Raj na wyciągnięcie ręki

1
WWWW oczy moje uderzyło niewymowne piękno. Połyskujące promienie jarzącego się bursztynowym ogniem słońca opadały na pewną w swej zielonej barwie płaszczyznę. Siedzieliśmy pod niewysoką lipą, a wybujałe jej liście rzucały na nas łagodny, nieopisanie uspokajający cień. Poczuliśmy się błogo. Głowę swą przechyliłem w bok; opadła ona na blade, obnażone ramię. Nozdrza nasze upajane były fleurs de lys, porastającymi lipę dookoła. Wiedziałem wówczas, że to, co widzę, jest nazbyt cudowne, by mogło być jakkolwiek nieprawdziwe.
WWWDorian upajał się pięknem chwili; powieki jego zdawały się być jak sklejone, czemu się zresztą dziwić nie jestem w stanie — splendor tej chwili przygniatał nas brutalnie, wprowadzał nas w nieodwracalny stan przeklętego bezwładu. Przez krótki ułamek sekundy umysł mój ogarnęła defetystyczna myśl, iż cała idylliczność owej chwili wszak może być li przywołaną przez halucynację obłudą, zaledwie drwiącym z nas mirażem. Ale myśl tę odepchnąłem tak bezwzględnie, że przez chwilę wydała mi się ona spragnioną upokorzenia kurtyzaną.
Dalej tkwiłem w bezmiarze utopijnej abstrakcji.
— Jak się czujesz — usłyszałem drżący głos Doriana. Trząsł się, ale twarz jego nie była zeszpecona; wręcz przeciwnie — ozdabiał ją błogi uśmiech.
— Wspaniale, naprawdę. Wprost cudownie.
— To dobrze — odpowiedział. — Ach, zapomniałbym — zdążył dodać — witamy na dnie...
Zdawało mi się przez chwilę, że się przesłyszałem.
— Dotarliśmy, gdzie dotrzeć niepodobna — do raju — roześmiał się.
A jednak nie. Rozejrzałem się. Cyjanowe niebo zmieniło swą barwę: przeobrażyło się w biały jak śnieg sufit. Rozejrzałem się znów i skonstatowałem, że w pomieszczeniu tym jedynym wyjściem zdaje się być zabite deskami okno, które przepuszczało niewielką smużkę dobiegającego z zewnątrz światła. Woń porastających dookoła kwiatów lilii była w rzeczywistości fetorem leżącego u naszych stóp kału.
— Dor... — spróbowałem, skądinąd na próżno — Dorian popadł w kompletną nieświadomość.
Podniosłem wzrok swój mocno zaszklony. Na postumencie widniała pompka, igła, łyżeczka i niewielka ilość waty. Uśmiechnałęłem się.

Znów kryliśmy się pod lipą, obojętni na wszystko, spoglądając na nowy, wymarzony świat.

EDIT Adrianna
Temat zablokowany. Nowy użytkownik może wrzucić tekst do oceny dopiero po miesiącu od rejestracji.
Ostatnio zmieniony czw 04 sie 2011, 13:32 przez Anonymous, łącznie zmieniany 4 razy.

3
Jako próba uchwycenia narkotycznego haju dość miałkie.

W warstwie językowej zaczyna się od banału:
W oczy moje uderzyło niewymowne piękno.
A następne najeżone jest ogranymi zestawieniami przymiotnik-rzeczownik. Czyli banał do kwadratu. "Pewna w swej zielonej barwie płąszczyzna" być może coś intrygującego do tego zdania by wprowadziła, gdyby cokolwiek znaczyła, ale mam wrażenie, że nic nie znaczy i to po prostu zwykły babol. Dalej idzie podobnie, ale daruję sobie szczegółowy rozbiór.

Zgrzyta mi szczególnie "
przywołana przez halucynację obłuda
". Jeśli to ma być inne określenie "drwiącego z nas mirażu", to chyba chodziło o
złudę
, czyli wyszłoby masło maślane, bo halucynacja to właśnie złuda. A jeśli ma być jednak obłuda to ja się poddaję - nie mam pojęcia o co ci chodzi.

Sam pomysł opowiadania o czymś, a potem poinformowania czytelnika, że opowiadamy sen albo narko-wid uważam osobiście za tani chwyt i we mnie wywołuje to tylko irytację. Potrzeba wizji jak w Seksmsji albo w Matrixie, żeby wprowadzić drugie a nawet trzecie dno.

Moim zdaniem w starciu z próbą ubrania w słowie narko-widu poległeś. W platońskiej jaskini umysłu te kolorowe cienie są wielkim dla pióra wyzwaniem i pewnie nie ty pierwszy i nie ostatni poległeś, dlatego nie przejmuj się, bo mimo, że tekścik króciutki i trochę w nim zbędnego wydziwiania i baboli, to jakiś błysk w nim jednak dostrzegam. Inny by napisał z 10 stron, z których nic by nie wynikało, tobie udało się ograniczyć do kilkudziesięciu zdań. A to już coś.
Artur

4
Walikij pisze:Dorian upajał się pięknem chwili; powieki jego zdawały się być jak sklejone, czemu się zresztą dziwić nie jestem w stanie — splendor tej chwili przygniatał nas brutalnie, wprowadzał nas w nieodwracalny stan przeklętego bezwładu. Przez krótki ułamek sekundy umysł mój ogarnęła defetystyczna myśl, iż cała idylliczność owej chwili wszak może być li tylko przywołaną przez halucynacją obłudą - won, zaledwie drwiącym z nas mirażem. Ale myśl tę odepchnąłem tak bezwzględnie, że przez chwilę wydała mi się ona spragnioną upokorzenia kurtyzaną.
Jakież kunsztowne zdania (coś tam dopisałam, coś wywaliłam). Ten fragment przypadł mi do gustu. Powiedziałabym, że w swej budowie jest nieco zagmatwany, ale ma nastrój. I to słownictwo! Kiedy przeczytałam "splendor" pomyślałam o jednym tekście bodaj Schulza, adaptowanym na potrzeby piosenki (tam jest o splendorze lata). Muszę sobie przypomnieć, co to było, to ci napiszę.
arturborat pisze:Sam pomysł opowiadania o czymś, a potem poinformowania czytelnika, że opowiadamy sen albo narko-wid uważam osobiście za tani chwyt i we mnie wywołuje to tylko irytację. Potrzeba wizji jak w Seksmsji albo w Matrixie, żeby wprowadzić drugie a nawet trzecie dno.
Całość - taka sobie, ale nie uważam jak poprzednik, że nudna, bo pokazuje to, co inni już opisali po tylekroć. Poza tym, nie trzeba wcale nie wiadomo jak wielkich udziwnień czy 'matriksów', żeby było ciekawie.
W ogóle nie rozumiem tej tendencji, koniecznego pędu do bycia jedynym, oryginalnym, niepowtarzalnym. Czasami warto przepracować po swojemu znane tematy, nawet jeśli nie odkryjemy czegoś ciekawego, to popracujemy nad sobą, słownictwem, próbami ubrania czegoś w słowa. Nie trzeba zaraz szukać trzecich esencji, tego najważniejszego, metafizycznego dna. Bo i po co?
Wizja narkotyczna - tani chwyt? Nie wiem, czy tani, ale może być ciekawy.
Miłość bohaterów to też tani chwyt, a połowa literatury na świecie o niej mówi. A tylko niektóre dzieła są na miarę "Romea i Julii" czy "Wichrowych wzgórz". Tanie chwyty to połowa literatury na świecie! Powtarzalne wzorce, klisze, bohaterowie jak z matrycy... Ważne czym te matryce wypełnisz. Warto powalczyć, pobawić się w wypełnianie schematów. Choćby po to, by je dostrzec.
Pozdrawiam
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
Walikij pisze:powieki jego zdawały się być jak sklejone
zdawały się sklejone,
były sklejone,
były jakby sklejone...

Walikij pisze:splendor tej chwili przygniatał nas brutalnie, wprowadzał nas w nieodwracalny stan przeklętego bezwładu
taaa... i może jeszcze to było cudowne.
Walikij pisze:Przez krótki ułamek sekundy umysł mój ogarnęła defetystyczna myśl, iż cała idylliczność owej chwili wszak może być li przywołaną przez halucynację obłudą, zaledwie drwiącym z nas mirażem.
pogrubione - ładne słowo, ale oznacza brak wiary w powodzenie - i teraz zastanów się, czy słówko jest dobrze użyte w kontekście całego zdania.
słowa podkreślone - co ty w ogóle chciałeś nimi osiągnąć? wyszła jakaś nieudolna stylizacja na... właściwie nawet nie wiem, na co...
Walikij pisze:Trząsł się, ale twarz jego nie była zeszpecona
A co ma piernik do wiatraka?
Walikij pisze:(...) ale twarz jego nie była zeszpecona; wręcz przeciwnie — ozdabiał ją błogi uśmiech.
opozycją dla uśmiechu może być smutna mina, a nie zeszpecona twarz!
Walikij pisze:— To dobrze — odpowiedział. — Ach, zapomniałbym — zdążył dodać — witamy na dnie...
zdążył, zanim... co?
Walikij pisze:przeobrażyło się
przeobraziło się
Walikij pisze:Podniosłem wzrok swój mocno zaszklony.
wzrok to zmysł i nie może być zaszklony - oczy już tak.

Pomysł rozwałkowany wzdłuż i wszerz, ale dobrze jest poćwiczyć pisanie nawet takich rzeczy. Bo takie wizje też trzeba umieć fajnie napisać. A ta jest napisana niefajnie. Nie podoba mi się, że wszystko ma jakąś cechę. Że wszystko określasz za pomocą przymiotników i przysłówków (to głównie pierwszy akapit). Niektóre kompletnie niepotrzebne. Piszesz "połyskujące promienie" - to normalne, że promienie połyskują. Piszesz "niewysoka lipa" - jakby jakiekolwiek znaczenie miała wysokość tej lipy; niepotrzebnie wciskasz informacje zbędne. Piszesz "cudowne", a ja ci nie wierzę, bo tej cudowności nie pokazałeś.
Jeszcze jakieś wybujałe środki artystyczne, ale tych już nie będę oceniać. Ogółem nazwałabym tę miniaturkę przerostem formy nad treścią.
Aha, za dużo razy "coś się zdaje". Próbuj pisać bez tego :)
Pozdrawiam.
ObrazekObrazekObrazek

6
W oczy moje uderzyło niewymowne piękno.
Wycięłabym. Oklepane, a następne zdanie jako początek jest świetne.
opadały na pewną w swej zielonej barwie płaszczyznę.
Płaszczyzna jest pewna swojej zielonej barwy?
Siedzieliśmy pod niewysoką lipą, a wybujałe jej liście rzucały na nas łagodny, nieopisanie uspokajający cień.
"Siedzieliśmy pod niewysoką lipą, której wybujałe liście rzucały na nas łagodny, nieopisanie uspokajający cień". Choć z tym nieopisaniem to lekka przesada, bo opisujesz go w końcu.
Poczuliśmy się błogo
Panowała błoga atmosfera. Umieściłeś to zdanie już po opisie sielskiej atmosfery. W ten sposób wynika, że było cudownie, cudownie i nagle rach ciach poczuliście się błogo.
Głowę swą przechyliłem w bok; opadła ona na blade, obnażone ramię.
Czym się różni przechylenie głowy od jej opadnięcia na ramię?
fleurs de lys
Czyli lipę opasywał herb. Nieźle. Jeśli miałeś na myśli lilie, to o ile wiem, są to rośliny cebulowe.
Wiedziałem wówczas, że to,* co widzę, jest nazbyt cudowne,* by mogło być jakkolwiek nieprawdziwe.
* bez przecinka
jakkolwiek = wszystko jedno jak, nieważne jak
Dorian upajał się pięknem chwili; powieki (1)jego (2)zdawały się być jak sklejone, czemu się zresztą dziwić nie jestem w stanie — (3)splendor tej chwili przygniatał nas brutalnie, wprowadzał nas w nieodwracalny stan przeklętego bezwładu
(1) Niepotrzebne. Wyciąć.
(2) Nie prościej napisać, że powieki kleją się
(3) Splendor = wspaniałość, wielkość. Chwila mogła być piękna, spokojna, leniwie płynęły chwile pod tą lipą. Użycie słowa splendor lekko tu nie pasuje. Następnie piszesz "przygniatał nas brutalnie". A czemuż to? Już abstrahując od tego, że brutalne przygniatanie ma negatywne znaczenie. A chwila przecież była miła. Czemuż nieodwracalny stan? Parę linijek dalej z łatwością daje się ten bezwład zburzyć. No i czemuż to przeklęty?
Przez krótki ułamek sekundy umysł mój ogarnęła defetystyczna myśl, iż cała idylliczność owej chwili (1)wszak może być li przywołaną przez halucynację obłudą, zaledwie drwiącym z nas mirażem.
"Krótka chwila" lub "ułamek sekundy". Nie jednocześnie oba.
(1) Może być mirażem/halucynacją/obłudą. Obłuda halucynacji?
Ale myśl tę odepchnąłem tak bezwzględnie, że przez chwilę wydała mi się ona spragnioną upokorzenia kurtyzaną.
Defetystyczna myśl jest spragnioną upokorzenia kurtyzaną. Nie rozumiem tej przenośni.
Dalej tkwiłem w bezmiarze utopijnej abstrakcji.
Przesada z tą utopijną abstrakcją. Ładny dzień, piękne słońce, zieleń. Normalne rozleniwienie.
— Jak się czujesz — (1)usłyszałem drżący głos Doriana. Trząsł się, ale twarz jego nie była zeszpecona; wręcz przeciwnie — ozdabiał ją błogi uśmiech.
— Wspaniale, naprawdę. Wprost cudownie.
— To dobrze — odpowiedział. — Ach, zapomniałbym — (1)zdążył dodać — witamy na dnie...
Zdawało mi się przez chwilę, że się przesłyszałem.
— Dotarliśmy, gdzie dotrzeć niepodobna — do raju — roześmiał się.
(1) głos Doriana drżał. Czemu twarz miała być zeszpecona? Mogła być wykrzywiona, jeśli uznamy, że głos drżał ze strachu.
(2) Czemu "zdążył"? ktoś mu przeszkadzał, gdzieś odchodził?
przeobrażyło się w biały jak śnieg sufit
biały jak śnieg jest niesamowicie oklepanym zwrotem.

Niepotrzebnie stylizujesz:
Podniosłem wzrok swój mocno zaszklony.
iż cała idylliczność owej chwili wszak może być li przywołaną przez halucynację obłudą
Ani to potrzebne, ani pasujące.

Pomysł na narkotyczną wizję już był. Czy udało ci się go wykorzystać w pełni? Według mnie - nie. Wizja lipy i zachodzącego słońca jakoś do mnie nie przemawia. Zapach odchodów jako lilii również (nawiasem mówiąc co oni robili w wychodku?). Jeśli chodzi o słownictwo - prostsze często znaczy lepiej i jaśniej napisane. Nie każ czytelnikowi sięgać po słownik wyrazów obcych. Czytelnik tego nie lubi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”