Interpretacja ostatniego, usychającego strumienia myśli osoby skonfrontowanej z obliczem absolutnego nic. Pozornie dołujące zwieńczenie tułaczki mężnego człowieka, przez całe życie próbującego zapobiec nieuniknionemu. Wszystko jest jednak relatywne. Pojęte zło, wynaturzenie, porażka i towarzyszący im lęk były takimi tylko z zewnątrz. Wrażenia te odeszły wraz ze zmianą perspektywy. Człowiek, który stał się bogatszy o doznania obce komukolwiek żywemu, ma szansę postrzegać stan rzeczy w diametralnie inny sposób. Może Ty znajdziesz w tym oparcie, kiedy ogłosisz przed sobą kapitulację.
„Wszystko, a konkretnie nic prócz gęstych dymów, orbituje wokoło tej osobliwości. Wszędzie niczego nie ma, ale w tym konkretnym punkcie, nakreślonym wyraźnym konturem, nie ma niczego jeszcze bardziej. Kontur... sylwetka spowita jakby leniwie kopcącym płótnem. Chciałem powiedzieć, że czarnym, tak postrzegamy to ludzie. Lecz teraz wyczuwam w tym ogromny nietakt. Przecież to nie kolor czerni, to jego brak. Jak dzieło sztuki, draperia wabi wzrok swoim światłocieniem, komplikacją i pozorną złożonością prostych kształtów. Zaraz, jak to światłocieniem? Nie ma tu przecież światła, nie wpuszczono go. Może nawet samo zrezygnowało z panoszenia się w tym konkretnym momencie i wiem, że nie ubłagałbym go by towarzyszyło mi do końca. Ulotne, opuściło mnie, nie jestem pewien kiedy. Nie światłocień. Trafniej opisać to jako wyraźny kontrast między mrokiem a jego brakiem. Powiedziane na głos nie ma to sensu. A jednak tutaj, teraz? Nie podlega żadnej wątpliwości, jest niekwestionowanym stanem rzeczy. Tak jak okrąg nie ma początku i końca, tak tu nie doszukam się przyczyny i skutku najprostszych zjawisk. Znaczenia tych słów stały się obce i niepojęte. Zlane razem, w żaden sposób niewyodrębnione. Sens, teraz jawi się jako zaledwie żart, niesprecyzowany wymysł. Wspomnienie snu naznaczone umykającą w eter wiarygodnością. Z każdą sekundą bardziej wypłowiałe z logiki i bijącej niegdyś realności. Czuję jak ucieka, ale nie tylko to. Jak wszystko upływa. Moje życie, świat, czas, nawet przestrzeń. Wiem, że związany z tym brak paniki powinien mnie dziwić, ale odnajduję w sobie nieposkromione zobojętnienie. Ono daje mi komfort i koi wszelkie zmysły. Zmysły, które wiodły od narodzin teraz tylko irytują. Młot wykuwający okowy jest rytmem serca, które odgórnie wyznacza ścieżkę i zasięg mojego bytu. Niech więc ustanie. To kroczy ku mnie, jednak postrzegam ten ruch już tylko statycznie. Czekam ze spokojem a gdzieś po zakątkach świadomości przemykają mi wspomnienia, lecz jakby nie moje. Czego się lękałem, czemu stawiałem opór, po co właściwie walczyłem? Przecież doświadczam teraz oblicza, które jest całkowitym przeciwieństwem horroru. Niesamowite jak nie obchodzi mnie wszystko co do tej pory miało miejsce, a co ma się po mnie jeszcze stać. Chcę tej konfrontacji. Wyczekuję zbliżających się kroków, które niosą mi obietnicę upragnionego wytchnienia. Czuję przynależność do tej nicości, zobowiązanie posłuszeństwa i zadośćuczynienia. Chcę ją wypełnić jak woda szczeliny. Zmieszać się jak znaczenia słów. Nieskrępowany granicami i jarzmem definicji. Przestać drażnić siebie swoją jednostkowością, faktem istnienia, które okazuje się być jedyną anomalią. Naturalne jest właśnie to co ma nastąpić, teraz to pojąłem. Tak powinno być, czemu przed tym uciekamy?”Anonim, W obliczu Pustki [w:] Zbiór Listów o Egzystencji Rodzaju Ludzkiego, Huf Nihilistów, Gradzew, rok końca świata.