List

1
Chciałabym utkać Cię z promieni mieniących się w strudze wzruszenia płynącej policzkiem. Zanucić Cię szeptem jak pieśń o miłości dając wolność wiekuistą. Niech płynie nad pachnącym zielem, chabrem, i piaszczystą drogą. Niech tuli słońcem jak matka niemowlę. Niech ukuje zbroję ze strachu. Zrozumie obłąkanego. Ukoi szaleńca Piekło zmieni w niebo, a ból w słodycz. Rozpacz w radość. Dając niech zyskuje. Zatrzyma czas – oddalając zbliża. Umierając, niech staje się. Niech Będzie mocnym pokorą i wielkim słabością. Wybaczy sobie zło drugiego. Stanie się niewinnym i wolnym jak ptak. Smutek zamieni w radość. Niech będzie dla wszystkich nie potrzebując nikogo. Zło zamieni w radość. Dając siebie, spłonie w supersłońcu, by zmartwychwstać. Bo cokolwiek w prawdzie rodzi się nie ma końca.
Ostatnio zmieniony śr 02 lis 2011, 21:07 przez stokrotka7, łącznie zmieniany 3 razy.
http://www.majkaskowron.blogspot.com/

2
No ładne to jest :) Ale zrozumiałem jako list do Boga. Ja wrzuciłbym to do prozy poetyckiej...
Tacitisque senescimus annis
Najmądrzejsza rzecz, to wiedzieć co jest nieosiągalne, a nie w głupocie swojej, dążyć ku temu za wszelką cenę
- Zero Tolerancji -

3
"cię" piszemy z małej litery.
Niech ukuje zbroję ze strachu.
O ile zrozumiałam, nadal mówimy o pieśni miłości. Miłość jest przeciwieństwem strachu. Nie może ukuć owej zbroi.
Niech Będzie mocnym pokorą i wielkim słabością.
Będzie z małej. Kto niech będzie mocny? Wcześniej była mowa o pieśni a tu przeskakujesz na coś innego.
Wybaczy sobie zło drugiego.
Czemu ma sobie wybaczać zło kogoś innego?

Powiem tak. Ładnie to brzmi ale za grosz sensu. Może i powinno to znaleźć się w dziale z poezją. Ale w poezji również należy kierować się jakąś tam logiką. Tu jest zlepek ładnie brzmiących słów i tyle.

4
Dzięki za przeczytanie i komentarz. Może Ci to rozjaśni, gdy dodam, że to wstęp do biografii - nie mojej. Teraz to wygląda tak

Utkam cię z promieni, odbitych we wzruszeniu płynącym policzkiem,
Wyszeptam cię baśnią, ku pamięci miłości;
Niech się niesie nad pachnącym zielem polem, lasem, i piaszczystą drogą.
Płynie, aż do piekieł, odda upadłym aniołom skrzydła.
Z lęku ukuje zbroję.
Utuli samotnego.
Zrozumie obłąkanego.
Ukoi cierpiącego.
Chaos ułoży w skończone piękno
Niech będzie pieśnią odważną pokorą i mocną słabością.
Niewinna i wolna jak ptak.
Niech rozbrzmiewa każdemu, nie potrzebuje nikogo.
Zatrzyma czas – oddalając zbliża.
Umierając, staje się.
Dając siebie - spłonie w supersłońcu, by zmartwychwstać.
Cokolwiek w prawdzie rodzi się, nie ma końca...''

[ Dodano: Sro 21 Wrz, 2011 ]
A sens jak najbardziej jest i to głęboki, jednak należy odnieść się do chrześcijaństwa, aby go odczytać.
http://www.majkaskowron.blogspot.com/

5
Ebru pisze:"cię" piszemy z małej litery.
Tutaj jest to zwrot bezpośredni (to jest list!) i jak najbardziej może być napisany dużą literą.

Poetyckie aż za bardzo, ale to akurat mniejszy problem. Tutaj poważnie straciłaś sens przekazu. List skierowany do podmiotu, o którym ciężko mi cokolwiek powiedzieć, ponieważ z pierwszego zdania wyłania się zupełnie inny obraz, niż ukazują to kolejne linijki. Pobawiłaś się (bardzo ładnie) przeciwieństwami, konstrukcjami tworzącymi mocne kontrasty zmuszające do myślenia, ale w całej tej zabawie umknął cel. Bo widzisz, postawiłem siebie w roli odbiorcy. I jest tak: czytam list, w którym autorka (wybacz za ten zabieg) pisze do mnie (pomijając, czy stałem się Wiekuistym czy zwykłym człowiekiem), odkrywam o łzie spływającej po policzku, potem o pieśni a później... nic już nie pasuje ani do pierwszego, ani do drugiego. Stąd wrażenie, iż jest to ładna wyliczanka przeciwieństw. Piękne, ale mało sensowne - brak tutaj przesłania, przekazu na tyle jasnego, abym go odnalazł.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

6
Nie... To do konkretnej osoby- czyli podmiotu, w kontekście chrześcijaństwa - to co ogólne. rozumiem, że nie rozumiesz - bo tego nie da się zrozumieć jeśli nie zna się tej osoby/podmiotu. Dziękuje za komentarz, bo jest sensowny. Może to mój błąd, że wstawiłam to tu pomijając kontekst. Przepraszam.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”