Szczęście [miniatura]

1
Chciałbym spakować się, zabrać wszystkie najcenniejsze rzeczy, wszystkie książki i wszystkie moje ulubione płyty i wyjechać stąd raz na zawsze, wyjechać daleko, gdzieś gdzie będzie zimno i gdzie będzie nieprzyjemnie, aby cierpieć i aby cierpieć szczerze, żeby tęsknić za ojczyzną, za cieplejszym powietrzem. To moje marzenie i sądzę, że jest to marzenie realne, marzenie, które można zrealizować. A więc pakuję się już dzisiaj, choć jest dość późno, choć trzeba spać, ale jednak nie śpię, pakuję się skrupulatnie. Przeliczam sobie wszystko skrupulatnie. Pieniądze na podróż umieszczam w lewej kieszeni, w prawej chowam telefon i dokumenty. Jest druga nad ranem, wychodzę. Jest chłodno, jest nieprzyjemnie. Dworzec pachnie moczem i pacznie źle. Bezdomni tłoczą się w kątach, grzeją się w kątach, od czasu do czasu proszą mnie o drobne, na jedzenie, na puszkę piwa. To intrygujące, że bezdomni zawsze pozostają bezdomnymi, nie posiadają imion, nie posiadają nazwisk, nie mają twarzy. Są przykładem nędzy, są obrazem społeczeństwa, które upada. Nie widzimy w nich ludzi, a przecież to ludzie, przecież są tacy jak my. Kupuję bilet. Walczę zażarcie o miejsce w przedziale. Upycham swój bagaż w rogu. Dym z papierosów wypełnia całe pomieszczenie, gdy próbuję otworzyć okno aby cokolwiek zmienić dostaję w żebra, pięścią, dłonią, kolanem. Jest chłodno, tam na zewnątrz.
Podróż trwa i trwa. Wyjmuję z plecaka gazetę. Starą i brudną. Rozkładam ją sobie na kolanach i światłem z telefonu komórkowego podświetlam litery. Czytam, zajmuję sobie czas. Większość moich współpasażerów zdążyła już zasnąć, zapaść w ten wycieczkowy letarg, kiedy śpi się i nie śpi jednocześnie, kiedy wszystko się słyszy, choć jest się gdzieś indziej, gdzieś obok siebie. Została tylko ta kobieta. Wciąż mi się przygląda, jest w niej coś niepokojącego. Niepokojąco pociągającego także. Chyba zawsze ciągnęło mnie do śmierci, chyba zawsze byłem gdzieś pomiędzy. Dlatego wysiadłem nie tam gdzie powinienem, wysiadłem za nią. Przedstawiliśmy się sobie i wybraliśmy na kawę. Wschodziło słońce. Kawa smakowała okropnie, tak jak zazwyczaj smakuje kawa w spelunkach nieopodal stacji. Niczego o sobie nie wiedzieliśmy, wszystko nas w sobie zaskakiwało. Było pięknie.
Kilka godzin później wróciliśmy do pociągu. Wybieraliśmy się dalej. Jechaliśmy skupieni, było już coraz mniej czasu, coraz mniej możliwości. Nie mogliśmy się wycofać. W końcu czekaliśmy na siebie przez całe życie, przez cały czas i teraz już nie ma tego czasu, już nie wolno nam się ociągać, nie wolno nam niczego zmarnować. Dlatego wychodzisz za mnie, mamy gromadkę dzieci i dobrą pracę. Buduję dom, a ty gotujesz mi obiady. Niczego nie chcę zmienić. A jednak czasem budzę się w środku nocy, zrywam się z łóżka i tłumię krzyk. Czasem czuję, że to nie wszystko, że było tyle innych spraw, którymi się nie zająłem, tyle życiorysów, z których nie skorzystałem. Wychodzę w takich chwilach do kuchni i piję herbatę. Patrzę na zdjęcia dzieci i twoje. Gaśnie we mnie ta przedziwna namiętność, która wyrwała mnie na chwilę z mojego bezpiecznego spokoju. Wracam do ciebie i zasypiam.
Czasem śnią mi się także pociągi, a wraz z pociągami setki kobiet, na które patrze znad poszarzałej gazety, które adoruję i które chcę mieć. Mieć tylko dla siebie. Płaczę cicho, bo choć jestem szczęśliwy, to jednak zawsze chciałem czegoś innego. Chciałem wyjechać, chciałem się zmienić. Nie potrafię się już poruszać, nie potrafię chodzić. Zasnąłem w tamtym pociągu, zasnąłem nad tą szarą gazetą i zasnąłem, gdy na ciebie spojrzałem. Zrozumiałem, że szczęście bywa niezwykle trudne.

2
nooise pisze:Bezdomni tłoczą się w kątach, grzeją się w kątach, od czasu do czasu proszą mnie o drobne, na jedzenie, na puszkę piwa. To intrygujące, że bezdomni zawsze pozostają bezdomnymi, nie posiadają imion, nie posiadają nazwisk, nie mają twarzy. Są przykładem nędzy, są obrazem społeczeństwa, które upada. Nie widzimy w nich ludzi, a przecież to ludzie, przecież są tacy jak my. Kupuję bilet.
Tę wstawkę można jakoś fajniej rozwinąć, może większy akapit utworzyć, a upchałeś ją między tak prozaiczne czynności. Takie skakanie po zupełnie innych "falach odbierania" ;)
nooise pisze:Dlatego wysiadłem nie tam gdzie powinienem, wysiadłem za nią. Przedstawiliśmy się sobie i wybraliśmy na kawę.
Tu można było dodać więcej retoryki, to jest zbyt szybko, zbyt obojętnie. W końcu (tak myślę) poznał kogoś niezwykłego...
nooise pisze:Wschodziło słońce. Kawa smakowała okropnie, tak jak zazwyczaj smakuje kawa w spelunkach nieopodal stacji. Niczego o sobie nie wiedzieliśmy, wszystko nas w sobie zaskakiwało. Było pięknie.
Nie było pięknie, nie przekonałeś mnie. Uważaj na takie słowa - chcesz powiedzieć czytelnikowi, jak było, a wcale tego nie wyrażasz swoimi opisami.
nooise pisze:W końcu czekaliśmy na siebie przez całe życie, przez cały czas i teraz już nie ma tego czasu, już nie wolno nam się ociągać, nie wolno nam niczego zmarnować. Dlatego wychodzisz za mnie, mamy gromadkę dzieci i dobrą pracę. Buduję dom, a ty gotujesz mi obiady.
Nagły zwrot do odbiorcy - "ty". Jeśli celowe, to nie rozumiem, po co ten zabieg. Chyba, że to tak z rozpędu ;)

Taka nieszczególna miniaturka. I nieszczególnie też ma związek z tytułem "Szczęście", no może oprócz ostatniego zdania. A ostatnie zdanie z kolei nie pasuje do całego opowiadania ;p Bo tak bierze się ni z gruchy, ni z pietruchy. Coś tam chciałeś przekazać, ale wszystko zginęło pod naporem tylu opisów. Dlatego to ostatnie zdanie (albo raczej ostatni akapit) jest mało czytelny.

Za suche zdania. Nie różnią się niczym od zwykłej relacji. Choć z drugiej strony mogą się podobać, takie zobojętniałe, beznamiętne, prawie jak żywot bohatera ;p

Tak ze strony czytelnika wolałabym, żeby było więcej krótkich akapitów, niż mało długich. Trochę źle się czytało.

Co mi się rzuciło w oczy, to mnóstwo powtórzeń. Jednak wcale nie zgrzytały, wiesz, jak ich używać. Równo ciągnęły historię dalej, zwracały uwagę na wszystko, co było tej uwagi warte. Więc z narracji możesz być zadowolony.

A sam temat, jakoś ani ziębi, ani grzeje. Chociaż motyw "pociągowy" jest fajny. Może zbyt często wykorzystywany, ale u Ciebie przyzwoicie zrealizowany.

Pozdrawiam.
ObrazekObrazekObrazek

3
Tekścik był dla mnie dość męczący.

Powtórzenia... Wiem, że są specjalnie, wiem, ze tak też można... Tylko że mnie to zamordowało. Wydawało mi się, że tekst traci jakiekolwiek akcenty, charakter. Powtarzałaeś wszystko, co tylko było można. Bez znaczenia, czy to słowo rzeczywiście było istotne, czy nie. Momentami to już wpadało w kompletny idiotyzm:
nooise pisze:marzenie realne, marzenie, które można zrealizować
Chyba forma przyćmiła mi treść, bo po pierwszym przeczytaniu zupełnie nie umiałam powiedzieć, czego ta miniaturka dotyczyła. Przebiegłam przez literki po raz wtóry...

No tak, motyw oklepany, ale niektóre fragmenty trzeba docenić. Podoba mi się na przykład "opis" atmosfery w pociągu - wychodzi całkiem klimatycznie. Tak na przykład tutaj:
nooise pisze: Kupuję bilet. Walczę zażarcie o miejsce w przedziale. Upycham swój bagaż w rogu. Dym z papierosów wypełnia całe pomieszczenie, gdy próbuję otworzyć okno aby cokolwiek zmienić dostaję w żebra, pięścią, dłonią, kolanem
Zakończenie mnie rozczarowało. Silisz się na głęboką formę, dajesz parę ciekawych kawałków, dotykasz różnych kwestii (bezdomni itp.), ale kończysz standardowo. W gruncie rzeczy "gościem z kryzysem wieku średniego" i typowym motywem: niby szczęśliwy, a jednak nie.
Trochę szkoda.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”