Wyklęci - fragment [Romans z nutką paranormala]

1
Paryż, Francja, rok 1865

Nocą paryska katedra Saint-Chapelle odznaczała się niezwykłym pięknem. Przypominała niemal baśniowy zamek, a podświetlone reflektorami od tyłu wieżyczki wyglądały wręcz nierealnie. Jednak dla niespełnionego młodego artysty z Londynu, jakim niewątpliwie był James, to miejsce miało szczególne znaczenie. Tutaj w końcu uśmiechnęło się do niego szczęście, a nosiło ono imię Lucy i było uroczą damą z południowo-zachodniej części Anglii. James, dowiedziawszy się o jej pochodzeniu, nie przespał kilku następnych nocy, zastanawiając się, dlaczego los nie skrzyżował ich dróg wcześniej, tylko akurat teraz, tutaj, w paryskiej katedrze Saint-Chapelle.
Mężczyznę ogarnął nagle nostalgiczny nastrój. Wciąż stojąc przed budynkiem i podziwiając jego manufakturę, wydał z siebie melancholijne westchnienie. W głębi duszy toczył z samym sobą ciężką bitwę. Zdrowy rozsądek kontra porywy serca i podszepty, zdawać by się mogło, samego diabła. To pierwsze podpowiadało mu: „Wróć do Londynu. Jej już nie ma wśród żywych. Rozpłynęła się na zawsze we mgle wieczności. Niebawem na pewno znajdzie się godna następczyni jej miejsca w twoim sercu”. Drugie zaś mówiło: „Ona tam jest, w środku. Czeka na ciebie. Idź do niej i niech znów połączy was miłość”. A trzecie: „Pora rozdrapać stare rany. To wszystko zaczęło się właśnie tutaj i tutaj też ostatecznie się zakończy”.
James jeszcze przez chwilę się wahał, lecz w końcu, wzmocniwszy uchwyt na rączce czarnej aktówki, zbliżył się do drzwi katedry i nacisnął klamkę. Zamknięte na amen. Jednak dla niego nie stanowiło to żadnej przeszkody. Nie, ponieważ Lucy, umierając w jego ramionach, napełniła go swoją nadzwyczajną mocą, dzięki której mógł robić prawie wszystko i wybijał się znacznie ponad status przeciętnego człowieka.
James wyciągnął przed siebie prawą rękę w taki sposób, jakby chciał kogoś zatrzymać, i mocno się skupił. Po chwili coś głośno szczęknęło i drzwi samoczynnie się otworzyły. Młody londyński artysta wszedł do środka, a jego kroki odbijały się echem po całej Saint-Chapelle.
Wewnątrz panowały przejmujący chłód oraz przysłowiowe „egipskie ciemności”, ale James nawet z tym sobie poradził – pstryknął palcami i w pomieszczeniu od razu zapłonęły wszystkie świece w złocistych kandelabrach.
I znów poczuł się tak, jakby stał we wnętrzu jakiegoś gigantycznego, majestatycznego pałacu. Natchnienie już po raz drugi napełniło go całego, od czubka głowy po koniuszki palców u stóp. Tak bowiem działał nań wystrój katedry: wysoko ulokowany, nieco kopulasty sufit, setki – a może nawet tysiące – przecudnych witraży w oknach, kandelabry, wszystkie te zdobienia oraz elegancki ołtarz. James odniósł wrażenie, jakby cofnął się w czasie o pięć lat i przyjechał tutaj po raz pierwszy, na najzwyklejszą w świecie wycieczkę. To właśnie wtedy, przyszedłszy z rodzicami zwiedzić to miejsce, wypatrzył w innej grupie angielskich turystów płomiennorudą, wówczas piętnastoletnią Lucy i niemal od razu się w niej zakochał, nie mając bladego pojęcia o jej tajemniczej mocy.
Lecz teraz nic już nie miało takiego sensu, jak wtedy, ponieważ Lucy umarła. James również stracił ochotę do życia. Bez jego ukochanej nic już nigdy nie będzie takie samo.
Powoli ruszył przed siebie i po cichu zajął miejsce w ostatniej ławce. Położył obok aktówkę, otworzył ją i wyciągnął nieduży blok rysunkowy, po czym sięgnął po wąskie czarne pudełeczko. Wydobywszy stamtąd kawałek węgla, rozpoczął szkicowanie. Seria krótszych i dłuższych pociągnięć, raz za razem, i wkrótce na śnieżnobiałej kartce ukazał się obraz młodej kobiety. A ściślej rzecz biorąc, Lucy. Takiej, jaką pamiętał. Delikatne rysy twarzy, prosty nos, pełne usta, duże oczy – tutaj czarno-białe, lecz w rzeczywistości zielone jak świeża wiosenna trawa – oraz falująca kaskada rudych włosów, których jeszcze niedawno tak kochał dotykać.
Mężczyzna nie poczuł nawet tego, że łzy płyną mu po policzkach. Nie zareagował też na to, że kapią prosto na kartkę, niszcząc jego dzieło. Zrobił jeszcze kilka pociągnięć i na papierze, wokół powabnego oblicza Lucy, pojawiło się coś, co James rozumiał jako blask mocy.
No właśnie, moc… Nie wiedział dokładnie, na czym ona polegała, ale był pewien, że to właśnie przez nią zginęła Lucy. Pamiętał dokładnie tamten dzień sprzed pięciu lat, kiedy po wspólnym powrocie z Francji do Anglii siedzieli pod lipą w ogrodzie jej rodziców i dziewczyna wszystko mu o sobie powiedziała. Wtedy też zostali zaatakowani, a on po raz pierwszy i ostatni przekonał się na własne oczy, jakie, między innymi, zastosowanie ma owa moc Lucy.
Ostatnio zmieniony pt 18 maja 2012, 14:15 przez Serena, łącznie zmieniany 1 raz.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

2
Nie będę brnął w szczegółowe rozbieranie tekstu, bo na to chyba jestem trochę za cienki. Opiszę więc to, co bije po oczach i moje ogólne wrażenie.
Nocą paryska katedra Saint-Chapelle odznaczała się niezwykłym pięknem.
1) pisze się Sainte-Chapelle
2) to nie katedra, tylko kaplica w Pałacu Sprawiedliwości; z resztą, chapelle to właśnie kaplica
3)Sainte-Chapelle zawsze odznacza się niezwykłym pięknem; IMO lepiej brzmiałoby może ,,jeszcze większym pięknem niż za dnia" czy coś takiego - ale to taka luźna uwaga
Wciąż stojąc przed budynkiem i podziwiając jego manufakturę,

Prawdopodobnie chodziło Ci o fakturę. Manufaktura to przecież przodek fabryki!
wzmocniwszy uchwyt na rączce czarnej aktówki,
Co prawda, słownik PWN podaję uchwyt także jako «uchwycenie czegoś ręką lub rękoma», ale zdecydowanie bardziej kojarzy mi się to z innym znaczeniem «część jakiegoś przedmiotu lub narzędzia służąca do chwytania go ręką», czyli tą rączkę. Lepszy byłby więc ,,chwyt". Z resztą, rączka aktówki? Nie brzmi to najlepiej, tak jak i całe zdanie. Może lepiej po prostu ,,ścisnął mocniej uchwyt aktówki''?
wysoko ulokowany, nieco kopulasty sufit,
Kaplica Sainte-Chapelle nie ma kopulastego sufitu. Jej sklepienie nie jest ani beczułowe, ani nie jest kopułą, tylko sklepieniem krzyżowo żebrowym, którego ,,kopulastości'' nijak nie widzę.

Ok. Wypisałem to, co najbardziej mnie zirytowało - nie wiesz co znaczą wyrazy których używasz (to najbardziej tyczy się manufaktury). Co więcej, nie przyłożyłaś się do faktograficznej strony tekstu, a według mnie to bardzo denerwująca oznaka braku szacunku do czytelnika. Sorry że powołam się na siebie, ale żeby napisać głupie opowiadanie którego nie miałem zamiaru nigdzie wysyłać, a które działo się w XVIII wiecznej Warszawie, odbyłem pielgrzymkę do Biblioteki Śląskiej i wypożyczyłem wszystkie książki o Warszawie tego okresu, jakie były dostępne. Nie dość, że uniknąłem błędów, to tekst na tym zdecydowanie zyskał.

W skrócie więc - jeśli chcesz pisać o Paryżu XIX-tego wieku, poznaj go jak najgłębiej potrafisz. Jeśli opisujesz budowlę, dowiedz się czegoś o architekturze. Jak będziesz chciała stworzyć nowelkę o Eskimosach, to też poszperaj, żeby nie wyszło że polują na pingwiny. I tak dalej.

A wrażenia ogólne: piszesz dobrze, są jakieś tam zgrzyty i potknięcia, ale tak jak mówiłem, niech pokaże Ci je ktoś bardziej kompetentny. W SFF&H bywają opowiadania pisane językiem na tym poziomie. Fakt, jest trochę patetyczny, ale w granicach tolerancji, przynajmniej mojej. Co jednak do treści... To początek utworu, tak? Strasznie dużo w nim informacji, walisz kawę na ławę. Nie lepiej byłoby te wiadomości o Jamesie i Lucy jakoś rozłożyć bardziej? Jeśli to początek opowiadania, niedługiego rozdziału powieści - ujdzie. Jeśli zaś to fragment otwierający całą powieść - to zwolnij, masz więcej miejsca żeby opisać to wszystko czytelnikowi ;)

3
Serena pisze:a podświetlone reflektorami od tyłu wieżyczki wyglądały wręcz nierealnie.
...a wieżyczki podświetlone od tyłu reflektorami, wyglądały...
Serena pisze:Wciąż stojąc przed budynkiem i podziwiając jego manufakturę, wydał z siebie melancholijne westchnienie.
1. Stojąc wciąż....
2. manufaktura - wytwórnia, przedsiębiorstwo; Chyba myślałaś o fakturze, co?
Serena pisze:Niebawem na pewno znajdzie się godna następczyni jej miejsca w twoim sercu”.
"Niebawem na pewno znajdzie się następczyni godna zająć jej miejsce w twoim sercu."
Zmieniłam szyk wyrazów i w innym miejscu postawiłam kropkę - po zdaniu, przed cudzysłowem.
Serena pisze:jakby chciał kogoś zatrzymać, i mocno się skupił
bez przecinka
Serena pisze:James jeszcze przez chwilę się wahał, lecz w końcu, wzmocniwszy uchwyt na rączce czarnej aktówki, zbliżył się do drzwi katedry i nacisnął klamkę. Zamknięte na amen. Jednak dla niego nie stanowiło to żadnej przeszkody.
Brakuje mi elementu zaskoczenia, tj. bohater zmaga się z sobą, wreszcie idzie do drzwi naciska klamkę i... "Motyla noga, zamknięte". Tak nieco nerwowo, zareagowałby normalny facet. No, ale może bohater ma inaczej, bo te nadprzyrodzone siły, mu dopomagają i się nie denerwuje?
Serena pisze:Wewnątrz panowały przejmujący chłód oraz przysłowiowe „egipskie ciemności”
Nigdy nie mogę zapamiętać jak brzmi reguła, ale ja bym napisała: "Wewnątrz panował przejmujący chłód i egipskie ciemności...", ale wiesz, że ja to nie jestem żadna specjalistka :), więc może lepiej nich inni się wypowiedzą.
Serena pisze:Tak bowiem działał nań wystrój katedry: wysoko ulokowany, nieco kopulasty sufit, setki – a może nawet tysiące – przecudnych witraży w oknach, kandelabry, wszystkie te zdobienia oraz elegancki ołtarz.
1. Kopulasty sufit jakoś do mnie nie przemawia albo przemawia, ale nie tak jak się spodziewasz. Cóż, jestem zboczona.
2. Z tymi witrażami to pomyślałam, że jest noc, dopiero co były egipskie ciemności, więc ich wspaniałość jest mocno przytłumiona, ale chyba marudzę.
Serena pisze:Lecz teraz nic już nie miało1. takiego sensu, jak wtedy, ponieważ Lucy umarła. James 2.również stracił ochotę do życia. Bez 3.jego ukochanej nic już nigdy nie będzie takie samo.
1. W ogóle bym się z tym pożegnała.
2. również oznacza, że ktoś jeszcze - kto?
3. wiadomo, że jego. Za obca ukochaną, by chyba tak nie wzdychał.
Strasznie to melodramatyczne i pompatyczne.
Serena pisze:Seria krótszych i dłuższych pociągnięć, raz za razem, i wkrótce na śnieżnobiałej kartce ukazał się obraz młodej kobiety. A ściślej rzecz biorąc, Lucy. Takiej, jaką pamiętał.
Połączyłabym te informacje w jedno zdanie.
...i wkrótce na śnieżnobiałej kartce ukazała się (młoda, piękna, promienna, ukochana, opalona) twarz Lucy. Taka, jaką pamiętał.

Ruda, zielonooka piękność. I zakochany po uszy artysta. I magia. To na pewno jest takie małe co nieco, jakie kobietki lubią czytać w wolnych chwilach, gdy im czegoś brak.
Miło się czytało. Szkoda, że tylko tyle.
A błędy? Wszak jesteśmy, gdzie jesteśmy....
Pozdrawiam. :)

4
Ojej... Hmmm, od czego tu zacząć...
1) pisze się Sainte-Chapelle
No tak właśnie się zastanawiałam, bo raz pisze Sainte-Chapelle, a raz Saint-Chapelle... Ale skoro tak, to to poprawię^^
2) to nie katedra, tylko kaplica w Pałacu Sprawiedliwości; z resztą, chapelle to właśnie kaplica
Mój błąd ;)
Jeśli to początek opowiadania, niedługiego rozdziału powieści - ujdzie. Jeśli zaś to fragment otwierający całą powieść - to zwolnij, masz więcej miejsca żeby opisać to wszystko czytelnikowi ;)
To jest początek opowiadania. Ogólnie to opowiadanie ma trzy części - tą, potem jeszcze jedną, dziejącą się w Londynie pięć lat wcześniej, no i trzecią, znowu w Paryżu 1865.
Nie lepiej byłoby te wiadomości o Jamesie i Lucy jakoś rozłożyć bardziej?
Pomyślę nad tym, jeśli zachce mi się zrobić z tego coś dłuższego ;)

[ Dodano: Nie 20 Lut, 2011 ]
dorapa -
2. również oznacza, że ktoś jeszcze - kto?
To było w sensie, że skoro Lucy umarła, to Jamesowi też już się nie chciało żyć.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

5
Serena pisze:Paryż, Francja, rok 1865

Nocą paryska katedra Saint-Chapelle odznaczała się niezwykłym pięknem. Przypominała niemal baśniowy zamek, a podświetlone reflektorami od tyłu wieżyczki wyglądały wręcz nierealnie.
Katedra paryska nosi wezwanie Panny Marii, czyli po prostu Notre Dame. Sainte Chapelle jest natomiast kaplicą w zespole zabudowań dawnego pałacu królewskiego. Jeśli to rzeczywiście rok 1865, nie mogła być podświetlona żadnymi reflektorami, wówczas w Paryżu były latarnie gazowe. Elektryczne to znacznie późniejsza sprawa, nie mówiąc już o reflektorach do podświetlania zabytków.
Serena pisze:stojąc przed budynkiem i podziwiając jego manufakturę
Manufaktura to duży warsztat rzemieślniczy albo nawet niewielka fabryka, w każdym razie miejsce, gdzie się coś wytwarza. Mógł podziwiać fakturę murów.
Serena pisze:wysoko ulokowany, nieco kopulasty sufit
Ani w Notre Dame, ani w Sainte Chapelle nie ma kopulastych sufitów, są za to sklepienia krzyżowo-żebrowe.
Młody artysta z Londynu, wyczulony na piękno sztuki, musi wiedzieć, na co patrzy :)
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

6
Ojej... No właśnie, zapomniałam przez chwilę, że to wszystko dzieje się w XIX wieku :P
Dzięki, rubio, poprawię to i owo :)
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

8
Chyba że po prostu zmienię czas akcji na jakiś, że tak powiem, świeższy... znaczy dam inny rok, tam tysiąc dziewięćset któryś czy dwa tysiące któryś...
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

9
Hehe, ile odpowiedzi w takim krótkim czasie ;) Chyba w następnym tekście jaki wstawię na wery specjalnie strzelę jakiś szczególnie głupi błąd w rodzaju manufaktury, żeby cieszyć się tak szerokim odzewem ;)
Cytat:
Jeśli to początek opowiadania, niedługiego rozdziału powieści - ujdzie. Jeśli zaś to fragment otwierający całą powieść - to zwolnij, masz więcej miejsca żeby opisać to wszystko czytelnikowi ;)


To jest początek opowiadania. Ogólnie to opowiadanie ma trzy części - tą, potem jeszcze jedną, dziejącą się w Londynie pięć lat wcześniej, no i trzecią, znowu w Paryżu 1865.
A ile opko ma mieć mniej więcej stron? Wypytuję tak, bo to może znacznie zmienić ocenę fragmentu. Już tłumaczę o co chodzi.

Otóż w twoich poprzednich tekstach widziałem tendencję do wykładania od razu kawa na ławę całej tajemnicy tekstu, który miał właśnie na tajemniczości się opierać. A zauważyłem, że w większości utworów wstęp to jakieś 1/5, 1/4, góra 1/3 objętości utworu i tyle to według mnie odpowiednia ilość miejsca, żeby zaciekawić odbiorcę i wprowadzić go w klimat, ale nie zanudzić. Więc, jeśli twoje opko ma jakieś 20 stron, to długość i ilość informacji w opublikowanym tu fragmencie jest ok. Ale jeśli ma stron 50, no to IMO za bardzo to skondensowałaś.

A w ogóle to dlaczego umieściłaś akcję w wieku XIX o którym niewiele wiesz, skoro, jak twierdzisz, mogłabyś umieścić go w XXI?

10
Dałbym sobie rękę uciąć, kiedy zacząłem czytać, że rzecz dzieje się w naszych czasach... Tak, przez te reflektory. Lepiej je widziałem niż wprowadzenie z datą!

Manufaktura to także wyrób ręczny, dawniej rękodzieło (z łaciny: manu factus - ręką zrobiony od manus - ręka, factus - czynić. SWO wydanie III, wyd. Europa)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

11
A ile opko ma mieć mniej więcej stron? Wypytuję tak, bo to może znacznie zmienić ocenę fragmentu. Już tłumaczę o co chodzi.

Otóż w twoich poprzednich tekstach widziałem tendencję do wykładania od razu kawa na ławę całej tajemnicy tekstu, który miał właśnie na tajemniczości się opierać. A zauważyłem, że w większości utworów wstęp to jakieś 1/5, 1/4, góra 1/3 objętości utworu i tyle to według mnie odpowiednia ilość miejsca, żeby zaciekawić odbiorcę i wprowadzić go w klimat, ale nie zanudzić. Więc, jeśli twoje opko ma jakieś 20 stron, to długość i ilość informacji w opublikowanym tu fragmencie jest ok. Ale jeśli ma stron 50, no to IMO za bardzo to skondensowałaś.

Hmmm... Moje opko... 8 stron A4, a jak się przerobi na format A5 to jest 21 (piszę czcionką Times New Roman 13, bo tak mi wygodniej).

A w ogóle to dlaczego umieściłaś akcję w wieku XIX o którym niewiele wiesz, skoro, jak twierdzisz, mogłabyś umieścić go w XXI?
Uwielbiam czytać książki o XIX-wiecznej Anglii, no i postanowiłam spróbować sama coś takiego napisać (akcja drugiego fragmentu dzieje się właśnie w Anglii) :) Ale widocznie chyba lepiej mi idzie pisanie o współczesnych czasach...
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

12
Serena pisze:Hmmm... Moje opko... 8 stron A4, a jak się przerobi na format A5 to jest 21 (piszę czcionką Times New Roman 13, bo tak mi wygodniej).
Strony się liczy po znakach. Żeby ocenić liczbę stron po rozmiarze pisma, trzeba by znać jeszcze marginesy, interlinię i spacjowanie.
Ostatnio zmieniony pn 21 lut 2011, 15:51 przez Sir Wolf, łącznie zmieniany 1 raz.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

13
Po znakach mówisz... No to coś koło 20 tysięcy.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

14
Czyli nie 8 ani 21, ale 11 stron.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

15
Dokładnie :D Maszynopis znormalizowany rulezzz!!! :)


MalikaEdit: Khm... przypomnę tylko delikatnie, że tu powinna toczyć się rozmowa o tekście, Wilczku.
Ostatnio zmieniony pn 21 lut 2011, 17:57 przez Wilczek, łącznie zmieniany 1 raz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”