Mroczny Mesjasz - Prolog

1
Jest to początek prologu do mojego pierwszego opowiadania. Proszę o bezlistosne opinie :) Nazwa jak na razie robocza, zapewne ulegnie zmianie.

Nadchodzi koniec spokojnych dni, koniec panowania kruchych sił ludzkich, koniec wolności i potęgi którą ludzie sami sobie przyznali przed wiekami wypędzając bóstwa z tego świata. Przeszłość ma oczy, usta i pazury więc widzi, krzyczy i drapie domagając się sprawiedliwości
~Ramirez

Krzyk. Przerażający, przyprawiający o dreszcze krzyk. Siedzieli we trójkę o zmierzchu w pokoju drewnianej chatki czekając na wieści. Krzyk. Zachód słońca rozsiewał krwawą łunę, niebo było czerwone jak gdyby nagle na taflę nieba wylana została krew tysięcy ludzi, jakby rozgrywała się tam bitwa o dusze milionów istnień, bitwa nie o władze a o przetrwanie. I był to ostatni dzień starej ery, ery w której ludzie żyją zgodnie z zasadami wytyczonymi przez Zakon. Krzyk. Pastuchowie składają ręce jak gdyby chcieli się modlić do zapomnianych bóstw aby wszystko było w porządku. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego co się właśnie teraz dzieje, że świat jaki znają ma się raz na zawsze zmienić. Ojciec i dwóch synów siedzących ze spuszczonymi głowami przy jednym stole na środku którego palący się knot świecy był jedynym źródłem światła w ten mroczny wieczór. Krzyk. Łza ojca pierwsza upadła na drewniany blat, łza która wyrażała ból i radość, nie pierwsza i nie ostatnia uroniona przez bardzo umięśnionego mężczyznę. Wiedział co się dzieje, wiedział, że nie da się już ocalić ukochanej. Nie był wojownikiem, nigdy nie miał w dłoniach miecza, zwykły starszy pastuch który tężyzny fizycznej dorobił się pracą w polu. Jego synowie byli niczym krople łez uronione przez ojca, podobni, równie silni i równie bezbronni wobec świata. I spadła kolejna łza ojca na blat stołu na którym od kilkunastu lat wspólnie z rodziną siadał do śniadania, obiadu i kolacji gdy rozległ się jeszcze bardziej przeraźliwy krzyk. Nadchodził czas. Ostatnie minuty. Krzyk...

Drzwi do sąsiedniego pokoju uchyliły się delikatnie jakby ten kto je otwierał nie chciał przerwać spokoju który i tak nie istaniał.
- Chłopiec - rzekła niska postać która była ledwie widzialna stojąc w przejściu. Ojciec zerwał się i wbiegł do sąsiedniego pokoju o mało się nie potykając o próg. Odepchnął niską postać. Pomieszczenie było rozświetlone blaskiem świec które dopełniały atmosfery śmierci. Teraz nie było już krzyków, był tylko płacz niemowlęcia trzymanego w ramionach leżącej kobiety.
- Ainles... - powiedział drżącym głosem i upadł na kolana przed starym drewnianym łóżkiem.
- Dbaj o niego, obdarz go miłością taką jaką i mnie obdarzyłeś. Nadchodzi mój czas... Wybacz... - odrzekła ostatkiem sił i oddała dziecko w silne ramiona męża. Do pokoju po cichu weszli synowie, pogrążeni w smutku nie podchodzili do matki, tylko spoglądali ze łzami w oczach. Wszyscy wiedzieli że nadszedł jej czas, nawet niski druid który posiadał ogromną wiedzę nie był w stanie jej pomóc. Siła wyższa. Ta która decyduje o życiu i śmierci. Ainles spojrzała na nich, uśmiechnęła się po raz ostatni. “Dziekuję” szepnęła tak cicho iż ledwo usłyszał to jej maż stojący zaraz obok. Leżała teraz bezwładnie, wszyscy byli wpatrzeni szklistymi oczami na blednącą twarz rozświetlaną przez palące się knoty. Blask świec odbijał się od twarzy, nawet dziecko przerwało płacz, minuta ciszy ku czci matki i żony. Spojrzał ojciec na dziecko trzymane w ramionach, zwykłe, najzwyczajniejsze dzieciątko niezdające sobie sprawy ze śmierci rodzicielki opatulone w baranią skórę. Kolejny członek rodziny urodzony kosztem życia matki, matki której nigdy już nie pozna.
Ostatnio zmieniony sob 07 lip 2012, 13:20 przez Ahu, łącznie zmieniany 2 razy.

2
kosztem życia matki, matki której nigdy już nie pozna.
Po pierwsze, to powtórzenie "matki" nie jest potrzebne, a jeśli już, to przed "której" brakuje przecinka.
Siła wyższa. Ta która decyduje o życiu i śmierci.
Według mnie to jest zbędne. Ani nie jest informacją, ani nie wprowadza w nastój, imho, nie pełni żadnej funkcji w tekście.
Nie był wojownikiem, nigdy nie miał w dłoniach miecza, zwykły starszy pastuch który tężyzny fizycznej dorobił się pracą w polu.
Przecinek przed "który", przed "starszy" (dlaczego starszy? Mi się to kojarzy z określeniem rodzica w języku potocznym. Poza tym - starszy od czego/kogo? Głupio trochę to brzmi, czemu nie po prostu stary? Albo coś w rodzaju "dojrzały mężczyzna", lepiej by brzmiało). Generalnie podoba mi się ten zabieg z "krzykiem" ale w tym fragmenciku
Krzyk. Przerażający, przyprawiający o dreszcze krzyk.
trzeba coś z tym zrobić. Może po prostu "Przerażający, przyprawiający o dreszcze", bez "krzyk", bo już wiadomo, że o to chodzi. Masz trochę powtórzeń, "ojciec-ojciec" np.
Dbaj o niego, obdarz go miłością taką jaką i mnie obdarzyłeś. Nadchodzi mój czas... Wybacz...
W tej wypowiedzi coś mi nie gra. Rodzina pasterzy? Nie wiem, czy taki język tu pasuje. I przecinka przed "jaką" nie ma.
Pomieszczenie było rozświetlone blaskiem świec które dopełniały atmosfery śmierci.
Przecinek! Masz problem z interpunkcją, stanowczo. Za dużo błędów w tak krótkim tekście. Poza tym "atmosfera śmierci" mi się nie podoba, jest zbyt często używane.

Generalnie, jak to dopracować, to jestem raczej za, chociaż po takim małym fragmencie trudno ocenić. Coś takiego bardzo łatwo schrzanić, więc radzę zachować czujność. Pozdrawiam.

3
Przede wszystkim interpunkcja szaleje
np.
Ahu pisze:Drzwi do sąsiedniego pokoju uchyliły się delikatnie jakby ten kto je otwierał nie chciał przerwać spokoju który i tak nie istaniał.


~~ ani jednego przecinka - jazda bez trzymanki, tak się czyta to zdanie i do tego litrówka

Powtórzenia czasem są nieuniknione, ale co za dużo to nie dobrze np.
życia matki, matki której nigdy już nie pozna.
~~ tego drugiego można się pozbyć.

Tekst wymaga dopracowania i możliwe, że coś z niego będzie.
Biedny, kto gwiazd nie widzi bez uderzenia w zęby.

4
Dzięki za opinie :) Fakt, mam mały (niemały?) problem z interpunkcja, zwłaszcza gdy piszę jakieś fragmenty "na fali", wtedy nie zwracam uwagi na to. Ale potem następnego dnia wracam i to poprawiam w miarę możliwości by sensowniej to wszystko poukładać (mój błąd, że wrzucam fragment napisany w jedna chwilkę i bez poprawek). Niemniej liczę na kolejne opinie i dziękuję za konstruktywne uwagi. Pozdrawiam

5
Siedzieli we trójkę o zmierzchu w pokoju drewnianej chatki czekając na wieści.
Wystarczyłoby, gdybyś napisał, że siedzieli wieczorem w drewnianej chacie.
Zachód słońca rozsiewał krwawą łunę, niebo było czerwone jak gdyby nagle na taflę nieba wylana została krew tysięcy ludzi, jakby rozgrywała się tam bitwa o dusze milionów istnień, bitwa nie o władze a o przetrwanie.
Wystarczyłoby: Zachód słońca rozsiewał krwawą łunę, jak gdyby nagle na taflę nieba wylana została krew tysięcy ludzi. Nie ma sensu dopisywać historii do tego porównania.
I był to ostatni dzień starej ery, ery w której ludzie żyją zgodnie z zasadami wytyczonymi przez Zakon. Krzyk. Pastuchowie składają ręce jak gdyby chcieli się modlić do zapomnianych bóstw aby wszystko było w porządku. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego co się właśnie teraz dzieje, że świat jaki znają ma się raz na zawsze zmienić.
Wyszło prawie jak narodziny Jezusa. Pastuchowie, nastaje nowy świat. Rozumiem, że chcesz dać głębsze znaczenie narodzinom Ainles, stąd te wojny bogów na nieboskłonie. Tyle, że do tej pory o narodzinach czytelnik nic nie wie, stworzyłeś mu z to Armageddon.
Ojciec i dwóch synów siedzących ze spuszczonymi głowami przy jednym stole na środku którego palący się knot świecy był jedynym źródłem światła w ten mroczny wieczór.
Położyłeś w tym zdaniu nacisk na świecę, a chyba należałoby skupić się na osobach. Zbyt dokładny opis.
Ojciec z synami (nikogo w tym momencie nie obchodzi, ile tych synów było) siedzieli ze spuszczonymi głowami przy stole. Jedynym źródłem światła była świeca... i tak dalej. Nie chcę tworzyć tu opowiadania za ciebie, ale ładowanie wszystkich możliwych informacji w jedno zdanie nie jest najlepszym pomysłem.
(1)Łza ojca pierwsza upadła na drewniany blat, łza która wyrażała ból i radość, (2)nie pierwsza i nie ostatnia uroniona przez (3)bardzo umięśnionego mężczyznę. (4) Wiedział co się dzieje, wiedział, że nie da się już ocalić ukochanej.
(1) Wystarczy: Ojciec płakał.
(2) Niepotrzebne.
(3) Kogo w tym momencie obchodzi, czy ojciec był umięśnionym mężczyzną, czy chuderlawym starcem?
(4) No chyba że wiedział co się dzieje. Ale skąd wiedział że ona umiera?
Jego synowie byli niczym krople łez uronione przez ojca, podobni, równie silni i równie bezbronni wobec świata.
Synowie byli podobni do ojca. Wystarczy. Skąd ta bezbronność się brała?
I spadła kolejna łza ojca na blat stołu na którym od kilkunastu lat wspólnie z rodziną siadał do śniadania, obiadu i kolacji gdy rozległ się jeszcze bardziej przeraźliwy krzyk.
To nie blat stołu tu najważniejszy. Wyszło tragikomicznie.
Drzwi do sąsiedniego pokoju uchyliły się delikatnie jakby ten kto je otwierał nie chciał przerwać spokoju który i tak nie istaniał.
Drzwi do sąsiedniego pokoju uchyliły się.
- Chłopiec - rzekła niska postać która była (1) ledwie widzialna stojąc w przejściu. Ojciec zerwał się i wbiegł do sąsiedniego pokoju (2) o mało się nie potykając o próg. Odepchnął niską postać. Pomieszczenie było (3) rozświetlone blaskiem świec które dopełniały atmosfery śmierci.
Niską postać spokojnie można zamienić na starszą kobietę.
(1) Mogła być ledwie WIDOCZNA w ciemności. Nie w przejściu.
(2) Potknął się albo nie. Jak się potknął, to piszemy o tym, jak się nie potknął to nie piszemy.
(3) A czemuż to? Na stole też stała świeca i żadnej atmosfery nie rozsiewała. Co innego, gdyby tam były gromnice.
- Ainles... - powiedział drżącym głosem i upadł na kolana przed starym drewnianym łóżkiem.
Nikogo nie obchodzi, że łóżko było stare, drewniane i miało skrzypiącą sprężynę po lewej stronie.
- Dbaj o niego, obdarz go miłością taką jaką i mnie obdarzyłeś. Nadchodzi mój czas... Wybacz... - (*)odrzekła ostatkiem sił i oddała dziecko w silne ramiona męża.
(*) Wyszeptała, wycharczała, a nie tak sobie spokojnie rzekła.
Wszyscy wiedzieli że nadszedł jej czas, nawet niski druid który posiadał ogromną wiedzę nie był w stanie jej pomóc.
Druid kojarzy się z wiedzą.
“Dziekuję” szepnęła tak cicho iż ledwo usłyszał to jej maż stojący zaraz obok.
Wiemy że mąż był przy niej. Natomiast niespodzianką jest, że stoi, bo przed chwilą klęczał przy niej.
Leżała teraz bezwładnie, wszyscy byli wpatrzeni szklistymi oczami na blednącą twarz rozświetlaną przez palące się knoty.
Mogła opaść bezwładnie na poduszkę. Wszyscy mogli się w nią wpatrywać (co z dzieckiem?), ale te świecące knoty to przesada.
Blask świec odbijał się od twarzy, nawet dziecko przerwało płacz, minuta ciszy ku czci matki i żony.
Za dużo tych knotów i świec. Z tą minutą ciszy przesadziłeś. To nie apel wojskowy.
Kolejny członek rodziny urodzony kosztem życia matki, matki której nigdy już nie pozna.
Czemu kolejny członek rodziny urodzony kosztem życia matki? No i czemu członek rodziny? Skąd taki oficjalny ton?

Przesadziłeś z tragizmem w tekście. Przesadziłeś z przymiotnikami. Z opisami. A co za dużo to niezdrowo. Zaczynasz bojami zapomnianych bogów, krwistymi łunami, nadchodzi koniec świata, a okazuje się, że chodzi o ojca czekającego na narodziny dziecka. Wyszło dziwnie. Nie podoba mi się twój styl. Za wiele patosu. Pomysł niczym nowym nie jest: cudowne dziecko które się rodzi i nikt nie zdaje sobie sprawy jaki to bohater przyszedł na świat. Czy coś z tej opowieści może być, czy nie, po takim krótkim fragmencie trudno powiedzieć. Robisz podstawowe błędy początkującego: zbyt dokładne opisy w miejscach, gdzie sytuacja tego nie wymaga, dziwne metafory, nadmiar przymiotników. No cóż. Dużo pisania przed tobą. Praktyka czyni mistrza.

6
Witaj,

Pozwól, że wypowiem się pod Twoim tekstem również i ja. Wszystkie uwagi z mojej strony są oczywiście czystym, subiektywnym odczuciem. Mam nadzieję, że coś na nich skorzystasz.
Z góry przepraszam, że powieliłam trochę post poprzednika! Po prostu skomentowałam całość tekstu, bez czytania komentarza.

1. Zdaje się, że masz poważny problem z interpunkcją. Choć nie jestem alfą i omegą w tym temacie - wyłapałam naprawdę dużo potknięć.

2. Zdarzyło Ci się użyć kilku niefortunnych określeń - np. uroniona przez bardzo umięśnionego mężczyznę. Postaraj się ich unikać.

3. Widać, że bardzo starałeś się o wzniosły ton tego tekstu, o jakiś patos i tragizm. Niestety... Nie wyszło. Powtórzenia czasem robią wrażenie, ale w tym tekście raczej zawadzają niż podnoszą jego wartość. Zdecydowanie za dużo uwagi poświęciłeś knotom, świecom i... świecom i knotom.

4. Opis bohaterów też trochę na siłę i zbyt krótki. Nie za bardzo można się wczuć w sytuację i ludzi.

Myślę, że to kwestia przeczytania kilku książek. Czytaj jak najwięcej, obserwuj innych Autorów. Masz potencjał. Nie zmarnuj go.

“Nadchodzi koniec spokojnych dni, koniec panowania kruchych sił ludzkich, koniec wolności i potęgi którą ludzie sami sobie przyznali przed wiekami wypędzając bóstwa z tego świata. Przeszłość ma oczy, usta i pazury więc widzi, krzyczy i drapie domagając się sprawiedliwości ” - <“Nadchodzi koniec spokojnych dni, koniec panowania kruchych sił ludzi, koniec wolności i potęgi, którą ludzie sami sobie przyznali przed wiekami, wypędzając bóstwa z tego świata. Przeszłość ma oczy, usta i pazury, więc widzi, krzyczy i drapie, domagając się sprawiedliwości.”>?

Siedzieli we trójkę o zmierzchu w pokoju drewnianej chatki(,) czekając na wieści. - a może: <Zapadał zmrok, gdy czekając na wieści zebrali się w trójkę w drewnianej chacie.>?

jakby rozgrywała się tam bitwa o dusze milionów istnień, bitwa nie o władze(,) a o przetrwanie. - <władzę>

I był to ostatni dzień starej ery, ery(,) w której ludzie żyją zgodnie z zasadami wytyczonymi przez Zakon. - najlepiej wyrzuć to drugie <ery>

Pastuchowie składają ręce(,) jak gdyby chcieli się modlić do zapomnianych bóstw(,) aby wszystko było w porządku. - "aby wszystko było w porządku" nie pasuje mi do reszty tekstu. Zgrzyta. Może zamiast tego: o pomyślność/o pomoc/o ratunek?

Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego(,) co się właśnie teraz dzieje,

Ojciec i dwóch synów siedzących ze spuszczonymi głowami przy jednym stole na środku którego palący się knot świecy - to zdanie w ogóle jest pogmatwane. Może tak: <Ojciec z dwoma synami siedzieli przy stole, na którego środku płonęła świeca>?

Łza ojca pierwsza upadła na drewniany blat, łza(,) która wyrażała ból i radość, nie pierwsza i nie ostatnia uroniona przez bardzo umięśnionego mężczyznę. - to zdanie też jest jakieś takie pokręcone. Może: <Pierwsza łza ojca>?, no i ten bardzo umięśniony mężczyzna jakoś mi tu nie pasuje. Może warto byłoby napisać: dobrze zbudowany/postawny/słusznej postury?

Nie był wojownikiem, nigdy nie miał w dłoniach miecza, zwykły starszy pastuch(,) który tężyzny fizycznej dorobił się pracą w polu.

I spadła kolejna łza ojca na blat stołu(,) na którym od kilkunastu lat wspólnie z rodziną siadał do śniadania, obiadu i kolacji(,) gdy rozległ się jeszcze bardziej przeraźliwy krzyk.

Drzwi do sąsiedniego pokoju uchyliły się delikatnie jakby ten(,) kto je otwierał nie chciał przerwać spokoju(,) który i tak nie istaniał. - <istniał>

- Chłopiec - rzekła niska postać(,) która była ledwie widzialna stojąc w przejściu.

Ojciec zerwał się i wbiegł do sąsiedniego pokoju o mało się nie potykając o próg. - <o mało nie potykając się>?

- Chłopiec - rzekła niska postać która była ledwie widzialna stojąc w przejściu. Ojciec zerwał się i wbiegł do sąsiedniego pokoju o mało się nie potykając o próg. Odepchnął niską postać. - powtórzenie: niska postać/niską postać

Pomieszczenie było rozświetlone blaskiem świec(,) które dopełniały atmosfery śmierci.

Do pokoju po cichu weszli synowie, pogrążeni w smutku nie podchodzili do matki, tylko spoglądali ze łzami w oczach. Wszyscy wiedzieli(,) że nadszedł jej czas, nawet niski druid(,) który posiadał ogromną - <spoglądali na nią ze łzami>?

Ta(,) która decyduje o życiu i śmierci.

“Dziekuję” szepnęła tak cicho(,) iż ledwo usłyszał to jej maż stojący zaraz obok. - <dziękuję>, może zamiast cudzysłowu zrobisz z tego normalną wypowiedź bohaterki? <- Dziękuję - szepnęła tak cicho...>?

szklistymi oczami na blednącą twarz rozświetlaną przez palące się knoty. Blask świec odbijał się od twarzy, nawet dziecko przerwało płacz, minuta ciszy ku czci matki i żony. Spojrzał ojciec na dziecko - powtórzenie: twarz/twarzy/dziecko/dziecko. Przesadziłeś trochę z tą minutą ciszy. Może lepiej <wszyscy zamilkli/zapadła głucha cisza>?

Kolejny członek rodziny urodzony kosztem życia matki, matki(,) której nigdy już nie pozna. - tutaj też powtórzenia, które nic nie wnoszą do tekstu. "członek rodziny" na tle reszty opowiadania brzmi dziwnie i sztucznie. Może warto zamienić na coś innego? Polecam słownik synonimów.

Dużo weny życzę, pozdrawiam : )


Weryfikacja zatwierdzona przez Adriannę
Ostatnio zmieniony sob 07 lip 2012, 13:20 przez Satrina, łącznie zmieniany 1 raz.
[...] mowa ludzka wywodzi się z pieśni, a pieśń – z potrzeby wypełnienia dźwiękiem tej nazbyt dużej i dość pustawej przestrzeni, jaką jest dusza człowieka.

Coetzee John Maxwell,
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”