On zabija [Kryminał/Sensacja?] Cz.1

1
Pozwolę sobie powiedzieć na początek, że tekst napisałem niedługo po opuszczeniu forum, bardzo dawno temu, więc polotu nie ma. Wiem co powie mi wielu Weryfikatorów - "Miejscami za szybko do przodu, gdzie indziej znów zbyt szczegółowy opis czynności", przepraszam za to (wiem jak to denerwuje oko), w kolejnych opowiadaniach, które później powstały skutecznie walczę z tym problemem. Jest to pierwsza część tego opowiadania [musiałem je sensownie podzielić], więc niestety - nie obfituje w akcje. Proszę o brutalną krytykę, nie oszczędzajcie mnie!



Robert był wysokim chłopcem jak na swój wiek, dopiero rozpoczął liceum, a już mógł się równać z największymi gwiazdami koszykówki, jeśli chodzi o wzrost. Miał w sobie, jedną taką rzecz, która szczególnie przyciągała do niego dziewczyny, mianowicie błękitne oczy, które niemal świeciły w ciemności. Gdy dodamy do tego dobrze zbudowane ciało i ciepły uśmiech na jego przystojnej twarzy, otrzymamy naprawdę uroczego mężczyznę. On jednak nie patrzył na to w ten sposób, owszem wiedział, że jest przystojny, ale nie lgnął do kobiet. Był raczej typem nieśmiałego romantyka, który wolał czytywać wiersze o miłości niż jej osobiście doświadczać. Tak było do momentu, kiedy kończył pierwszą klasę liceum. Właśnie wtedy ją poznał, była dużo niższa od niego, raczej drobna. Jej brązowe włosy zawsze pozostawały w lekkim nieładzie, co tylko dodawało jej uroku. W jej zielone oczy potrafił się wpatrywać godzinami, podczas gdy ona próbowała zrozumieć to co on tłumaczył z angielskiego. Wtedy poczuł to, o czym do tej pory tylko czytał. Nieraz cytował jej wiersze swoich ulubionych poetów, lub też przytaczał fragmenty ulubionych książek. Monika, bo tak na imię miała, była zachwycona. Wydawałoby się, że marzyła o takim mężczyźnie. Silnym, zaradnym, a jednocześnie tak romantycznym i kochającym. Robert zaiste bardzo kochał dziewczynę, uwielbiał spędzać z nią wolne chwile, rozmawiać, oglądać filmy. Jego zainteresowaniem zaczęły się cieszyć także wspólne imprezy z Moniką. Przez cały ten czas, pojawiały się oczywiście również kłótnie, ale miłość wydawała się tak mocna, że nawet przez nie przebrnęli. Jednak chłopak obawiał się tego, co zwykle spotykało jego ulubionych bohaterów książek. Oddzielał fikcję od prawdy, ale czuł, że miłość jest kruchym uczuciem. Nie pomylił się. Minęły niespełna dwa lata w szczęściu, za kilka miesięcy czekała go matura i wybór uczelni, na której chciałby studiować. Wtedy właśnie doszło do rozmowy, która zmieniła jego pogląd na wiele spraw. Monika odeszła, zostawiła go samym sobie. Mimo jego walki, prób odbudowania związku, który jak sądził rozpadł się z powodu jego usposobienia względem swego anioła, nie udało mu się odnieść sukcesu. Wiedział, że to był zły okres na załamanie. Matura, nie uchronnie się zbliżała, a on wciąż rozpaczał po odejściu swojej ukochanej. Myślał w tym czasie często o bohaterach książek romantycznych, którzy na taki obrót spraw widzieli jedną opcję. Przeszło mu parę razy przez myśl, żeby tego dokonać, ale kiedy dowiedział się, że związek nie rozpadł się przez niego, porzucił te myśli. Trzy tygodnie po zerwaniu doszła do niego informacja, że dziewczyna ma kogoś innego. Zrozumiał, wiadomość podziałała jak kubeł zimnej wody. Skreślił ją ze swojego życia, a żeby zająć myśli, zaczął się interesować czymś nowym. Często teraz można było go spotkać z książkami o tematyce psychologicznej, zwłaszcza zaciekawiły go pozycje o seryjnych zabójcach i psychopatach. Zaczął bardzo poważnie myśleć nad tym by zostać psychiatrą i badać umysły takich ludzi. Przykładał się teraz bardzo do biologii i chemii, zadeklarował się, że właśnie te przedmioty będzie zdawać na maturze. Planował dostać się na studia medyczne, a potem obrać kierunek psychiatrii. Kobieta, która niedawno była całym światem, zeszła na dalszy plan, uznał, że nie była warta tego, żeby się tym zadręczać. Oprócz tego, jak każdy normalny nastolatek bawił się z przyjaciółmi. Jednak z dawnego romantyka pozostało niewiele, żeby nie powiedzieć, że jego romantyczna dusza umarła. Nie przeszkadzało mu to, że po każdej następnej imprezie budził się w innym łóżku, z inną partnerką, której nawet poznawać nie chciał. W takich momentach, cicho jak złodziej, opuszczał, łóżko i kobietę, która nie znaczyła dla niego nic. Mknął przed siebie, nie odwracał się do tyłu, nowe zainteresowanie pochłonęło go do reszty. Nadszedł w końcu dzień prawdy. Mimo, że szkołę skończył z wyróżnieniem, to maturę z biologii oblał. Zamknęły się dla niego drzwi, przez które bardzo chciał przejść. Postanowił się spakować, zabrać to, co zaoszczędził i opuścić dom. Jak postanowił, tak zrobił i właśnie w tym momencie, zaczniemy naszą opowieść.

Robert opuścił swoje rodzinne miasto i wyjechał do stolicy. Miasta wielu perspektyw. Wiedział, że zaoszczędzone pieniądze nie starczą na długo. Znalazł mały i niezbyt schludny hotel na obrzeżach miasta. Zapłacił za dwa tygodnie z góry. Właściciel tego skromnego przybytku był z natury człowiekiem ospałym i leniwym. Sam meldunek nowego gościa trwał zbyt długo, jak na tak prostą czynność. Chłopak dostał pokój na piętrze. Obyło się bez zbędnych pytań. Teraz czekała go najtrudniejsza sprawa, a właściwie dwie. Jedną z nich był telefon do rodziców. Nie mógł pozwolić, żeby jego plany, jakiekolwiek miały one być, przerwał patrol policji poszukujący chłopca łudząco podobnego do niego. Ironia była teraz jego częstym towarzyszem. Natomiast druga ważna rzecz polegała na znalezieniu pracy. W końcu musiał za coś żyć. Postanowił następnego dnia obejść część miasta w poszukiwaniu miejsca zarobku. Udał się do swojego pokoju, ciągnąc za sobą ciężką walizkę. Będąc w swoim „apartamencie”, rozpakował się, pokój był niewielki, jedno łóżko, mały telewizor, szafa na ciuchy oraz szafka koło łóżka, a na niej lampka. Chociaż był wyposażony w łazienkę. Kiedy już włożył do szafy ostatnią bluzę udał się pod prysznic. Ciepła woda działała kojąco na zmęczone ciało. Kiedy już opuścił toaletę, od razu runął na łóżko.
- Jutro czeka mnie ciężki dzień, muszę… - nie zdążył pomyśleć do końca, a jego oczy się zamknęły, a dusza pomknęła w krainę snów.
Obudził się około siódmej, czuł się wypoczęty. Wziął się za poranną toaletę, po dwudziestu minutach był gotowy do wyjścia. Zerknął na zegarek – za wcześnie na telefon, choć prawdopodobnie rodzice nie śpią – pomyślał. Postanowił jeszcze odczekać kilka godzin. Opuścił hotel, na podwórzu stał właściciel i lamentował sprzątając podwórze. Słońce już świeciło, pogoda aż zapraszała do spaceru. Udał się w stronę zabudowań, postanowił złapać pierwszy tramwaj, który zabrałby go do centrum lub jego okolic. Zależało mu na tym, by dojazd do pracy odbywał się bez przesiadek. W końcu bilety też kosztują. Wynajmowany pokój nie był drogi, ale potrzebował też pieniędzy na jedzenie. Miał zaoszczędzonych kilka tysięcy, które zbierał od paru lat, ale to mogło mu starczyć na kilka miesięcy. Pragnął samodzielności, chciał ułożyć swoje życie. Tak więc potrzebował pracy. Odnalazł przystanek kilkadziesiąt metrów od miejsca swego meldunku. Wsiadł do środka, zakupił bilet u kierowcy i wkładając słuchawki do uszu rozsiadł się wygodnie. Postanowił jechać tak długo, aż zobaczy za oknem centra handlowe i miejsca gdzie mógłby znaleźć pracę. Długo czekać nie musiał, zaledwie piętnaście minut później obraz za oknem przekonał go, że warto wysiąść. Po opuszczeniu tramwaju wszedł do pierwszej galerii z brzegu. Interesowała go każda praca, nie chciał być wybredny, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Całe przedpołudnie spędził na poszukiwaniu pracy. W końcu po trzech godzinach, w kolejnej galerii, kiedy tracił nadzieję pewna młoda kobieta obiecała skontaktować się z szefem sklepu, w którym pełniła rolę sprzedawczyni. Jak się okazało ów szef potrzebował młodego chłopaka na dział z odzieżą męską. Zaproponował uczciwe warunki i już po godzinie Robert mógł się cieszyć nową pracą. Zacząć miał następnego dnia od zaznajomienia się ze swoimi obowiązkami, w które wprowadzić go miała miła ekspedientka, dzięki której mógł się cieszyć posadą. Spędził jeszcze kilka minut na rozmowie z nową znajomą. Dziewczyna była zaledwie rok starsza od niego. Jak się okazało studiowała zaocznie, a pracę traktowała, jako dodatkowy zarobek na swoje potrzeby, na które już nie było stać rodziców. Chłopakowi spodobała się ciemnowłosa piękność z oczami brązowymi jak czekolada. Jednak nie było w tym żadnego pociągu, ot po prostu, kolejna miła koleżanka w jego życiu. Przedstawiła mu się jako Martyna. Roberta gonił czas, wiedział, że musi zrobić coś jeszcze. Cały dzień to od siebie odsuwał, ale przecież musiał wykonać ten telefon, dla spokoju własnego i jego rodziców. Pożegnał się i opuścił sklep. Swoje kroki skierował do wyjścia z galerii. Będąc na zewnątrz sięgnął po telefon. Po raz pierwszy od wczoraj go włączał. Nie zaskoczyła go skrzynka pełna nieodczytanych wiadomości, ani lista nieodebranych połączeń, której końca widać nie było. Wybrał numer swojej rodzicielki, przyłożył telefon do ucha, odezwał się sygnał, drugi, trzeci. Usłyszał głos matki, zapłakany, wyrażający zdenerwowanie. Nie dziwił się, czuł się źle, że jego brak odwagi narobił tyle szkód, zranił kobietę, która zawsze go wspierała.
- Robert? Gdzie jesteś?! Martwimy się, nie wróciłeś na noc, telefon wyłączony, gdzie jesteś? – Powiedziała, nim chłopak zdążył się odezwać. Chciał żeby ta rozmowa odbyła się w spokoju, bez zbędnych nerwów i smutków.
- Mamo, wyjechałem. Nie szukajcie mnie, jestem pełnoletni, więc na policję też nie idźcie, to strata czasu, mojego i waszego. Muszę sobie ułożyć wszystko sam. Poradzę sobie. Dam Ci czasem znać. Ale proszę Cię, nie dzwoń i nie pisz, kiedy będę czuł potrzebę sam to zrobię. Wiem, że moja postawa jest egoistyczna, ale to dla mnie ważne. Kocham Cię mamo, proszę nie martw się, wszystko będzie dobrze. – Odpowiedział jednym tchem. Matka chciała wiedzieć, co skłoniło go do takich decyzji, Robert był jednak nieugięty. Musiała skapitulować, zaakceptować wybór syna i mieć nadzieję, że szybko zrozumie jak trudne jest dorosłe życie i zechce wrócić. Chłopak skończył rozmowę, schował telefon i poszedł obejrzeć miasto. Miał przecież spędzić tu trochę czasu. Nie miał jeszcze szerszych planów. Wiedział jedno, chciał pogłębiać swoje zainteresowanie psychiatrią. Z domu zabrał ze sobą książki związane z tym tematem. W swojej torbie miał też DVD i filmy o różnego rodzaju mordercach. Uwielbiał oglądać je po kilka razy i śledzić wszelkie ruchy, aby potem studiować po wiele godzin przed zaśnięciem motywy i potrzeby takich ludzi. Tak też było tego wieczoru. Kiedy wrócił z miasta, od razu zabrał się za podłączenie swojego sprzętu pod telewizor, w który był wyposażony pokój. Z każdym filmem i każdą książką jego zainteresowanie się pogłębiało. Oprócz tego dalej studiował biologię i chemię, wiedział, że jeszcze ma szanse w sierpniowym podejściu ją zdać. A do tego czasu postanowił łyknąć trochę dorosłego życia.
Następne dni mijały bardzo spokojnie, według ustalonego harmonogramu. Robert czuł się świetnie w nowej pracy. Bardzo polubił Martynę. Poznał także jej chłopaka – Marcina, który prowadził sklep obok. Właśnie on znalazł tą posadę swojej dziewczynie. Od samego początku czuł do niego niechęć, coś było w tym człowieku, co nie pozwalało go lubić, wręcz odwrotnie – był irytujący. Starszy od swojej sympatii o cztery lata. Mimo młodego wieku już mógł się pochwalić sukcesami w prowadzeniu własnej działalności, ale przy tym – jak określił to Robert – był zadufanym w sobie gnojkiem. Nie był zbyt daleko od prawdy, jeśli nie trafił w samo sedno. Marcin był zarozumiały i chamski w stosunku do osób z niższej klasy społecznej. Robertowi kilka razy pod nieobecność Martyny udało się go dostrzec flirtującego z innymi pracownicami galerii lub też klientkami. W oczy rzucała się także próżność tego chłopaka. Nosił się tylko w drogich ciuchach, drogiej biżuterii, na parkingu oczywiście drogi samochód. Zainteresowany jedynie swoją osobą, nie dostrzegł, że Robert się nim zainteresował. Nie umiał powiedzieć Martynie o tym, co widzi. Czuł, że nie uwierzyłaby mu, co w tym dziwnego? Jednak widział jak ten człowiek rani osobę, którą naprawdę polubił. Uważał, że taki facet nie zasługuje na taką kobietę jak jego nowa przyjaciółka. Wiedział, że musi coś z tym zrobić, rozmowa odpadała, wiedział, że straszenie go także nic nie da, Marcin nie zląkłby się jego gróźb. Musiał rozwiązać problem inaczej. Wtedy w jego głowie zrodził się pomysł, początkowo chciał się go pozbyć, jednak po kilku dniach zaakceptował go, po tygodniu wziął się za realizację planu.
W pierwszych dniach trzeciego tygodnia pracy, w pewien wieczór, udał się do kafejki internetowej, daleko od miejsca jego pracy. Zapłacił za godzinę, jednak z komputera korzystał tylko piętnaście minut. Wyszedł z kartką formatu A4. W drodze do domu kupił jeszcze kopertę. W domu włożył poskładaną kartkę do koperty. Każdą z tych czynności wykonywał w rękawiczkach ze skóry, kopertę ostatecznie umieścił w foliowej koszulce i schował do lodówki. Czekał go ciężki dzień, zjadł skromną kolację, odbył wieczorną toaletę, a gdy tylko dotknął poduszki – zasnął jak małe dziecko.
Kolejny dzień zdawał się nie różnić od każdego poprzedniego. Tym razem idąc na przystanek, Robert zerknął na rozkład jazdy. Interesowały go tramwaje około dwudziestej. Kiedy wysiadł spojrzał, o której może liczyć na transport do domu, blisko dziewiętnastej. Dzień w pracy wyglądał jak wszystkie inne. Kilkunastu klientów, jak zwykle wszyscy tylko oglądali, dotykali, ściągali z wieszaków. Nie lubił tego, zawsze musiał po nich poprawiać – bo po co się przejmować tak trywialnymi sprawami? – Tak to sobie tłumaczył. Dziś była jego kolej zamknięcia sklepu, jutro z kolei on tu miał być pierwszy i go otworzyć Brał tyle godzin w pracy ile mógł, potrzebował pieniędzy. Przed dziewiętnastą podszedł do Martyny i zapytał:
- Czy mogę Cię zostawić na czterdzieści minut samą? Muszę coś załatwić, po pracy już nie będzie czasu i ochoty.
- Nie widzę problemu, bylebyś wrócił na zamknięcie sklepu i nie wpadł na szefa – odparła z uśmiechem.
- Spokojnie – rzucił i wyszedł. Ruszył na przystanek. Upewniwszy się, że nie zwraca niczyjej uwagi wsiadł do tramwaju i pojechał do domu. Będąc w swoim pokoju, nałożył rękawiczki i wyciągnął z lodówki foliową koszulkę i wsadził, z zawartością, do tylniej kieszeni spodni. Następnym tramwajem wrócił do pracy. Zanim jednak wszedł do galerii, przeszedł na drugą stronę ulicy. Udał się do sklepu pamiątkami. Kupił malutkiego misia, którego upatrzył kilka dni wcześniej. Kiedy już znalazł się przy Martynie, ta przygotowywała się do wyjścia. W centrum handlowym nie było już zbyt wielu ludzi. Ludzie opuszczali budynek, pracownicy zliczali dochód i zamykali swoje sklepiki. Robert podszedł śmiało do przyjaciółki, wyciągnął misia i powiedział:
- Krótko się znamy, ale bardzo Cię polubiłem, więc pomyślałem sobie, że wyrażę to jakoś. I właśnie ten pluszak jest takim wyrazem przyjaźni.
Podał zabawkę dziewczynie.
- Oh, nie musiałeś. Ja nic dla Ciebie nie mam… - dziewczynie zrobiło się głupio.
- To drobiazg, dzięki, że mi pomagałaś i że dawałaś dobre rady.
Rozmawiali jeszcze kilka minut, w końcu Martyna wyszła ze sklepu. Teraz w centrum został on i Marcin, który zawsze wychodził ostatni. W kanciapie na górze byli jeszcze ochroniarze, ale o tej porze prawdopodobnie grali w karty. Robert nałożył rękawiczki, wyszedł ze sklepu, zamknął wszystkie zamki, włączył alarm, przeszedł do barierki tak by nie uchwyciła go żadna kamera. Wychylił się w dół, znajdował się na ostatnim piętrze – doskonale – pomyślał. Odwrócił się w stronę sklepu Marcina, wyciągając foliową torebkę. Z niej wydobył list i pomachał nim w stronę chłopaka swej przyjaciółki. Ten, zainteresowany tym, co ma dla niego Robert, wstał i podszedł do chłopaka.
- Co tam masz? – Zapytał.
- List od twojej dziewczyny, może Cię to zainteresuje – odparł.
Kiedy Marcin wyciągnął rękę po list, Robert przerzucił go przez barierkę. Młody biznesmen przechylił się i ledwo złapał kopertę. Jednak kiedy ją trzymał w ręce, poczuł, że ktoś chwyta go za kostki, został uniesiony w górę i jego ciało runęło w dół. Zdążył jeszcze wydobyć z siebie:
- Co jest kurw… - nie skończył, od siły uderzenia jego kręgosłup pękł, a mózg rozprysnął się na posadzce. Młody zabójca popatrzył na ciało z góry, w oczach zobaczył pustkę, a jedyną jego myślą było:
- Biedna sprzątaczka, tyle syfu.
Nie czuł nic o czym czytał w książkach, czy widział w filmach. Nie było podniecenia, żadnego uniesienia. Jego zachowanie pasowało mu tylko do jednego typu morderców o których wiedział – płatni zabójcy. Zimne dranie, bez serca – Czy stał się jednym z nich? Nawet jeśli, to się tym nie martwił. Zrobił to co było potrzebne – na pewno. Omijając kamery opuścił galerię przez parking, nim strażnicy zaczęli zamykać wszystkie bramy.
Godzinę później, podczas obchodu, strażnik znalazł ciało. Podszedł do niego, myśląc, że może jeszcze zdoła pomóc. Gdy zobaczył, że z czaszki niewiele zostało, poinformował przez radio kolegów w kanciapie, kazał zadzwonić po policję i pogotowie. Następnie wyciągnął z ręki nieboszczyka list. Kiedy na miejsce przybyły służby porządkowe, sprawdzono ciało i list. Żadnych obcych odcisków palców nie znaleziono. Detektyw prowadzący sprawę, po przeczytaniu listu, podał wstępną opinię – samobójstwo. Następnego dnia planowano przesłuchać bliskich i pracowników galerii, aby ostatecznie określić co tak naprawdę się stało. Dochodzeniem miał się zająć doświadczony detektyw – Marek Tokarski. Był sceptycznie nastawiony do tej sprawy, już w tej chwili był pewny, że młodemu odwaliło od wyrzutów sumienia i postanowił się zabić.
- Tylko kurwa, dlaczego na mojej zmianie? – pomyślał. Kazał technikom sprawdzić dokładnie wszystko, list także oddał do laboratorium. Chciał rozwiązać sprawę już jutro, szkoda było mu czasu na takie pierdoły, jak to nazywał.
W tym samym czasie, Robert wrócił do domu, odpuścił sobie telewizję i książki. Od razu udał się pod prysznic. W ogóle nie myślał o tym co dziś zrobił, nie czuł wyrzutów sumienia. Nie czuł się też szczególnie szczęśliwy. Był taki jak zawsze, a to był dzień jak co dzień, tylko urozmaicił go trochę. Morderstwo zastąpiło mu wieczorny film, ot tak – po prostu. Zasnął, jak zwykle nic mu się nie śniło.
Następny dzień zaczął jak wszystkie inne. Prysznic, śniadanie, spacer na przystanek i przejazd tramwajem do pracy, ze słuchawkami w uszach. Kiedy wysiadł pod galerią, w oczy rzuciła się duża ilość radiowozów koło wejścia. Udał zdziwionego i wszedł do środka. Posadzka była już czysta, ciało usunięto. Udał się do sklepu, omijając kilkunastu mundurowych.
Martyna miała na drugą zmianę, ale pewnie dostała telefon, więc można się wkrótce spodziewać jej przybycia - pomyślał. Nie mylił się, stała już pod sklepem. Zapłakana, rozmawiała z jakimś mężczyzną. Ubrany był jak cywil, ale jego mina zdradzała, że był gliną. Robert podszedł wolnym krokiem.
- Dzień dobry, co się tu stało? Dlaczego płaczesz? – Jego mina nie zdradzała, że wie skąd to całe zamieszanie. Zachowywał się jakby był niezwykle zdziwiony. Dziewczyna zaniosła się jeszcze większym szlochem i wtuliła się w niego. Detektyw był zmuszony przybliżyć całą sytuację. Reszta dnia spłynęła na szukaniu poszlak, przesłuchania ludzi. Został pokazany wszystkim list, w którym ofiara przeprasza za swoje czyny. Były w nim wspomniane zdrady względem dziewczyny i wielki ból który jakoby trawił Marcina, przez czyny, których się dopuścił. Pracownicy galerii potwierdzali, że flirtował z kobietami. Kilka z nich się przyznało do romansu z nim:
- Był przystojnym mężczyzną i takim czarującym… – mówiła niemal każda z nich.
Dla Tokarskiego sprawa była jasna, minęło kilka dni i ją zamknięto. Teraz należało czekać aż wszystko zacznie wracać do normalności. Martyna wróciła do rodzinnego miasta, postanowiła przerwać studia na rok. Robert starał się pocieszyć przyjaciółkę, wiedział, że jeszcze dojdzie do siebie i będzie szczęśliwa, bo przecież z Marcinem by nie była. Znalazł wytłumaczenie dla swojego czynu, był dumny, że dokonał zbrodni doskonałej. Żadnych dowodów, żadnych poszlak. W jakiś sposób czuł się spełniony. Niecałe dwa tygodnie później na miejsce Martyny została zatrudniona nowa pracownica. Miała na imię Kasia, szybko znalazła wspólny język z kolegą z pracy. Wytłumaczył jej obowiązki, przy czym się zaprzyjaźnili. Liczyła sobie trzy wiosny więcej niż on. Była zwyczajną blondynką z niebieskimi oczami, nie miała w sobie nic co by ją wyróżniało od wielu innych kobiet odwiedzających ich sklep. Ładna, ale nie piękna. Jednak Robertowi się spodobała, było w niej coś pociągającego. Krótka znajomość zakończyła się romansem. A ten miał się wkrótce skończyć, gdyż zbliżał się termin poprawki. Te kilka miesięcy było dla niego jak sen, zapomniał już o swojej wielkiej miłości, tej która skruszyła jego serce. Kilka dni przed wyjazdem zrezygnował z pracy, zatelefonował do matki, poinformował, że wraca. Ostatniego dnia pobytu w stolicy spakował swoje rzeczy. Pozostawił pokój w idealnym porządku, zamknął drzwi na klucz i ruszył w stronę schodów. Kiedy do nich dotarł, złapał poręcz i odwrócił się, po raz ostatni spojrzał na swój pokój. Nigdy tu już nie wróci – wiedział to. Nie pożegnał się z Kasią, nie chciał jej niczego tłumaczyć. Zresztą czuł, że ona nic nie znaczy – ot zwykły romans. Wszystko ma swój początek i koniec – to się właśnie skończyło. Zamknął kolejny rozdział swojego życia. Ruszył na dworzec.
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

2
Robert był wysokim chłopcem jak na swój wiek,
Dwie rzeczy w tym zdaniu tworzą wykolejenie. W pierwszej wersji skupiłem się na wtrąceniu:
Robert był wysokim, jak na swój wiek, chłopcem...
Jednak podkreślenie, że jest chłopcem w zestawieniu z ukazaniem wzrostu (wysoki) już tworzy odpowiednie porównanie i obraz, dlatego zostawiłbym:
Robert był wysokim chłopcem
Miał w sobie, jedną taką rzecz, która szczególnie przyciągała do niego dziewczyny, mianowicie błękitne oczy, które [1]niemal świeciły w ciemności.
[1] - użyłbym innej metafory. Ta jest... śmieszna.
Gdy dodamy do tego dobrze zbudowane ciało i ciepły uśmiech na jego przystojnej twarzy, otrzymamy naprawdę uroczego mężczyznę.
Ja nic bym nie dodał - dlatego wolę, aby to narrator dodawał. Poza tym, dwie kolejne rzeczy w zdaniu zaburzają odbiór:
Przystojna twarz - gryzie mnie taki zwrot. Po prostu: ładna, urocza twarz.
Z chłopca robisz mężczyznę - bardzo zły zabieg.
Właśnie wtedy poznał, była dużo niższa od niego, raczej drobna. Jej brązowe włosy zawsze pozostawały w lekkim nieładzie, co tylko dodawało jej uroku. W jej zielone oczy potrafił się wpatrywać godzinami, podczas gdy ona próbowała zrozumieć to co on tłumaczył z angielskiego. Wtedy poczuł to, o czym do tej pory tylko czytał. Nieraz cytował jej wiersze swoich ulubionych poetów, lub też przytaczał fragmenty ulubionych książek. Monika, bo tak na imię miała, była zachwycona.
Zaimkoza i byłoza!
W tym zdaniu wymieniasz szereg cech, które z powodzeniem można ująć w "worku". Do tego stosujesz czasownik do wprowadzenia cechy lub ukazania czegoś. Na koniec arcy ciekawy zabieg ukazania imienia bohaterki na samiuśkim końcu... Po zmianach:
Waśnie wtedy poznał Monikę: znacznie niższą, drobną brunetkę o zielonych oczach, w które potrafił wpatrywać się godzinami, podczas gdy ona próbowała zrozumieć to, co tłumaczył z angielskiego. Tamtego dnia poczuł coś, o czym dotąd czytał.
Nieraz cytował wiersze swoich ulubionych poetów lub przytaczał fragmenty książek, wprawiając dziewczynę w zachwyt.

Mniej więcej tak to wygląda - aczkolwiek Ty masz więcej czasu na zabawę...
Minęły niespełna dwa lata w szczęściu, za kilka miesięcy czekała go matura i wybór uczelni, na której chciałby studiować. Wtedy właśnie doszło do rozmowy, która zmieniła jego pogląd na wiele spraw. Monika odeszła, zostawiła go samym sobie. Mimo jego walki, prób odbudowania związku, który jak sądził rozpadł się z powodu jego usposobienia względem swego anioła, nie udało mu się odnieść sukcesu. Wiedział, że to był zły okres na załamanie. Matura, nie uchronnie się zbliżała, a on wciąż rozpaczał po odejściu swojej ukochanej. Myślał w tym czasie często o bohaterach książek romantycznych, którzy na taki obrót spraw widzieli jedną opcję.
A, teraz, powtórz za mną: NIE BĘDĘ UŻYWAC WYRAZU który :)
Rzecz jest prosta - jak go sobie zablokujesz, znajdziesz kilka innych sposobów na konstrukcję zdania. Ot, ciekawostka :)
Robert opuścił swoje rodzinne miasto i wyjechał do stolicy. Miasta wielu perspektyw.
Wiaodmo (dałbym: miejsca...)
Miał zaoszczędzonych kilka tysięcy, które zbierał od paru lat, ale to mogło mu starczyć na kilka miesięcy.
[1]Będąc na zewnątrz sięgnął po telefon. Po raz pierwszy od wczoraj go włączał. Nie zaskoczyła go skrzynka pełna nieodczytanych wiadomości, ani lista nieodebranych połączeń, której końca widać nie było. Wybrał numer [2]swojej rodzicielki, przyłożył telefon do ucha, [3]odezwał się sygnał, drugi, trzeci. Usłyszał głos matki, zapłakany, [4]wyrażający zdenerwowanie.
Zlepek czynności. Co ważne, na całej długości tekstu występują takie kulki - ni to zdania, ni informacje.
[1] - Gdy był na zewnątrz / Gdy stanął na zewnątrz
[2] - zbędny zaimek
[3] - I co powiedział, ten sygnał?
[4] - Głos może zdradzać zdenerwowanie - wyraża je osoba (poprzez wyrażenie, np. słowa...). Po zmianach:
Gdy stanął na zewnątrz, sięgnął po telefon. Włączył aparat po raz pierwszy od wczoraj. Liczba nie odczytanych wiadomości ani lista nieodebranych połączeń wcale go nie zaskoczyła/ Wybrał numer matki, usłyszał długi sygnał... drugi... trzeci. Usłyszał zdenerwowany głos rodzicielki.
Poprzestawiałem co nieco oraz usunąłem zbędne wg mnie rzeczy.
- Oh, nie musiałeś. Ja nic dla Ciebie nie mam… - dziewczynie zrobiło się głupio.
Uhm, to widać w wypowiedzi. Ale inna rzecz mnie zaniepokoiła: umieszczenie narratora za nią, zamiast pokazać to z boku lub przez Roberta.
- Oh, nie musiałeś. Ja nic dla Ciebie nie mam… - Dziewczyna nieco poczerwieniała.
Detektyw prowadzący sprawę, po przeczytaniu listu, podał wstępną opinię – samobójstwo.
W Polsce detektywi są prywatni - w policji pracują śledczy...

Powtórzę: ZAKAZ używania który! Zaimki wyciąć, tak z połowę (albo i 2/3), zwroty osobowe piszemy mała literą (chyba, że to list do konkretnego adresata), używamy akapitów do wydzielania scen oraz akcji.

Fragment był nie tyle tragiczny, co męczący. Okropna narracja, gdzie opowiadający skacze od postaci do postaci, nie przekazuje praktycznie żadnych myśli danej osoby, tylko wylicza czynności i cechy. Stworzony w ten sposób zlepek informacji jest mdły, nieczytelny i zły na wiele sposobów: źle się czyta, masa powtórek, niebotyczna ilość zaimków...
Akcja.. ona mknie bez żadnego ciągu logicznego - od chwili zatrudnienia Roberta do zabójstwa Marcina nie ma w tekście nic interesującego, a powinno (!) się tam znaleźć co najmniej kilkanaście stron podkładu psychologicznego albo całość zawrzeć w trzy akapity - efekt w obu przypadkach byłby lepszy. Mnie tekst się bardzo nie podobał, oj bardzo. Większość zdań zawiera dziwną konstrukcję, powtórzenia wyrazów lub informacji a błędów jest bez liku. Wymieniłem tylko kilka...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Hansu pisze:Nieraz cytował jej wiersze swoich ulubionych poetów, lub też przytaczał fragmenty ulubionych książek.
wiadomo
Hansu pisze:Monika odeszła, zostawiła go samym sobie.
samemu sobie
Hansu pisze:Matura, nie uchronnie się zbliżała,
bez przecinka, nieuchronnie
Hansu pisze:Skreślił ją ze swojego życia, a żeby zająć myśli, zaczął się interesować czymś nowym.
Przykład strasznej łopatologii. Zdanie nic nie straci, jeśli usuniesz wtrącenie.
Skreślił ją ze swojego życia i zaczął się interesować czymś nowym.
Hansu pisze:Jak postanowił, tak zrobił i właśnie w tym momencie, zaczniemy naszą opowieść.
...
Czyli że poprzedni fragment, tak nudny, że mało się nie przekręciłam, mogłam sobie darować? Strzeliłeś sobie tym zdaniem. W kolano.
Hansu pisze:Kiedy już włożył do szafy ostatnią bluzę udał się pod prysznic. Ciepła woda działała kojąco na zmęczone ciało. Kiedy już opuścił toaletę, od razu runął na łóżko.
Wiadomo. Tak zauważyłam, że nie zajmujesz się zbytnio konstrukcją zdań.
Hansu pisze:Zaproponował uczciwe warunki i już po godzinie Robert mógł się cieszyć nową pracą. Zacząć miał następnego dnia od zaznajomienia się ze swoimi obowiązkami, w które wprowadzić go miała miła ekspedientka, dzięki której mógł się cieszyć posadą.
Wiadomo. Tu znów przykład łopatologii i braku słownictwa zarazem.
Hansu pisze:- Mamo, wyjechałem. Nie szukajcie mnie, jestem pełnoletni, więc na policję też nie idźcie, to strata czasu, mojego i waszego. Muszę sobie ułożyć wszystko sam. Poradzę sobie. Dam Ci czasem znać. Ale proszę Cię, nie dzwoń i nie pisz, kiedy będę czuł potrzebę sam to zrobię. Wiem, że moja postawa jest egoistyczna, ale to dla mnie ważne. Kocham Cię mamo, proszę nie martw się, wszystko będzie dobrze.
Do sztampowości absolutnej brakuje tylko jednego: formy listu zamiast rozmowy. Toż to jest oklepane do granic możliwości.
Poza tym, wszystkie zwroty (ci, cię, ciebie) małą literą.
Hansu pisze:Ubrany był jak cywil, ale jego mina zdradzała, że był gliną.
Też chcę rozpoznawać zawody ludzi po ich minach...
Hansu pisze:Znalazł wytłumaczenie dla swojego czynu, był dumny, że dokonał zbrodni doskonałej.
Zbrodnia tak prosta, tak naiwna, wymyślona najprościej jak można było, bez wyjaśnienia motywu, z zachowaniem tak przeżartych środków ostrożności, że chyba nie ma w tym kraju kryminologa, który by się na nie nabrał... to zbrodnia doskonała?

oj Hansu Hansu, nie znasz Ty mnie, ale ja znam Twoje stare teksty. Popełniasz błędy, które kiedyś sam ludziom wskazywałeś i aż się dziwię, że u siebie ich nie zauważasz.

Wg życzenia: "Miejscami za szybko do przodu":
Hansu pisze:Kiedy Marcin wyciągnął rękę po list, Robert przerzucił go przez barierkę. Młody biznesmen przechylił się i ledwo złapał kopertę. Jednak kiedy ją trzymał w ręce, poczuł, że ktoś chwyta go za kostki, został uniesiony w górę i jego ciało runęło w dół. Zdążył jeszcze wydobyć z siebie:
- Co jest kurw… - nie skończył, od siły uderzenia jego kręgosłup pękł, a mózg rozprysnął się na posadzce.
"...gdzie indziej znów zbyt szczegółowy opis czynności":
Hansu pisze:Ostatniego dnia pobytu w stolicy spakował swoje rzeczy. Pozostawił pokój w idealnym porządku, zamknął drzwi na klucz i ruszył w stronę schodów. Kiedy do nich dotarł, złapał poręcz i odwrócił się, po raz ostatni spojrzał na swój pokój.
Na początku cały czas zaznaczasz o tym wzroście, jakby to było niezwykle ważne. A nie jest. W ogóle, po co tyle wyglądu postaci? Patrzę na tytuł: "kryminał, sensacja". A dostaję na wejście romansidłem i to zupełnie nieciekawym. Nawet niewiele mającym wspólnego z opowiadaniem, bo słabo zaznaczyłeś motywacje bohatera do zabójstwa.
Zbyt szczegółowe jest generalnie całe opowiadanie. Zwłaszcza tego, jak szukał mieszkania, pracy... To jest zupełnie zbędne. Odklepujesz dokładnie wszystko, co robił. W końcu zaczęłam się zastanawiać, dlaczego przed pójściem spać nie zrobił siusiu.
Konstrukcja zdań, hmmm. Zauważyłam, że lubisz pisać w ten sposób: Jego [coś] było [jakieś]. Jego [coś] robiło [coś].

To jest bardzo proste i bardzo nudne opowiadanie z sileniem się na poważny ton. Troszkę odwalone. Troszkę za mało obiektywnego spojrzenia na tekst. Zastanów się - czy sam lubisz czytać opowiadania napisane tak szczegółowo, o czymś, co niewiele ma wspólnego z tematem, z celem opowiadania? Nie zanudza taki sposób narracji? Postaraj się przy pisaniu zadać sobie pytanie: NO I CO Z TEGO? Wtedy z łatwością wykreślisz wszystko, co wydaje się zbędne.

Pozdrawiam.
ObrazekObrazekObrazek

4
Dzięki za ocenę. Spodziewałem się takich opinii, tekst jest dość stary (zamierzam wrzucać od najstarszych do najmłodszych). Im więcej człowiek pisze, tym więcej własnych błędów widzi w swoich starszych opowiadaniach. Aczkolwiek natrafiłem na kilka waszych uwag, które wcześniej były przeze mnie niezauważone. No i przepraszam, że wiało nudą, ale jest to pierwsza część tekstu i również uważam, że czyta się i ziewa na zmianę. Błędów, które wcześniej sam wyłapałem, celowo nie poprawiałem. Chcę byście mogli porównać te starsze opowiadania do nowych.

Jeszcze raz dziękuję

Pozdrawiam, Hansu
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”