________________
Monitor przede mną wyświetlał listę 60 pytań. Pod każdym napisałem odpowiedź z pamięci.
Spojrzałem na godzinę. Dochodziła czwarta nad ranem.
Umiem. W końcu.
Nagle dotarł do mnie intensywny, aż odrzucający, zapach kawy. Obok monitora stał kubek w połowie wypełniony fusami.
Wpiłem taką kawę?
Nie do końca. Zamiast wywalić stare fusy po prostu nasypałem do kubka świeżą kawę – przypomniałem sobie. Wtedy pomysł wydawał się dobry. Wtedy miałem jeszcze dużo materiału do przerobienia. Którą wtedy kawę robiłem, piątą?
Egzamin jest jutro... to znaczy dzisiaj o 12. Dobrze byłoby się przespać.
Wstałem sprzed komputera, ruszyłem w kierunku łóżka. Na kołdrze leżała masa ubrań. Zwaliłem je na podłogę. Wzniosła się chmurka kurzu. W świetle żarówki dostrzegłem drobinki pyłku, który zaczął latać przede mną.
No i będę musiał zrobić pranie. Po co ruszałem te ciuchy? Komu one przeszkadzały? Dobrze się z nimi spało – było odrobinę cieplej.
A, właśnie, trzeba wyłączyć światło.
Spojrzałem na włącznik i uświadomiłem sobie, że zgaszenie żarówki nic nie da. Jestem zmęczony, padam z nóg, ale w ogóle nie chce mi się spać. Serce bije mi jak szalone. Będzie ciemno, położę się w łóżku, ale i tak nie zasnę.
Zapach fusów powoli zaczynał mnie drażnić.
Otworzyłem okno. Do pokoju wleciał przyjemny chłód. Świeże powietrze pachniało zimą.
Może zasnę przy jakimś filmie? Na laptopie włączyła się blokada ekranu. Tak szybko? Dopiero co z niego korzystałem. Trudno, i tak światło ekranu wydaje się jakieś irytujące.
Kiedy stałem, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, zauważyłem zrulowany biały brystol.
Nie był zakurzony, jako jedyny w tym pokoju. Nie pasował tu.
Leżał pod ścianą zapieczętowany gumką recepturką, światło żarówki nadawało mu żółtawy odcień. Kiedyś ten brystol miał być potrzebny na zajęcia z grafiki, ale profesor je odwołał. To było jakieś dwa lata temu.
Może go w końcu wywalę? Przejdę się na śmietnik. Spacer dobrze mi zrobi.
Zatrzymałem się nad papierową tubą. W środku na pewno są pająki. To już dwa lata ciekawe, co się tam zalęgło? Może jakiś większy, jadowity pająk.
Wywalę zawartość na ziemię i rozdepczę. To dobry plan, ubrałem więc kapcie.
Chwyciłem tubę. Podnosząc ją poczułem coś na skórze, zaciskało się na moim nadgarstku. Z tuby wystawała dłoń prawie tak blada jak papier i ściskała moją rękę.
Upuściłem brystol. Spróbowałem się cofnąć, ale zahaczyłem stopą o jakiś ciuch na ziemi i upadłem na ubrania obok. Machałem rękoma, żeby strzepnąć obcą dłoń ze swojego nadgarstka, ale już nic tam nie było.
Rozejrzałem się wokół. Nic. Zaglądnąłem pod łóżko, później pod biurko. Ani śladu.
Otworzyłem usta chcąc kogoś zawołać, ale nagle uderzył mnie fakt, że mieszkam sam – wyjechałem na studia.
To było zaledwie kilka sekund temu, a lodowaty uścisk już wydawał się złudzeniem. Na ręce nie został żaden ślad, nic mnie nie bolało.
Gapiłem się na brystol jak osłupiały. To ta sama zwyczajna tuba papieru, co wcześniej. Pojawiło się delikatne wgniecenie w miejscu, gdzie ją trzymałem, ale nic poza tym.
Halucynacje? Aż tyle kawy wypiłem? Nie pamiętam.
Gdy tylko zwróciłem na to uwagę znów poczułem odrzucający zapach fusów.
Zmęczenie zniknęło, byłem już całkowicie pobudzony.
Teraz na pewno nie zasnę. Na pewno nie z tą tubą w pokoju.
Nowy plan pojawił się w mojej głowie. Po pierwsze wywalić ten głupi papier, po drugie wywalić te śmierdzące fusy.
Kopnąłem brystol, potoczył się do ściany. Przez chwilę obserwowałem zrulowany papier mając nadzieje, że nic z niego nie wypełznie.
W końcu włączyłem latarkę w telefonie, położyłem się na ziemi, zaświeciłem do środka papierowej tuby i spojrzałem. Nic, żadnej dłoni, żadnych pająków ani nawet pajęczyny.
Znów rozejrzałem się po podłodze, zaglądnąłem pod biurko, pod łóżko, rozkopałem ciuchy, ale niczego nie znalazłem.
Włożyłem telefon z włączoną latarką do kieszeni – będzie mi łatwiej poświecić sobie w drodze do śmietnika.
Złapałem tubę dokładnie na środku. Nic.
Zacząłem się pocić.
Podniosłem papier. Nic. Brystol nie wydawał się nienaturalnie ciężki, nic nie przeważało ani na lewo, ani na prawo. Wiedziałem, że nic nie ma w środku, sprawdzałem to, ale coś podpowiadało mi, że tamta dłoń zaraz znów mnie chwyci.
Z mieszkania wyszedłem niezręcznie manewrując sobą i papierem, tak aby pozostał dokładnie w poziomie, jak najdalej ode mnie. Nie spuściłem tuby ani na chwilę z oczu. Drzwi zamknąłem za sobą po omacku.
Powoli szedłem korytarzem bloku, nie spotkałem nikogo. O tej godzinie wszyscy powinni spać. Chyba że kogoś obudziłem, gdy złapała mnie dłoń. Ciuchy na ziemi złagodziły mój upadek, ale teraz nie jestem pewien czy czasem nie krzyknąłem.
No nic, naprzód. Muszę się wyspać, a później napisać egzamin.
Mieszkam na parterze, więc szybko udało mi się wyjść z bloku. Chłodne powietrze na zewnątrz mnie uspokoiło. O tej porze prawie nie czuć smogu. Ciszę nocy przerywały jednie co jakiś czas przejeżdżające tiry.
Zaczęło mi się robić zimno. Zima idzie, a ja byłem w podkoszulku, krótkich spodenkach i kapciach.
Plan wywalenia brystolu powoli przypominał głupią zabawę, ale do śmietnika doszedłem nadal trzymając tubę jak najdalej od siebie dbając o to, żeby była ustawiona idealnie poziomo.
Wrzuciłem brystol do pierwszego kontenera.
Już gotowe. – Ochłonąłem, uspokoiłem się. – Zasnę jak suseł.
Otarłem resztki potu z czoła i poczułem coś dziwnego. Spojrzałem na swoją lewą rękę. Na nadgarstku zaciskała się obca, blada urwana dłoń. Zwisała z niej skóra, mięśnie, widziałem też wystającą kość. Czułem, jak powoli wzmacnia uścisk, jak chłód przeszywa moje ciało.
Wrzasnąłem. Dreszcz przebiegł mi po plecach. Odskoczyłem w tył, w stronę ulicy, prosto pod nadjeżdżającą ciężarówkę. Uścisk osłabł, samochód nawet nie zwolnił...