Martwy olbrzym

1
Ot, taki krótki wymysł nieco chorej wyobraźni. Zapraszam.

Martwy olbrzym
    
     Kuropatwa wpadła w krzaki, wydając z siebie ostatni przeciągły krzyk. Kri jeszcze przez moment obserwował okolicę, a gdy był już pewny swego zwycięstwa, ruszył po trofeum. Duży ptak będzie idealny na jutrzejszy obiad. Matka z pewnością się ucieszy.
     - Idzie ci coraz lepiej, masz do tego rękę – pochwalił go Dan, klepiąc po ramieniu.
     Młodszy z chłopców uśmiechnął się nieznacznie i w tryumfalnym geście uniósł upolowane zwierzę.
     - W końcu uczę się od ciebie.
     Kuropatwa wylądowała w torbie, razem z wcześniej złapanym zającem. Nadmorski las pełen był zwierzyny, która aż prosiła się, by zagościć na czyimś stole. Jednak nikt z okolicznych mieszkańców nie chciał polować w pobliżu plaży, co chłopcy umiejętnie wykorzystywali.
     - Wracajmy do domu – zaproponował Kri.
     - A może chcesz go zobaczyć? – Na twarzy Dana odmalował się charakterystyczny, podstępny uśmieszek. Doskonale wiedział, że jego młodszy kolega podszyty jest tchórzem. – Przecież cię nie zje, jest martwy, od lat.
     Olbrzym. Główny powód dla którego nikt nie zapuszczał się w te rejony. Kri również nie chciał, choć narażał się przy tym na kpiny przyjaciela. Dan był jednym z nielicznych, odwiedzających plażę i niekiedy strasznie puszył się owym dokonaniem.
     - Jest niesamowity – dodał zachęcająco starszy chłopiec.
     Kri przełknął głośno ślinę. Był rozdarty między strachem, a chęcią zaimponowania koledze. W końcu jednak pokiwał głową.
     - Ale wrócimy przed zmierzchem?
     - Oczywiście, to nie jest wcale daleko.
     Rzeczywiście nie było. Nim Kri zdołał w pełni opanować narastającą panikę, zobaczył wyłaniający się spośród drzew żółty skrawek ziemi, a dalej błyszczącą powierzchnię morza. Pierwszy raz widział na własne oczy plażę, ale była dokładnie taka jak w opowieściach Dana. Ot, kupa piachu. Kiedy jednak podszedł bliżej i ogarnął wzrokiem cały ogrom morza, zaparło mu dech w piersiach. Nie przypuszczał, że jest tak wielkie.
     - To tam – powiedział Dan, wskazując na prawo.
     Kri poczuł, jak nieprzyjemny dreszcz przechodzi mu wzdłuż kręgosłupa, kiedy dostrzegł w oddali ciemną górę wyłaniającą się z wody i opadającą aż na złocisty piasek plaży. Była jeszcze daleko, a już wydawała się ogromna. Nim Kri zdążył cokolwiek powiedzieć, starszy z chłopców chwycił go za rękaw i pociągnął w stronę olbrzyma.
     Im bardziej zbliżali się do stwora, tym piasek przybierał ciemniejszą barwę, aż w końcu z żółtego stał się szary i wilgotny, niemal tłusty.
     - To jego krew – tłumaczył Dan. – Czasami fale wypłukują ją z wnętrza i zostawiają na piasku. Dlatego ma taki dziwny kolor.
     Kri nic nie odpowiedział, ale trudniej było mu stawiać kolejne kroki ze świadomością, że brodzi po kostki w posoce potwora.
     - Jak długo tu leży?
     Dan wzruszył ramionami.
     - Kto wie. Może od zawsze.
     Kri zadarł głowę do góry i spojrzał na czarne cielsko bestii, wzdłuż którego spływały, niczym krwawe ślady, rdzawe zacieki. Byli już wystarczająco blisko, aby dojrzeć dwoje pustych, idealnie okrągłych ślepi potwora. Nie miał rąk ani nóg, nawet jego głowa tworzyła jedną bryłę z resztą ciała. Przypominał kształtem rybę. Tyle że rybę wielkości góry.
     Kri przystanął, bo rozmiar olbrzyma go przytłoczył. Patrzył na tę wielką istotę i nie mógł wręcz uwierzyć, że coś takiego pływało w morzu, że w ogóle było w stanie się poruszać.
     - Na pewno nie żyje? – zapytał z lękiem. Był przekonany, że bestia mogłaby ich zabić jednym oddechem, nawet nie potrzebowałaby drgnąć.
     - Na pewno. W przeciwnym razie nie leżałby tutaj tak długo.
     Dan zdawał się mieć za nic wielkość potwora. Bez skrępowana podszedł bliżej i poklepał go w brzuch.
     - Jest zimny i zupełnie twardy. Jak kamień. Sam się przekonaj.
     Mimo że Dan zachęcająco pomachał ręką, Kri pozostał w bezpiecznej odległości od olbrzyma. Wiedział z całą stanowczością, że nie chce go dotykać. Zamiast tego zaczął powoli okrążać martwą górę. Trwało dłuższą chwilę nim znalazł się po drugiej stronie. Tutaj stwór rzucał na plażę cień, a jego prawy bok ozdabiała potężna rana, przez którą widać było część wnętrzności. Na piasku leżały sczerniałe fragmenty ciała. Zapewne właśnie to doprowadziło do jego śmierci.
     Kri nie raz patroszył zwierzęta, ale ich trzewia wyglądały zupełnie inaczej. Wnętrze olbrzyma było takie jak on sam, czarno-rdzawe, przeżarte przez czas i morską wodę, obce i zimne. Chłopiec nie potrafił wyobrazić sobie, jak coś podobnego mogło żyć. Kiedykolwiek.
     - Podoba ci się? – zapytał roześmiany Dan.
     - Jest straszny – szepnął Kri, jakby bał się, że głośniejsze słowa zbudzą bestię ze snu. – Chodźmy stąd.
     - Ale z ciebie nudziarz.
     - To jest złe.
     Kri nie wiedział czemu, ale właśnie takie słowa pierwsze przyszły mu do głowy. Może za życia olbrzym był krwiożerczym potworem, a może po prostu jego wielkość napawała chłopca grozą.
     - To jest martwe. On, jak i wiele innych.
     - Innych?
     - Dalej, tam za klifem – rzucił Dan, wskazując na prawo. – W zatoce jest ich więcej. Przynajmniej kilkanaście. Wszystkie tak samo sztywne i milczące. Ta plaża to cmentarzysko.
     Kri jeszcze raz spojrzał w górę na ciemne oczy stwora. Nie potrafił współczuć tej istocie, cieszył się, że była martwa.
     - Co to za kreski? – wskazał na dziwne, szare linie wzdłuż ciała olbrzyma.
     Dan rozłożył bezradnie ręce.
     - Nie mam pojęcia. Wszystkie tak mają, może to tatuaż – odparł z rozbawieniem. – Skoro cię już cykor obleciał, to wracajmy do domu, bo masz minę, jakbyś ducha zobaczył.
     Kri przytaknął chętnie i ruszył przez grząski, szary piasek. Poczuł się lepiej, kiedy wyszedł z cienia rzucanego przez bestię. W blasku chylącego się ku zachodowi słońca zobaczył na jej lewym boku te same szare kreski, choć znacznie słabiej widoczne.
     - Wracajmy – powiedział i więcej nie odwracał się w stronę olbrzyma.
     Gdyby Kri umiał czytać, dostrzegłby w tajemniczych liniach napis „USS Dignity”, a jeśli przyjrzałby się lepiej, może zauważyłby również zatartą przez czas flagę dawno nieistniejącego państwa.
    
    
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

2
Duży ptak będzie idealny na jutrzejszy obiad. Matka z pewnością się ucieszy.
Będę czepialski. Kuropatwa(taka naprawdę duża) może ważyć około pół kilograma, po odliczeniu wagi piór, kości i wnętrzności nienadających się do spożycia mięsa pozostanie raczej na ułożenie go na trzech kromkach chleba.
Zamień na bażanta- jego się nikt nie przyczepi:P
powód(przecinek)dla którego nikt
jest martwy, od lat
Niepotrzebny przecinek.
martwą górę
Góry zawsze są martwe- ,,czarną górę"itp.

Strasznie razi ciągłe używanie imion ,,Kri" i ,,Dan". Postaraj się jakoś temu zapobiec.

Tekst dosyć zaskakujący i przyjemnie się go czytało. Brakowało mi w nim jednak opisu wyglądu bohaterów oraz odczuć Dana np. ,,przyglądał się jego wystraszonej twarzy z wyraźnym rozbawieniem". Ale ogólnie dobrze jest:D

3
zaqr pisze:Cytat:
Duży ptak będzie idealny na jutrzejszy obiad. Matka z pewnością się ucieszy.

Będę czepialski. Kuropatwa(taka naprawdę duża) może ważyć około pół kilograma, po odliczeniu wagi piór, kości i wnętrzności nienadających się do spożycia mięsa pozostanie raczej na ułożenie go na trzech kromkach chleba.
Zamień na bażanta- jego się nikt nie przyczepi:P
Zgadzam się, napisałam tę kuropatwę tak raczej bez zastanowienia. Kiedy teraz o tym piszesz, to rzeczywiście bażant byłby lepszy :D
zaqr pisze:Cytat:
jest martwy, od lat

Niepotrzebny przecinek.
Wiedziałam, że ktoś zwróci na to uwagę, ale tutaj przecinek wstawiłam świadomie. Tak jakby to "od lat" było dodane po chwili namysłu, bądź wahania.
zaqr pisze:Strasznie razi ciągłe używanie imion ,,Kri" i ,,Dan". Postaraj się jakoś temu zapobiec.
miałam z tym spory problem. Ponieważ to miniatura, więc tak naprawdę niewiele o nich wiemy, stąd innym możliwym synonimem, byłby "młodszy chłopiec", "starszy chłopiec", co brzmi jeszcze gorzej. Nie mniej zdaję sobie sprawę z tego mankamentu.

Tak czy inaczej dziękuję bardzo za ocenę i cieszę się, że wypadła względnie pozytywnie. :D
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

4
hej, hello :)
Duży ptak będzie idealny na jutrzejszy obiad. Matka z pewnością się ucieszy.
Zamiast kropki, wstawiłbym przecinek.
Kri zadarł głowę do góry i spojrzał na czarne cielsko bestii, wzdłuż którego spływały, niczym krwawe ślady, rdzawe zacieki.
Tu z kolei wyrzuciłbym "do góry". W tym wypadku "wzdłuż" tyczy się raczej od ogona do głowy, a że olbrzym leżał, to raczej nic w ten sposób nie mogło spływać ;P
Kri nie raz patroszył zwierzęta, ale ich trzewia wyglądały zupełnie inaczej. Wnętrze olbrzyma było takie jak on sam, czarno-rdzawe, przeżarte przez czas i morską wodę, obce i zimne.
Wiesz, w kontekście zakończenia dodałbym trochę więcej zdziwienia chłopca, a nie, że tylko nigdy wcześniej nie widział.

Co do reszty zgadzam się z Zaqr. Brakuje mi może trochę takiego baśniowego stylu, bo cały czas czułem, jakbym czytał właśnie klimaty baśniowe.
Ogólnie podobało mi się :) Zakończenie możesz sobie zanotować na duży plus, bo zaskakujące, połykając kolejne zdania wciąż myślałem "Kiedy ta góra okaże się jednak żywa i ich zje?", a tu pac! "USS Dignity". Styl masz dobry, parę elementów do podszlifowania, ale na takich właśnie miniaturkach powinieneś zdobywać doświadczenie.
Pozdrrrr!
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit

5
Mazer pisze:Brakuje mi może trochę takiego baśniowego stylu, bo cały czas czułem, jakbym czytał właśnie klimaty baśniowe.
Z mojej strony był to w pewnym sensie zamierzony zabieg, bo jeśli uwzględnić zakończenie, to wychodzi, że opowiadanie jest bardziej postapokaliptyczne niż baśniowe. Napisałam w nazwie tematu "fantasy", żeby właśnie nie sugerować zakończenia.
Mazer pisze:ale na takich właśnie miniaturkach powinieneś zdobywać doświadczenie.
jeśli już, to powinnam, ale to taki szczególik ;)

Dzięki za opinię. :D
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

6
Wspaniała lektura. Wciąąąąąga nastrojem niedopowiedzenia, tajemniczości. Proszę częściej!
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

7
dorapa pisze:Wspaniała lektura. Wciąąąąąga nastrojem niedopowiedzenia, tajemniczości. Proszę częściej!
Dzięki :D. Postaram się, choć nie daję gwarancji jakości ;)
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

8
- Jest niesamowity – dodał zachęcająco starszy chłopiec.
Tutaj nie mam nic z błędu. Nic a nic, a jednak logika podpowiada mi, że to mogło być inne zdanie. Nie poważne, nie takie stanowcze w ustach dziecka, lecz takie, które podstępem, tym dziecięcym, zachęci drugiego chłopca. Np.:
- Założę się, że nie podejdziesz na dziesięć kroków
W blasku chylącego się ku zachodowi słońca zobaczył na jej lewym boku te same szare kreski, choć znacznie słabiej widoczne.
mniej wyraźne

Miko, piszesz ładnie - do teraz pamiętam western spod twojej ręki i tutaj jest taki sam, ciekawy styl. Tekst wciąga od pierwszej linijki, jest naturalny, tak samo jak dialogi. Widać, że masz wszystko poukładane w głowie i pomysł na przekazanie tej treści. Miniaturka jest w porządku - bez szału, ale zwieńczenie, czyli ostatnie zdanie za mało pokazuje. To tyle odnośnie utworu.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

9
Dzięki za weryfikację?
Martinius pisze:ale zwieńczenie, czyli ostatnie zdanie za mało pokazuje.
Chciałam się tylko dopytać, co przez to rozumiesz, bo szczerze mówiąc nie za bardzo wiem, co można by tam jeszcze dodać. Mnie, z punktu widzenia autora, trudno to ocenić, ale wydawało mi się, że zakończenie jest dość jasne.
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

10
Jest jasne. To oczywiste - ale wg mnie miniatury powinny pokazywać historię w historii - dlatego zakończenie, chociaż jasne, nie jest pełne. Ot, rzuciłaś coś o przeszłości i tyle - nic z tego nie wynika. A uważam, że można zawrzeć tam znacznie więcej – wywrócić tekst jeszcze bardziej.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

11
Mnie się podobało. Ja nie oceniam za głębię, za myśl, ale za nastrój, jaki we mnie wywołało. Na tym forum często kryterium pozytywnej oceny (ode mnie) jest: "żeby w ogóle jakiś nastój wywołało". A Twój utwór naprawdę mnie wciągnął, stworzył ciekawy klimat. Ładnie, zgrabnie opisywałaś tego "potwora", reakcje chłopca.

Teraz chwilka dla mankamentów:
Duży ptak będzie idealny na jutrzejszy obiad.
Aż musiałam sprawdzić w Internecie, czy piszesz o tym ptaku, o którym ja myślę. Z tą wielkością kuropatwy (zwłaszcza takiej se wolno biegającej, a nie hodowlanej) to bym nie przesadzała.
Dan był jednym z nielicznych, odwiedzających plażę i niekiedy strasznie puszył się owym dokonaniem.
Druga część zdania brzmi, jakby to był jednorazowy wyczyn. A wiemy, że chodził tam częściej. Więc może coś w stylu "puszenia się swoją odwagą" czy coś. Bo w obecnej formie nie brzmi dobrze.

Końcówka nieco mnie rozczarowała. Bach, jedno zdanie i dziękujemy. Nie mówię, że powinnaś tam nie wiem jak ważne treści wpychać. Raczej po prostu odczułam dyskomfort z powodu tak brutalnego wyrwania z klimatu.

Ale ogólnie jest dobrze. Styl ciekawy, gładki. Ładnie budujesz obraz.

Pozdrawiam,
Ada
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”