Pijalnia sztuki [Obyczajowe z domieszką psychologii]

1
___Bar sprawiał wrażenie pustego, jednak tętniło w nim życie. W klimatycznym półmroku, rozjaśnianym tu i ówdzie przez lampy stojące siedzieli dżentelmeni, popijając trunki. W powietrzu dało się wyczuć woń szlachetnego cygara, tlącego się leniwie. Nad towarzystwem unosiły się obłoki siwoszarego dymu, leniwie tworzącego fantastyczne kształty w przesiąkniętym inteligencją powietrzu. Wprawne oko dostrzegłoby pianistę siedzącego w kącie pokoju. Nie zależało mu jednak na rozgłosie. Napełniał wnętrze baru przyjemnymi, zwiewnymi dźwiękami, idealnie pasującymi do sennego klimatu. Nikt nie doszukiwał się źródła piękna.
Litery kapały na obrus.
__-Jeszcze po jednym, proszę pana? - Mężczyzna w podeszłym wieku zatoczył się i zamrugał parokrotnie, by odzyskać ostrość widzenia.
Odpowiedź zagłuszył brzdęk szklanki, ale po chwili kieliszki wypełnione lepką, ciemną cieczą zostały opróżnione, a to mogło oznaczać tylko jedno.
__-Nawet nieźle ci to wyszło, kolego - Panowie niepostrzeżenie przeszli na "ty" - ale należy jeszcze popracować nad stylem.
__-Moje dialogi pozostawiają wiele do życzenia, ale to i tak się sprzeda. Poczekaj chwilę - dodał, widząc, że partner już napełnia kolejne kieliszki - zawsze trzeba chwilę odczekać.
__-A nie lepiej iść za ciosem?
__-Nie, wtedy następuje... Ten, no... Przesyt!
Stwierdzenie okazało się na tyle przekonujące, że przerwało dyskusję na moment. Moment wystarczający, by się rozejrzeć. Atmosfera barowa zgęstniała, lekki szum towarzyszący rozmowom stał się głośniejszy, a tłuczone butelki coraz częściej znaczyły drewnianą podłogę. Na niewielkie podwyższenie na środku sali liczniej wchodziły pojedyncze osoby, aby dygnąć parę razy. Ze strony toalet dobiegały jednoznaczne dźwięki, świadczące niechybnie o pierwszych bójkach.
Słowem: rozkręcało się.
Pan z cygarem dosiadł się do okrągłego stołu.
__-Nie przeszkadzam chyba - bardziej stwierdził niż zapytał.
Gruby z łysinką przytaknął, zamrugał kaprawymi oczkami, zadudnił basem:
__-Oczywiście, że nie. Im nas więcej, tym lepiej! - po czym połknął kolejną czekoladkę.
Towarzystwo rozweselało się coraz mocniej.
__-Niech pan powie, panie szanowny! Co tam pan ostatnio narozrabiał?
__-Nic takiego, znów przewróciłem rynek do góry nogami - szelmowski uśmiech.
__-Tak myślałem, że skądś pana znam. Niech pan uważa, bo mogę nasłać na pana smoki - zachichotał gruby.
__-A ja na pana swoich skrytobójców - W mig zrozumiał żart, a cygaro zatańczyło na jego ustach.
Obaj zadudnili gardłowym śmiechem, niosącym się aż po stół bilardowy.
Kije poszły w ruch, wyprzedzając argumenty o dwa kieliszki.
__-Mój Herold jest lepszy, ty kmiocie, ty marna podróbo! Pierwszy na to wpadłem, ty pieprzony złodzieju!
__-Tak? Przesłałem swój towar do wydawnictwa dwa tygodnie przed tobą, gdy ty nie miałeś jeszcze wstępnej korekty. Tak to robią profesjonaliści, nie guzdrzą się, nie płaczą mamie w rękaw, robią swoje!

"Misiaczki" obsiadywały stół z każdej strony, jednak nie reagowały. Kierowało nimi wrodzone doświadczenie oraz żelazna logika, która w tym fachu była nieodzowna. Wiadomo, zaraz zacznie się bójka. Po co temperować dwóch? Wystarczy poczekać, aż jeden z nich wygra, a potem zająć się drugim, ot co!
___Barman patrzy na panoramę tego całego burdelu. Zabawa rozkręciła się na dobre, myśli. I ma rację. Wszyscy klienci już obkupowani, nikogo nowego nie widać na horyzoncie, przystępuje więc do mycia kufli. Czarna lepkość schodzi ze szklanej powierzchni z trudem, jednak dla niego to nie pierwszyzna. Tu zawieruszy się jakaś drętwa myśl i trzeba zdejmować ją druciakiem, tam zbyt duży potencjał wypala się specjalnym preparatem. Litery kapią obficie na bar, układając się w zdania pojedyncze. Barman spogląda na nie, czyta, kręci nosem.

Nikt tego nie wypije.
Ostatnio zmieniony śr 11 lip 2012, 16:14 przez Pyszalek123, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Nie zależało mu jednak na rozgłosie.
Facet zamiast szaleć na scenie gra w kącie, w kameralnym barze. Nie wiem, skąd pomysł, że czytelnik podejrzewałby go o zamiłowanie do rozgłosu. Tu już bardziej proste: Nie chciał zwracać na siebie uwagi by pasowało.
W powietrzu dało się wyczuć woń szlachetnego cygara, tlącego się leniwie. Nad towarzystwem unosiły się obłoki siwoszarego dymu,
Jak dla mnie dysonans: "dało się wyczuć" oznacza, że woń jest raczej słaba, delikatna, ale unoszące się obłoki siwoszarego dymu kojarzą się raczej z niezłym swądem tytoniu.
Odpowiedź zagłuszył brzdęk szklanki, ale po chwili kieliszki wypełnione lepką, ciemną cieczą zostały opróżnione, a to mogło oznaczać tylko jedno.
To szklanka, kieliszek, czy co?

Porównaj te dwa fragmenty:
W klimatycznym półmroku, rozjaśnianym tu i ówdzie przez lampy stojące siedzieli dżentelmeni, popijając trunki. W powietrzu dało się wyczuć woń szlachetnego cygara, tlącego się leniwie. Nad towarzystwem unosiły się obłoki siwoszarego dymu, leniwie tworzącego fantastyczne kształty w przesiąkniętym inteligencją powietrzu. Wprawne oko dostrzegłoby pianistę siedzącego w kącie pokoju. Nie zależało mu jednak na rozgłosie. Napełniał wnętrze baru przyjemnymi, zwiewnymi dźwiękami, idealnie pasującymi do sennego klimatu.
Atmosfera barowa zgęstniała, lekki szum towarzyszący rozmowom stał się głośniejszy, a tłuczone butelki coraz częściej znaczyły drewnianą podłogę. Na niewielkie podwyższenie na środku sali liczniej wchodziły pojedyncze osoby, aby dygnąć parę razy. Ze strony toalet dobiegały jednoznaczne dźwięki, świadczące niechybnie o pierwszych bójkach.
Robisz coś takiego: wprowadzasz czytelnika w świat - bohaterowie w NIM tak a nie inaczej się zachowują - przez jakieś 30 sekund rozmowy. I nagle kreujesz coś zupełnie innego. Od dżentelmenów do hołoty lejącej się w kiblu...
Jak dla mnie brak wyjaśnienia i logicznego ciągu jakiegokolwiek.
"Misiaczki" obsiadywały stół z każdej strony
Co robiły? :|
Wszyscy klienci już obkupowani
Jacy?
Może ja i mój słownik jesteśmy niedouczeni, ale oświeć mnie, proszę, co to miało znaczyć. Bo nie bardzo umiem zinterpretować (zwłaszcza to drugie, bo pierwsze, chociaż też dla mnie dziwactwo, to jeszcze idzie się domyślić).

Od strony czystego warsztatu, według mnie, jest całkiem dobrze. Coś gdzieś może zgrzytnęło, styl - wiadomo - pracy nad stylem nigdy za wiele, nie mniej czytałoby się nieźle.
Mnie się jednak czytało kiepsko. Wyżej wspomniane dysonanse, niespójność kreacji. Trochę pewnie wpadłam na tym, że uwierzyłam w podpis "obyczajowe z domieszką psychologii" - bo to ani obyczaj, ani już tym bardziej psychologia. Szukałam w tym jakiejś opowieści albo chociaż wyrazistego obrazu, dostałam niezrozumiałą miniaturę.
Po drugim przeczytaniu już co nieco zaczęło do mnie docierać. Jednak nadal brakuje mi w tym treści. Ciekawa wizja, ale o niczym nie mówiąca. I nie, nie każę jej rozwalać prawd życiowych. Chodzi mi o jakiś cel utworu - nawet jeśli miałaby to być zabawa obrazem.

Potrafisz natomiast ładnie popracować słowem - to na plus. Nieźle kreujesz klimat, jak już jakiś spróbujesz wytworzyć. Podobało mi się też to wyrażenie "Litery kapały na obrus/blat". Tytuł też mnie urzekł, mimo że w gruncie rzeczy prosty.

Podsumowując.
Treściowo mnie rozczarowało, chociaż po powtórce musiałam docenić wizję, to przekaz jest według mnie słaby. Warsztatowo z wpadkami, ale też z potencjałem. W sumie nie mogę wprost określić, czy mnie się podobało, czy nie. Raczej nie specjalnie, ale zostawiło kilka miłych wrażeń.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

3
Dzięki za ocenę. Mam parę uwag do uwag:
Adrianna pisze:To szklanka, kieliszek, czy co?
Trunek pity był z kieliszków, brzdęk zaś pochodził ze stuprocentowo losowej szklanki, stłuczonej zapewne gdzieś niedaleko: )

Adrianna pisze:Robisz coś takiego: wprowadzasz czytelnika w świat - bohaterowie w NIM tak a nie inaczej się zachowują - przez jakieś 30 sekund rozmowy. I nagle kreujesz coś zupełnie innego. Od dżentelmenów do hołoty lejącej się w kiblu...
Jak dla mnie brak wyjaśnienia i logicznego ciągu jakiegokolwiek.
Zabieg ten przeprowadziłem z premedytacją, choć - jak widzę - nie za bardzo mi wyszło. Specjalnie chciałem wprowadzić kontrast - pokazać gawiedź, która początkowo wyrafinowana i kulturalna, szybko przemienia się w trzodę chlewną.

Adrianna pisze:Trochę pewnie wpadłam na tym, że uwierzyłam w podpis "obyczajowe z domieszką psychologii" - bo to ani obyczaj, ani już tym bardziej psychologia.
A tu już biję się w pierś. Zawsze miałem problem z określaniem gatunków.

Jeszcze raz dziękuję za ocenę! Oby więcej takich.
Pozdrawiam

4
Nie podobało mi się. Poraził mnie brak spójności. Na początku w tekście było o "inteligencji w powietrzu" i dżentelmenach, a potem pranie po mordzie bez pardonu. To trochę jakby Bogusław Kaczyński pojawił się w klubie techno - dość zaskakujące. Jeżeli ten brak spójności jest zamierzony i ma nam coś mówić, to odbieram ten manewr kiepsko. Ogółem ubogo. Nie będę na siłę doszukiwał się plusów. Opisy na mnie też nie wywarły wrażenia, może poza sztucznością. Ćwicz.
The Dude abides.

5
Bar sprawiał wrażenie pustego, jednak tętniło w nim życie.
Skoro tętniło życie, to nie mógł sprawiać wrażenie pustego. Zaprzeczasz sam sobie.
W klimatycznym półmroku, rozjaśnianym tu i ówdzie przez lampy stojące(PRZECINEK) siedzieli dżentelmeni, popijając trunki.
Lampy stojące nie są standardowym wyposażeniem baru o ile mi wiadomo...
Nie zależało mu jednak na rozgłosie.
Zadaniem pianisty w barze jest nastrojowe granie bez zwracania na siebie uwagi.
Napełniał wnętrze baru przyjemnymi, zwiewnymi dźwiękami, idealnie pasującymi do sennego klimatu.
Zwiewne dźwięki?
Litery kapały na obrus.
Czyli?
Odpowiedź zagłuszył brzdęk szklanki, ale po chwili kieliszki wypełnione lepką, ciemną cieczą zostały opróżnione, a to mogło oznaczać tylko jedno.
Szklanki czy kieliszki są więc na stole? I co to ma oznaczać, bo nie rozumiem.
Panowie niepostrzeżenie przeszli na "ty"
Jacy panowie? Kelner z gościem, czy mowa o kimś innym?
_-Jeszcze po jednym, proszę pana? - (Z MAŁEJ LITERY)Mężczyzna w podeszłym wieku zatoczył się i zamrugał parokrotnie, by odzyskać ostrość widzenia.
Poczekaj chwilę - dodał, widząc, że partner już napełnia kolejne kieliszki(KROPKA) - zawsze trzeba chwilę odczekać.
Atmosfera barowa zgęstniała, lekki szum towarzyszący rozmowom stał się głośniejszy, a tłuczone butelki coraz częściej znaczyły drewnianą podłogę.
Jakoś tłuczone butelki kłócą mi się z lekkim szumem rozmów. Albo opisujesz burdę w barze, albo nastrojową atmosferę.
Obaj zadudnili gardłowym śmiechem, niosącym się aż po stół bilardowy.
Czemu pod stół?
Litery kapią obficie na bar, układając się w zdania pojedyncze.
Pojedyncze zdania.

Udało ci się stworzyć nastrój. Jednak dialogi pozostawiają wiele do życzenia - kto pyta i o co? kto odpowiada? jak się zachowują osoby występujące w dialogu? Jest niejasno. Raz bohaterowie siedzą przy stoliku, raz znajdują się przy stole bilardowym. Raz mamy miłą atmosferę, zaraz potem tłuczone butelki i bójki w toaletach. Końcówka również nie wyszła przejrzyście. Próbowałeś zakończyć metaforą, ale dlaczego to barman na czytać słowa z brudnych kieliszków? Tekst do porządnego doszlifowania i wyczyszczenia niedomówień, ale ma spory potencjał na stanie się dobrą miniaturką.

6
Po lekturze całości - za Chiny nie wiem, o chodzi. Penclub? Tak jakby - ale skrzyżowany z tawerną portową i kawiarnią młodopolskiej bohemy. Próbuję wyłapać istotę sporu - wiadomo, to trudno, odpuszczam, to chociaż dramaturgię zdarzenia - odpuszczam, metaforę - odpuszczam. Rozpada ci się świat przedstawiony - nie ma zdarzenia, nie ma bohatera, nie ma problemu.

Do tego - językowo przefajnowane albo niedofajnowane. Źle się czyta, bo zgrzyta.
spankie pisze:przez lampy stojące siedzieli dżentelmeni
widzisz to sąsiedztwo? Siad i powstań...
spankie pisze: przesiąkniętym inteligencją powietrzu.
to jak koło mnie, kiedy cytuje Arystotelesa ;P A poważnie - w sensie że jakie to powietrze?
spankie pisze:Wprawne oko dostrzegłoby pianistę siedzącego w kącie pokoju
Sokole Oko by dostrzegł...
Wprawne - czyli wyćwiczone w szukaniu pianistów?
spankie pisze:Nikt nie doszukiwał się źródła piękna.
Tak już jest, estetyka to bardzo pokręcona dziedzina
A poważnie - to zdanie jest puste i egzaltowane
spankie pisze:tłuczone butelki coraz częściej znaczyły drewnianą podłogę.
Tłukłeś butelki? ładować trzeba z całej choły, a z opisu wygląda, że oni jeszcze imprezują na pół-gwizdka.
spankie pisze:liczniej wchodziły pojedyncze osoby
Matematyka i słowo - że liczniej pojedyncze to jak?
spankie pisze:_-Tak myślałem, że skądś pana znam. Niech pan uważa, bo mogę nasłać na pana smoki - zachichotał gruby.
__-A ja na pana swoich skrytobójców - W mig zrozumiał żart, a cygaro zatańczyło na jego ustach.
Tak sobie myślę, że to fajny żart. Nawet sobie wyobrażam, że był śmieszny. Bo na czym polegał, to nie wiem.
spankie pisze:Wszyscy klienci już obkupowani
nie znam takiego słowa. Poznałam
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”