piękna, oddana i wyzwolona.
To charme tu jakoś zgrzyta.
(*)moje trafienia w miejsca sprawiające że drży, że jest piękna...
jaki jest sens tej rubryki, skoro nikt nie weryfikuje?
Tak prawdę mówiąc, to nie ma tu czego weryfikować. Jest styl, są emocje, piękny, dopracowany język i dojrzałość autora.

5
Owsianko pisze:Nie wskrzeszą jej żadne moje dywagacje.
Nie pasuje mi tutaj to słówko. Po prostu, nie wiem, co mają akurat dywagacje do tego, co mówi narrator. Widzę tam raczej rozważanie, roztrząsanie problemu, a nie odchodzenie od tematu...
Owsianko pisze:moja tolerancja kończy się tam, gdzie drałuje zazdrość
tutaj mnie razi samo brzmienie. Takie trochę... kolokwialne? Nie wiem, jak to wyrazić. Drałować to może, jak dla mnie, koń pod górę, zazdrość w takim zestawieniu trochę mi zgrzyta. Tak, wiem, nieludzkie czepialstwo...

Masz dobry język. Płynny, wyważony (zresztą piszę Ci to chyba nie po raz pierwszy). Niewiele mam tu do dodania.
Mimo tego tekst nie do końca dobrze mi się czytał - w końcówce musiałam się mocno wysilić, żeby jakoś ogarnąć obrazy, które rzucasz przed oczy czytelnikowi. Dobrze, że jest dużo emocji, chociaż chyba i tak nie wszystkie umiem odczytać.
Nie jestem tutaj do końca dobrym odbiorcą chyba. Niemniej doceniam umiejętności i biegłość w przelewaniu myśli na papier. Dobry tekst, według mnie.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”