Rozmowa Polikarpa ze Śmiercią

1
Ona była Śmiercią, gdy weszła do mojego pokoju, a ja przyjąłem tę Śmierć bez zająknięcia, bez najkrótszej chociażby chwili wahania. I kochaliśmy się długo i namiętnie, nie liczyłem minut czy godzin, tak bardzo byłem pochłonięty żądzą. Zginąłem w jej ramionach wtedy, w tamtym momencie, zginąłem, upojony jej wonią i pijany zapomnieniem. Jej biała skóra, w dotyku zimna jak lód, ciało, w którego żyłach nie krążyła krew, serce, które milczało. Ona była jak liść rzucony na wiatr, nieprzewidywalnie zmieniający kierunek, wyzwolony z ciasnej klatki, jaką jest dla człowieka umysł. Tamta chwila, tamten moment, nic więcej się nie liczyło, była tylko jej alabastrowa twarz, tylko jej bezdenne oczy, tylko jej blond włosy, które zdawały się krzyczeć razem z nią w tym dzikim tańcu. A potem, gdy oboje opadliśmy z wycieńczenia, gdy czuliśmy, jak ciała wygasają, Ona wstała, spojrzała na mnie jak gdyby po raz pierwszy, powiedziała: „Chodź ze mną”. Ja zapytałem, czy nie możemy zostać, a Ona, że nie może zostać i nie chce iść beze mne. Milczałem, bo nie miałem pojęcia, co robić, co Jej powiedzieć. Zapytała, czy chcę z Nią pójść, a ja, czy mam wybór. „Masz”, odpowiedziała. Znowu milczałem, cisza dzwoniła mi w uszach. Wreszcie powiedziałem, że nie chcę jeszcze umierać, a gdy znowu spojrzałem w Jej kierunki, Jej już nie było. W powietrzu wciąż unosił się zapach, którym była przesiąknięta. Zapach snu, dziwnie kojarzącego się z mroźnym, zimowym wieczorem. Zapach nocy i czerni rozgwieżdżonego nieba.
Osunąłem się na kolana, nie mogąc odgonić od siebie obrazu Jej twarzy, który wracał natarczywie. Potem wszystko się zmieniło.
Byłem jak żywy trup w skórze człowieka. Z czasem zacząłem podejrzewać, że tej nocy, być może, jakaś cząstka mnie umarła. Bo jedzenie straciło smak, a świat barwy. Stał się chwiejny i niepewny, wszystko było kopią kopii jeszcze innej kopii. Ludzie mówili, że oszalałem, i możliwe, że mieli rację. Owładnęła mną obsesyjna myśl o Śmierci.
I to był już mój ostatni wpis.
Ostatnio zmieniony śr 18 sty 2012, 18:38 przez Szarlota, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Nie podobało mi się zbytnio.
Cały tekst zalatuje mi takimi sztucznie wyegzaltowanymi przemyśleniami na temat życia, śmierci i miłości pisanych ręką rozchwianej emocjonalnie nastolatki. Język sili się na wzniosłość, jednak ginie ona w potoku rozbuchanych metafor i zdań, straszliwie rozciągniętych na osi czasu. Z przenośnią jest tak, że fajnie jest nią urozmaicić - wprowadzić to tu, to tam, by nadać pracy specyficzny, subiektywny smaczek. Ja tu odczuwam przerost formy nad treścią - ekscentryczne metafory i porównania stają się ostoją tekstu, który sam w sobie nie ma większego sensu. Do tego zakończenie dopisane na szybko, aby było oraz na siłę chwytliwy tytuł... Moim skromnym zdaniem, nie jest dobrze.

Do rozbuchanego całokształtu tekstu dochodzi jeszcze jedna kwestia, której poświęcę cały akapit, ponieważ niesamowicie mnie wkurza. Chodzi o pisanie form osobowych - w tym wypadku 'Ona', 'Śmierć' wielką literą. Dziewczyno, przestań! Taki zabieg automatycznie klasyfikuje cię w oczach większości czytelników w przedziale dla nastolatek-bloggerów, które nie mają o czym pisać, więc piszą o Bardzo Ważnych Sprawach, to jest Miłości, Śmierci i Życiu. No i o Niej. To takie... pretensjonalne.

Od strony technicznej jest całkiem sprawnie, nie licząc oczywiście języka, który w ogóle mi się nie podobał. Zgrzytnął mi tylko jeden zabieg, który zastosowałaś, a który rujnuje cały zamierzony efekt. Posłużę się fragmentem:
Szarlota pisze:Ja zapytałem, czy nie możemy zostać, a Ona, że nie może zostać i nie chce iść beze mne.
Chodzi mi dokładnie o fragment "a Ona, że nie może..." W tekście, który ma budzić emocje, w którym metafora metaforę metaforą pogania, taki zabieg okropnie wybija z rytmu, przynajmniej mnie.

Pracuj, pisz, wrzucaj, chętnie poczytam coś jeszcze. Tylko może tym razem coś dłuższego.
Pozdrawiam

3
Szarlota pisze:Ona była Śmiercią, gdy weszła do mojego pokoju, a ja przyjąłem tę Śmierć bez zająknięcia, bez najkrótszej chociażby chwili wahania. I kochaliśmy się długo i namiętnie, nie liczyłem minut czy godzin[1], tak bardzo byłem pochłonięty żądzą. Zginąłem w jej ramionach wtedy, w tamtym momencie, zginąłem, upojony jej wonią i pijany zapomnieniem. Jej biała skóra, w dotyku zimna jak lód, ciało, w którego żyłach nie krążyła krew, serce, które milczało.
Pierwszy raz przeszło mi przez myśl zaprzestanie czytania w punkcie "błeeee, sentymentalne badziewie" (oznaczonym jako 1). Bo jakże to? Zawsze kochają się długo i namiętnie? Nigdy krótko i namiętnie? To jest tak wyświechtana fraza (to "długo i namiętnie") że odrzuca mnie od monitora na jej widok.

Drugi raz przestałem czytać pod koniec, jak się pojawiło to serce, które milczało. Znaczy - że wampir? Jak krew mu w żyłach nie krążyła to chyba ciężko mu było się kochać długo i namiętnie - bardziej zahaczało to o krótko i siermiężnie... ;) Poza tym - kobieto (albo i chłopcze, ktokolwiek się kryje za nickiem) - Ty sobie wybrażasz długie i namiętne kochanie się z kimś, kto jest zimny i niemiły w dotyku?

No niech Ci będzie, czytam do końca, żeby nie było, iż się wyzłośliwiam nie doczytawszy.
Szarlota pisze:wyzwolony z ciasnej klatki, jaką jest dla człowieka umysł
Nieudana metafora trochę - widziałaś (-eś) kiedyś liście w klatce? Pozdrów je ode mnie jak je zobaczysz... O, i jeszcze klatka ta to ludzki umysł - ej, w sposób dość niejasny kojarzy mi się to z gościem, którego kiedyś Feliks W. Kres skrytykował. Tego od opowiadania, w którym bohater "szedł w ciemności i był ciemnością". I ciebie bohaterka i bohater są liśćmi, które są w klatce, która jest umysłem. Też dobre.
Szarlota pisze:włosy, które zdawały się krzyczeć razem z nią w tym dzikim tańcu
WŁOSY krzyczały i tańczyły? Włosy?! No cóż... ciekawie, ciekawie. A tak poważnie - to zdanie kompletnie nie przemawia do mojej wyobraźni. Nie precyzuje ani trochę jak owe włosy się poruszały i dlaczego zdawały się krzyczeć.
Szarlota pisze:gdy czuliśmy, jak ciała wygasają
Ale jak to "wygasają"? Przecież zimne były od początku...
Szarlota pisze:co Jej powiedzieć. Zapytała, czy chcę z Nią pójść
Może całe słowo od razu Wielką Literą? W naszym języku się raczej tego nie robi, chyba, że pisze się o Bogu.
Szarlota pisze:Zapach snu, dziwnie kojarzącego się z mroźnym, zimowym wieczorem
Nie spali bo byli zajęci, ale po niej i tak został zapach, który kojarzy się (?) bądź jest jak sen i JEDNOCZEŚNIE jak mroźny, zimowy wieczór? Często zdarza Ci się spać na dworze w mroźne zimowe wieczory? Kolejna niezbyt, moim zdaniem, udana metafora.
Szarlota pisze:Byłem jak żywy trup w skórze człowieka. Z czasem zacząłem podejrzewać, że tej nocy, być może, jakaś cząstka mnie umarła. Bo jedzenie straciło smak, a świat barwy. Stał się chwiejny i niepewny, wszystko było kopią kopii jeszcze innej kopii. Ludzie mówili, że oszalałem, i możliwe, że mieli rację. Owładnęła mną obsesyjna myśl o Śmierci.
I to był już mój ostatni wpis.
Kompletnie nie rozumiem ostatniego zdania (był? Czyli - został napisany wcześniej niż to zdanie?) za to, na pocieszenie, dodam, że poprzedzający je akapit jest lepszy od reszty. Reszta owa, niestety, jest marna. I jeszcze te literówki... albo dużo pisz, albo zajmij się szydełkowaniem. ;)

A, i faktycznie brzmi to jakbym czytał Bellę ze "Zmierzchu" w wersji męskiej. Błeeee... obrzydliwe.

[ Dodano: Czw 31 Mar, 2011 ]
Częściowo usprawiedliwia Cię jeżli jesteś w liceum i ostatnio omawiałaś "Rozmowę Mistrza Polikarpa ze Śmiercią". Częściowo. ;)
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

4
Gdyby Polikarp tak czule gadał ze Śmiercią, to całe średniowiecze diabli by wzięli.
Szarlota pisze:Ona była Śmiercią, gdy weszła do mojego pokoju,
Moja pierwsza myśl - a kim była zanim weszła?

Nawet śmierć jest blondi! Zdecydowanie się sprzeciwiam! Ona jest siwa.
Szarlota pisze:powiedziała: „Chodź ze mną”. Ja zapytałem, czy nie możemy zostać, a Ona, że nie może zostać i nie chce iść beze mne. Milczałem, bo nie miałem pojęcia, co robić, co Jej powiedzieć.


Rany, przeleciał ją (choć chyba bardziej pasuje - poznał dogłębnie, wszak były to godziny) i odesłał?! Faceci! Zawsze tacy sami! Świnie!:)

A tak serio - ja zapomniałem - w j. polskim osoba mówiąca kryje się w formie czasownika - po co pisać "ja"? Wiadomo kto.
ja - "czy nie możemy zostać" ona - "nie możemy zostać". Pewnie, że w dialogach tak jest, że jeden mówi:
- Nie możemy zostać?
- Nie możemy.
odpowiada drugi. Ale w twoim tekście to nie brzmi zgrabnie.

Ostatnie zadanie jest okrutnie nie na miejscu. Wynika z niego, że jest jakiś cd. "I to był już mój ostatni wpis, a potem poszedłem do niej i było pięknie. Dziś, gdy wspominam..."

Nie wiem co myśleć. Trochę mnie ten tekst irytuje, bo nie lubię opowieści z mułu (tak moja córka nazywa głębokie przemyślenia o bardzo ważnych tematach), trochę bawi.
Pomysł ciekawy.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
Hahaha, tak coś czułam, że tylko w moim odczuciu ten tekst brzmi dobrze ;). Cóż, widocznie jestem jeszcze zbyt niedojrzała, żeby dostrzegać takie rzeczy... Ale kurde no, mi się po prostu ten tekst podobał, podobało mi się pisanie go, nie pisałam nic na siłę.
Tak, omawialiśmy dopiero co motywy śmierci w literaturze średniowiecza... :d Ups, hehe!
Za komentarze dziękuję, wszyscy macie, oczywiście, rację.

6
Błędy wytknięto ci już powyżej. Tekst taki sobie. Zapytam tylko: a po co śmierć zawitała do niego? By się z nim kochać? Logicznym jest, że chciała go zabrać. No to czemu go nie wzięła, skąd te gadki że ma wybór? No i skoro wybrał życie, to czemu tęskni za śmiercią? A nawet jeśli tęskni, to niech ją zawoła. W końcu śmierć się czai wszędzie. W ostatnim zdaniu wspominasz o wpisie - do czego? Pamiętnika? Tekst niespójny logicznie, opakowany w egzaltowany styl z nieoryginalnym tytułem. Nie podobało mi się.

7
Niestety, niekontrolowane przelanie myśli na papier może być przyjemne dla piszącego, ale już niekoniecznie dla czytającego, wybacz.

Tekstu nie ma co rozbierać. Dałaś się ponieść emocjom/wrażeniom. Język jest jak dla mnie po prostu nadęty - o niczym nie piszesz normalnie. Błędów i nielogiczności już Ci wskazano dość.
Nadmienię tylko, że prawdopodobnie, gdybyś pchnęła swoje umiejętności operowania językiem (bo tutaj poległaś na metaforach, ale to bardzo trudne figury) do jakiegoś prostszego, konkretniejszego utworu, to mogłoby wyjść całkiem fajnie. Bo masz słownictwo, pewnie poradziłabyś sobie z plastyką, tylko musisz trochę odpuścić z egzaltacją i zastanowić się, co czytelnik tak naprawdę ma w tekście zobaczyć.

Ten kawałek natomiast zdecydowanie nie przypadł mi do gustu.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”