Hotel [psychologiczny]

1
Witajcie bo długiej nieobecności.
Pod ścianą stawiam jeden ze swoich starszych tekstów.

HOTEL

___Białe ściany. Biała podłoga i sufit.– Nic poza tym. Mimo iż nie znał tego miejsca, nie odczuwał lęku. Przeciwnie. Czuł wspaniałą lekkość na duchu. Był niesamowicie wesoły. Chciało mu się śmiać, skakać i śpiewać. Od kiedy się obudził, cały czas leżał na podłodze. Obrócił tylko parę razy głową, by zorientować się w swojej sytuacji. Po chwili namysłu postanowił wstać i obejrzeć pomieszczenie dokładniej. Gdy wreszcie to zrobił, stwierdził, iż wcale nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. Znajduje się w pojedynczym pokoju, nikt go nie widzi, i do tego z głośników puszczają cały czas Elvisa Presleya. Starał się znaleźć źródło dźwięku, lecz po przeszukaniu całego pomieszczenia nie znalazł nic, co by mogło spełniać takową funkcję. Stwierdził jednoznacznie, że skoro nie widać głośników, muszą być poukrywane w ścianach. Ciesząc się z rozwiązania muzycznej zagadki, zaczął tańczyć w rytm piosenek króla. Po pewnym czasie był tak zmęczony, że padł na ziemię i od razu zasnął. Raz tylko się przebudził, bo wydawało mu się, że ktoś koło niego chodzi. Doszedł jednak do wniosku, że to pokojówka i zaraz sobie pójdzie, więc spał dalej. Tak zakończyła się jego pierwsza doba w hotelu.

___Następnego ranka podjął decyzję: nie będzie liczył spędzonych tutaj dni. To na wypadek, gdyby ktoś się dowiedział, jak długo tu już jest i zechciałby wystawić mu rachunek. Ten dzień zaczął się dla niego bardzo dobrze. Gdy tylko wstał, zobaczył na sobie nowe ubranie w piękne, pionowe niebieskie pasy. Na środku pokoju leżała też taca ze śniadaniem.
­­– Jestem w hotelu przynajmniej siedmiogwiazdkowym – powiedział sam do siebie z ogromną radością w głosie, patrząc na przemian to na tacę, to na nowe odzienie. Sam do końca nie był pewien, czy istnieją hotele o tak wysokim standardzie, ale skoro on się w takim znajduje, to muszą istnieć. Nie rozmyślając dalej, zabrał się do jedzenia. Gdy był już w połowie posiłku, spostrzegł, z jakich naczyń przyszło mu jeść: srebrne i brzęczące.
– To na pewno srebro!– wykrzyknął. – Potrafią tu zadbać o gości! Po tym stwierdzeniu wrócił do posiłku myśląc tylko o jednym: osiem gwiazdek! Gdy w końcu dokończył śniadanie, zrozumiał, że jednak czegoś mu brakuje. Tak. Potrzebował rozrywki. W końcu ileż można tańczyć?!? Rozejrzał się w około, i znalazł to, czego potrzebował. Jego srebrna zastawa stołowa świetnie nadawała się do zabawy w rycerza. Miska po owsiance jako hełm i taca jako tarcza. Takiej wspaniałej zbroi nawet w średniowieczu nie mieli!
Po kilku atakach na wymyślone smoki spostrzegł małą szczelinę na przeciwległej ścianie przy podłodze. Przyszła mu na myśl od razu wentylacja, ale zobaczył, że coś się w dziurze rusza.
– Szczury! Mają w hotelu szczury! Przy ośmiu gwiazdkach?!? To nie do pomyślenia! Zdenerwowany obecnością gryzoni w budynku, podszedł do szczeliny i wsunął w nią swoją tarczę. Wielkie było jego zdziwienie, gdy w tym samym momencie coś pochwyciło tacę i wciągnęło ją do przewodu wentylacyjnego. Przestraszony uciekł w przeciwległy kąt i szybko o wszystkim zapomniał. Mimo to siedział długo w kącie. Było mu stosunkowo wygodnie. Chciał przesiedzieć tam całe wieki. Gdy tak siedział, zobaczył, że w wentylacji znowu coś się rusza. Od razu przypomniał sobie o szczurach. Stało się jeszcze coś, czego by się nie spodziewał – z wentylacji wysunęła się taca z jedzeniem. Gość przypatrywał się jej przez chwilę, po czym podniósł się z podłogi i podszedł do niej. Kucnął nad nią, i z dziwną miną zaczął ją obwąchiwać.
– Nie, to na pewno nie jest od obsługi. To jest z wentylacji. Tak. Ta sama taca. Ale jedzenie inne – mówił przez chwilę do siebie, po czym zaczął krzyczeć do szczeliny: – Chcieliście mnie otruć wredne gryzonie?!? Strychnina w jedzeniu! Ja wam pokażę! Nie wyszedł wam wasz numer! Ale… – zrobił krótką przerwę – tak, rozpracowałem was! Chcieliście się mnie pozbyć, lecz to ja pozbędę się was! – po tych słowach, będąc już bardzo zdenerwowanym, kopnął z całej siły obiad, i wrzeszcząc zaczął wrzucać wszystko, co leżało na ziemi, do dziury. Gdy zabrakło już sztućców i misek, jak opętany kopał ściany i zrywał z siebie ubrania. Gdy został w jednej skarpecie, majtkach i rękawie z koszuli, podeszło do niego dwóch ludzi ubranych na biało.
– Niech się pan uspokoi – powiedział jeden z nich, wyciągając coś z kieszeni – pomożemy panu. Niech się pan tylko uspokoi. Gość na chwilę przestał krzyczeć, lecz zaczął ponownie, gdy tylko zobaczył, że jeden z ludzi trzyma strzykawkę.
– Wy też jesteście ze szczurami w zmowie! Chcecie mi podać truciznę – po tych słowach odepchnął jednego i zaczął siłować się z drugim mężczyzną.
– Nie, nie jesteśmy po stronie gryzoni! Pracujemy w deratyzacji i chcemy się ich pozbyć. Ten zastrzyk obroni pana przed strychniną. Niech pomoże pan sam sobie i się uspokoi.
– Skąd mogę mieć pewność, że mnie nie okłamujecie?
– Musi mi pan zaufać, inaczej nic z tego nie będzie.
Trochę się wahał, ale w końcu zgodził się na zastrzyk. W chwilę po iniekcji leżał nieprzytomny na podłodze z dziwnym uśmiechem na twarzy.
– Poszło z nim szybciej niż myślałem – powiedział jeden, chowając pustą strzykawkę do kieszeni i wychodząc z pokoju.

___Po odzyskaniu przytomności długo nie mógł dojść do siebie. Znowu siedział pod ścianą. Rozglądał się dookoła, tępo patrząc na wszystko, co go otacza. Wydawało mu się, że poznał już wszystkie zakamarki sali. Złudzenie jednak prysło, gdy wypatrzył pod sufitem niewielkie urządzenie. Nie do końca wiedział, co to jest. Wyglądało to jak duże podłużne oko. Gdy tak siedział, zauważył, że oko od czasu do czasu się porusza. Postanowił zbadać sprawę dokładniej. Spróbował wstać. Nie najlepiej mu to wychodziło i w końcu zobaczył, co było tego przyczyną. Wpadł w panikę.
– Moje ręce! Przyrosły! Ręce przyrosły mi do ciała! Nie, tylko nie to, pomóżcie! Spałem tak długo, że mi ręce przyrosły– w tym momencie się rozpłakał. Nie był to nawet normalny płacz, lecz wycie podobne do płaczu noworodka. Kiedy przeszły mu łzy, usiadł z wielkim trudem i zaczął rozmyślać. W jaki sposób będzie sobie radził w życiu bez rąk. W trakcie rozmowy, którą prowadził sam ze sobą, coś przykuło jego uwagę. Był to niewielki kwadrat, znajdujący kilkanaście centymetrów pod sufitem na jednej ze ścian. Wreszcie zrozumiał co to jest: niewielkie okienko. Nie wiedział, po co ono tam jest skoro do sufitu przylega lampa. Ale nie to było w tym momencie najważniejsze. Zdał sobie sprawę, że ściany zmieniły kolor na różowy, są bardziej miękkie i sala jest nieco mniejsza. Bardzo się zdenerwował, gdy zsumował wszystkie fakty. Ze złości wstał szybko (bez użycia rąk!) z podłogi. Podszedł do oka i przyjrzał mu się z bliska.
– Kamera! Obserwujecie mnie? W takim luksusowym hotelu! Ale ja się nie dam. Zobaczycie.
Gdy skończył mówić, zaczął skakać po całej sali odbijając się od ścian. Uważał, że jeżeli będzie się ruszał dostatecznie szybko, obraz z kamery będzie niewyraźny. Może miał nawet rację, bo już po chwili znowu stało koło niego dwóch ludzi ubranych na biało. I tyle zapamiętał z tego spotkania. Ocknął się, leżąc znowu na podłodze. Bardzo bolała go głowa i nadal miał zrośnięte ramiona z ciałem. Kątem oka dostrzegł coś kolorowego pod ścianą, i od razu obrócił w tamą stronę głowę. Było to nie coś, ale ktoś! Siedział pod oknem ze zgiętymi nogami, trzymając się za kolana.
– Już myślałem, że nigdy się nie obudzisz. Zaczynałem się nudzić, bo nie mam z kim rozmawiać. Teraz możemy porozmawiać razem, jak już nie śpisz. Ja nazywam się Olek. A ty jak? Bo każdy musi mieć jakieś imię. Moje dali mi moi rodzice. Bo wiesz zazwyczaj rodzice dają imię. Może nawet zawsze. Ale można sobie przecież zmienić, prawda?
– Nazywam się – tu zrobił krótką przerwę na myślenie, ale stale wpatrywał się w nowego współlokatora, lecz po chwili dokończył – nie pamiętam.
– Nie pamiętam. Ciekawe imię, ale skoro tak cię nazwali rodzice to trzeba to uszanować. Wiesz, bo ja tu jestem nowy, więc pomyślałem, że możesz mi opowiedzieć coś o tym miejscu, bo bardzo mi się tu podoba. Fajna sala, ściany i w ogóle wszystko – nie przestawał gadać. Nie dawał nawet dojść do słowa swojemu współrozmówcy, a jeżeli już pozwolił mu coś powiedzieć, były to tylko pojedyncze wyrazy.
– Masz bardzo fajny strój. Ta koszula, pewnie bardzo ułatwia ci życie, w szczególności, gdy nie ma się co z rękami zrobić. Kolory też są fajne. Co z tego, że to sama biel, skoro bardzo dobrze pasuje do ścian, prawda? Ja mam brzydki strój.
– Nie zwróciłem uwagi. Dobry hotel, tylko szczury mają. Jedzenie też jest dobre i sami mnie przebierają, a twój strój jest ładny – to była jego najdłuższa wypowiedź w trakcie całej rozmowy – Taki kolorowy– dodał po chwili. I rzeczywiście. Strój Olka był nadzwyczaj barwny. Wyglądał trochę jak obraz abstrakcjonisty. Patrząc na strój nowego gościa, przypomniał sobie, co mówił o swoim własnym. Konkretnie o koszuli. Spojrzał na siebie i nagle w głowie mu się rozjaśniło. Mógł w niewielkim stopniu ruszać rękoma, bo miał je skrzyżowane na klatce piersiowej, lecz nie mógł ich wyprostować. Zdał sobie sprawę, że ręce wcale mu nie przyrosły do ciała. Po prosu ktoś z obsługi przebrał go w specjalny strój. Tak wielkiego szczęścia nie było w nim od dawna. Zadziwiające jest to, w jak krótkim czasie przeszedł z melancholii do radości. Do tego wszystkiego z ukrytych głośników zaczęli puszczać dawne przeboje. Tańczył jeszcze weselej niż pierwszego dnia pobytu. Nie zauważył nawet, kiedy kolega gdzieś niespodziewanie zniknął. Pojawił się on równie szybko, w momencie gdy gość przestał tańczyć. Usiadł na podłodze, co bez możliwości używania rąk wyglądało raczej jak upadek. Razem z Olkiem zaczęli głośno śpiewać Autobiografię. Niezniechęceni niezbyt udaną interpretacją wykonali jeszcze parę utworów i poszli spać. Obudzili się koło południa. Obaj mieli na sobie czyste ubrania. Nowy, zaraz po przebudzeniu znowu zaczął tańczyć. Niezbyt pasowało to drugiemu, bo głowa bolała go jeszcze bardziej niż wczoraj. Nadal ubrany był w dziwną koszulę z długimi rękawami, lecz tym razem seledynową.
– Możesz przestać? Głowa mi pęka! Przestań tańczyć, albo przynajmniej nie krzycz tak! – wykrzyknął do Olka, który natychmiast się uspokoił. Obrazili się jeden na drugiego, bez wyraźnego powodu, i nie odzywali się do siebie przez pół dnia. Milczenie zostało nagle przerwane, gdy gość zauważył, że Olek znowu gdzieś zniknął. Zerwał się z podłogi i zaczął znowu krzyczeć do kamery:
– Zabraliście go! Dlaczego? Przecież on nic nie zrobił! Przeszkadzał wam albo pewnie odkrył jakąś waszą wielką tajemnicę. Ja chcę go z powrotem – mimo że nie byli przyjaciółmi, brakowało mu go.
– Najpierw zrobiliście mi kawał z rękami, a teraz zabraliście mi współlokatora. I do tego macie w hotelu szczury. Mam was dość. Chcę się wyprowadzić – dziwnie musiało wyglądać w monitorze, jak ktoś ze związanymi na brzuchu rękami gada do kamery. Nie odniosło to jednak żadnego skutku. Olka jak nie było tak nie ma i nigdy więcej nie wrócił. W tym dniu również nikt z obsługi się nie pojawił.

___Przez kilka następnych dni nie działo się nic ciekawego. Z jednym wyjątkiem: pewnego dnia, gdy się obudził, miał na sobie normalne ubranie. Ucieszyło go to trochę, ale nie tak bardzo, jak ucieszyłoby kiedyś. Nie skakał tak już po sali ani nie zwracał uwagi na szczury i nowe kolory ubrań. Gdy dostawał jedzenie, nie bawił się w rycerzy, tylko jadł bez słowa. Niekiedy tylko rozmawiał sam ze sobą. Po pewnym czasie przenieśli go z powrotem do jego poprzedniej sali. Działała na niego bardzo refleksyjnie. Leżał całymi dniami na podłodze i rozmyślał. Analizował swój pobyt w hotelu, myślał o nic nieznaczących głupstwach typu „kolor ścian” i o swoim życiu, jakie prowadził. Prawie w ogóle go nie pamiętał. Im dłużej przebywał w hotelu, tym więcej szczegółów z jego pamięci powracało na swoje miejsce.

___W końcu musiał nadejść ten dzień: zaczął kojarzyć fakty. Układał je w swojej głowie w jeden wielki obraz. Zrozumiał, jaką koszulę nosił przez wiele dni i dlaczego ściany obite są gąbką. Zrozumiał również, od czego ma łyse miejsca na głowie, które znalazł kilka dni wcześniej. Od tego czasu wiele się zmieniło. Dziś gość jest zupełnie innym człowiekiem niż był przed leczeniem. A to, jakim człowiekiem był, wszyscy dawno wymazali z pamięci.
Ostatnio zmieniony pt 07 wrz 2012, 23:51 przez Gemmini, łącznie zmieniany 3 razy.
Choć rozumu nie przedają,
I chłopowie rozum mają.

2
Nie poruszyło mnie. Z góry wiadomo, kto, co i jak. Mało przekonujące.
Gemmini pisze:Czuł wspaniałą lekkość na duchu.
Czyli gdzie? Można czuć lekkość na duchu? Można czuć się lekko. Niefortunne to wyrażenie.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

3
dorapa pisze:Z góry wiadomo, kto, co i jak.
Nie każdy utwór musi kryć w sobie zagadkę rodem z Hitchcocka.
Czytelnik miał z góry wiedzieć o co chodzi, w przeciwieństwie do bohatera.
dorapa pisze:Gemmini napisał/a:
Czuł wspaniałą lekkość na duchu.

Czyli gdzie? Można czuć lekkość na duchu? Można czuć się lekko. Niefortunne to wyrażenie.
Słyszałaś o związkach frazeologicznych? http://www.edupedia.pl/words/index/show ... duszy.html
Wybacz, ale jest to dosyć popularne określenie.
Choć rozumu nie przedają,
I chłopowie rozum mają.

4
Znam sporo związków frazeologicznych. Wśród nich nie ma "czuć lekkość na duchu". Jest "Czułam się lekko" i " zrobiło się lekko na duszy". Wybacz, to co napisałaś nie jest związkiem frazeologicznym. A jako słownik polecam jednak PWN.
Pozdrawiam.

[ Dodano: Pią 08 Kwi, 2011 ]
Mam sie trochę poznęcać nad tekstem, który napisałeś? Jeśli chcesz, to daj znać.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
dorapa pisze:Mam sie trochę poznęcać nad tekstem, który napisałeś? Jeśli chcesz, to daj znać.
Po to wrzuciłem tekst. Liczę jednak na konstruktywną krytykę.
Choć rozumu nie przedają,
I chłopowie rozum mają.

6
Gemmini pisze:Biała podłoga i sufit.– Nic poza tym.
Do czego ma służyć ten myślnik pomiędzy zdaniami?
Gemmini pisze: Przestraszony uciekł w przeciwległy kąt i szybko o wszystkim zapomniał. Mimo to siedział długo w kącie. Było mu stosunkowo wygodnie. Chciał przesiedzieć tam całe wieki. Gdy tak siedział, zobaczył, że w wentylacji znowu coś się rusza.
Można było uniknąć tych powtórzeń.
Gemmini pisze:Gdy skończył mówić, zaczął skakać po całej sali (przecinek)odbijając się od ścian.
Gemmini pisze:Kątem oka dostrzegł coś kolorowego pod ścianą, (wyrzucić przecinek) i od razu obrócił w tamą stronę głowę.
Gemmini pisze: po tych słowach, będąc już bardzo zdenerwowanym, kopnął z całej siły obiad, (bez przecinka) i wrzeszcząc zaczął wrzucać wszystko, co leżało na ziemi, do dziury.
Zmiana szyku:i wrzeszcząc, zaczął wrzucać do dziury wszystko, co leżało na ziemi.
Gemmini pisze: że Olek znowu gdzieś zniknął. Zerwał się z podłogi i zaczął znowu krzyczeć
Wiadomo o co chodzi.
Gemmini pisze: Tańczył jeszcze weselej niż pierwszego dnia pobytu. Nie zauważył nawet, kiedy kolega gdzieś niespodziewanie zniknął. Pojawił się on równie szybko, w momencie gdy gość przestał tańczyć.
1 zdanie - bohater tańczy.
2 zdanie - kolega znika.
3 zdanie - on i gość - kto jest kto?
Gemmini pisze:Razem z Olkiem zaczęli głośno śpiewać Autobiografię.
Cudzysłów lub kursywa w tytule.
Gemmini pisze:Obrazili się jeden na drugiego, bez wyraźnego powodu, (przecinek?) i nie odzywali się do siebie przez pół dnia.
Gemmini pisze:Olka jak nie było tak nie ma i nigdy więcej nie wrócił.
"Olka jak nie było, tak nie było." albo "Jak nie ma, tak nie ma." Takie znane wyrażenie.
Możesz spojrzeć na to zdanie jeszcze inaczej - było i wrócił - cz. przeszły, nie ma - czas teraź.
Gemmini pisze:Ucieszyło go to trochę, ale nie tak bardzo, jak ucieszyłoby kiedyś.
Zamień jedno ucieszyło na inny czasownik.
Gemmini pisze:o swoim życiu, jakie prowadził.
Jeśli to było życie jakie prowadził, to wiadomo, że było jego. Po co dodawać zaimek - swoim?
Gemmini pisze:tym więcej szczegółów z jego pamięci powracało na swoje miejsce.
Gemmini pisze:Układał je w swojej głowie w jeden wielki obraz.
Ta sama uwaga co wyżej.
Gemmini pisze:Dziś gość jest zupełnie innym człowiekiem niż był przed leczeniem. A to, jakim człowiekiem był, wszyscy dawno wymazali z pamięci.
Za dużo "człowiekiem".

Myślę, że wystarczy.

Chyba jest konstruktywnie.
Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

7
dorapa pisze:Myślę, że wystarczy.

Chyba jest konstruktywnie.
I tak i nie. Dziękuję za uwagi na temat powtórzeń szyku.

Zupełnie odbiegnę od dobrych manier. Pozwól, że zacytuję Ciebie samą:
dorapa pisze: Przecinki dla mnie to najmniejszy problem i czysto techniczny, chociaż czasami mam potężny problem, czy powinnam go wstawić czy nie.
Bardziej mnie interesuje fabuła, budowanie akcji, dialogu, niż zapisu.
Źródło: http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopi ... ght=#87181

Na temat mojej fabuły napisałaś:
dorapa pisze:Nie poruszyło mnie. Z góry wiadomo, kto, co i jak. Mało przekonujące.
Na temat przecinków rozpisałaś się chętniej.

Do (okropnej) interpunkcji i (wielu) powtórzeń zawsze się przyznawałem, przyznaję też, że nie zawsze chce mi się siedzieć i je poprawiać.

Czekam na opinię innych osób na temat fabuły.
Choć rozumu nie przedają,
I chłopowie rozum mają.

8
O co ci chodzi? Chcesz bym ci napisała, co mi się w tym tekście nie podoba? Ale po co? Przecież on podoba się tobie. I będziesz go bronić jak niepodległości.

Gdybyś spojrzał bez złości na uwagi o przecinkach, dostrzegłbyś, że trzy z nich dotyczą tego samego wykroczenia - stawiania znaku interpunkcyjnego przed spójnikiem i. Powinnam je zebrać w jedno, ale mi się nie chciało grzebać w cytowaniu.

Chciałeś oddać przeżycia kogoś z problemami psychicznymi? Do mnie ten opis nijak nie przemawia. Nic nie poradzę. I powtórzę - Nie porusza mnie. Jeśli, jak napisałeś, czytelnik miał wiedzieć, gdzie jest bohater - to się udało, ale nie ma nuty zaskoczenia, odkrycia u samego bohatera. A nawet jeśli miał do tego dojśc drogą powolnej dedukcji - to gdzie ona jest?
Pamiętaj, że wrażenia czytelnicze są bardzo osobiste. Kolejna persona może mieć całkiem inne spostrzeżenie. I zachwyci się twoim pomysłem i jego realizacją?
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

9
Na swój sposób podoba mi się ta wizja. Z jednej strony nie traktuję jej jako wiarygodnej, jako coś w rodzaju „inne spojrzenie na psychiatryk”, tylko jako takie wyobrażenie wtłoczone w dość pokręcone ramy. I na tej płaszczyźnie to kupuję. Ciekawie obserwowało mi się lokatora tego Twojego „hotelu” i zerkało na świat na jego pokrzywiony sposób. Mimo różnych mankamentów językowych (o których za chwilę) dobrze mi się te fragmenty czytało.

Nie czuję jedynie ostatniego akapitu. Tutaj coś ucieka - jest zbyt skrótowo, zbyt sucho. Za mało podsumowania w tej poincie i zbyt mało treści (i odstający mocno styl), by była to po prostu pełnoprawna część opowiadania. Więc jak na moje „widzi mi się”, to zakonczenie do przemyślenia jeszcze.

Narracja nawet płynna. Przeszkadzały powtórzenia - wiem, że niekiedy celowe, ale momentami po prostu za dużo - i chwilami niewygodna konstrukcja zdań. Do tego zaimki. Przydałoby się trochę ich powycinać, bo na przykład takie fragmenty:
Gość przypatrywał się jej przez chwilę, po czym podniósł się z podłogi i podszedł do niej. Kucnął nad nią, i z dziwną miną zaczął obwąchiwać.
brzmią po prostu nieporadnie. A można by je zgrabniej sformułować i wiele by nie straciły.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”