Robert przyglądał się więźniowi, siedzącemu na mocno zniszczonym materacu w piwnicy rodzinnego domu. W pomieszczeniu było prawie ciemno i nawet promienie słońca, wpadające przez brudne szyby zmurszałego okienka, nie pozwalały dobrze go widzieć. Namacał dłonią włącznik światła i przekręcił w prawą stronę. Zmrużył oczy, kiedy żarówka rozświetliła zapomniane przez Boga miejsce. Usiadł obok niego i wyciągnął z kieszeni wojskowych spodni, paczkę papierosów. Wziął do ręki dwa z nich i odpalił, a kiedy rozbłysły czerwonym żarem, jednego wsunął do ust kumplowi.
Gangster ze zmasakrowaną twarzą i z ręką przykutą do ramy łóżka, powoli się zaciągnął. Milczał, odkąd mężczyzna tu wszedł, ale obserwował, co zamierza zrobić.
Miał na imię Sebastian, lecz niewiele miało to wspólnego z rzymskim męczennikiem. To on pozbawiał życia i sprawiało mu to przyjemność. Brał za to duże pieniądze, ale nie miały one znaczenia, bo od kiedy zabili mu syna, już nic nie czuł. Tylko wysyłanie przesiąkniętych złem skurwieli na tamten świat, ożywiało go na chwilę.
Robert nie był pewny, czy zabójca będzie w ogóle chciał nim rozmawiać. Za to miał pewność, że Sebastian, któremu na atrakcyjnym wyglądzie nie zależało wcale, prezentował się dużo lepiej niż on, dla którego good looking stanowiło treść życia. Znali się od wielu lat, ale dobrze wiedział, że nawet błoga apatia na twarzy Seby może być fałszywa. Był bardzo niebezpieczny, a dawka heroiny wstrzyknięta kilka godzin wcześniej mogła już przecież przestać działać. Nawet z unieruchomioną ręką, mógł jednym ciosem, pozbawić przytomności na długo.
Miał na imię Sebastian, lecz niewiele miało to wspólnego z rzymskim męczennikiem. To on pozbawiał życia i sprawiało mu to przyjemność. Brał za to duże pieniądze, ale nie miały one znaczenia, bo od kiedy zabili mu syna, już nic nie czuł. Tylko wysyłanie przesiąkniętych złem skurwieli na tamten świat, ożywiało go na chwilę.
Robert nie był pewny, czy zabójca będzie w ogóle chciał nim rozmawiać. Za to miał pewność, że Sebastian, któremu na atrakcyjnym wyglądzie nie zależało wcale, prezentował się dużo lepiej niż on, dla którego good looking stanowiło treść życia. Znali się od wielu lat, ale dobrze wiedział, że nawet błoga apatia na twarzy Seby może być fałszywa. Był bardzo niebezpieczny, a dawka heroiny wstrzyknięta kilka godzin wcześniej mogła już przecież przestać działać. Nawet z unieruchomioną ręką, mógł jednym ciosem, pozbawić przytomności na długo.
Robert nie przejmował się losem innych gangsterów, ale tego tutaj uważał za przyjaciela i skoro miał być dziś zabity, to wypadałoby, chociaż się z nim pożegnać. Zmrużył oczy, oceniając zasięg wolnej ręki i usiadł jednak obok na metalowym taborecie. Każdemu przecież należała się chwila przyjacielskiej rozmowy, zanim kula z Glocka 19 rozwali mu głowę. Wziął głęboki oddech i zaczął:
- Co ci strzeliło do głowy, żeby rżnąć dziewczynę bossa? – Znów spojrzał w zamglone oczy przyjaciela, ale nie dostrzegł tam zbyt wiele życia. – Mało tego ścierwa do kopulacji biega po ulicach... kurwa mać!... przecież te młode cipki same wskakują do fury przez szyberdach – Czuł jak smutek po mającej nastąpić stracie kolegi, zamienia się w gniew spowodowany tym, co ten zrobił.
- Otwierasz szybę, włączasz muzę i już robi ci loda za szluga z marychy i coca-colę. Ale nie! Tobie debilu zachciało się właśnie akurat tej cipki. Jakim trzeba być pojebem, żeby walić rogi najgorszemu świrowi w mieście. Tak, tak, przecież Naten jest najgorszy z nas wszystkich!
Robert, brat Natena wpadł w amok zachłystywania się własnym głosem. Pomimo wysokiej pozycji w gangu w jakiej lubił się odnajdywać, nie miał u reszty bandziorów żadnego poważania i rzadko kiedy pozwalano mu nawet skończyć zaczęte zdanie. Zwykle, któryś z nich kazał mu zamknąć pysk. Teraz w oparach właśnie odkrytej możliwości gadania do woli, skrzętnie z tego korzystał, bo odurzony kumpel nie reagował, a co najważniejsze wcale się nie odzywał. Wyciągnął z paczki kolejnego papierosa i odpalił. Robert patrzył zafascynowany na płomień z zapalniczki.
Robert, brat Natena wpadł w amok zachłystywania się własnym głosem. Pomimo wysokiej pozycji w gangu w jakiej lubił się odnajdywać, nie miał u reszty bandziorów żadnego poważania i rzadko kiedy pozwalano mu nawet skończyć zaczęte zdanie. Zwykle, któryś z nich kazał mu zamknąć pysk. Teraz w oparach właśnie odkrytej możliwości gadania do woli, skrzętnie z tego korzystał, bo odurzony kumpel nie reagował, a co najważniejsze wcale się nie odzywał. Wyciągnął z paczki kolejnego papierosa i odpalił. Robert patrzył zafascynowany na płomień z zapalniczki.
- W sumie, to masz dużo szczęścia. – Podrapał się po nosie i energicznie podwinął rękawy sportowej bluzy. – Wiem, wiem, że to głupie, bo przecież mają cię odjebać, a ja tu gadam o szczęściu, ale...
Zerwał się z krzesła i zbliżył do łóżka. Ostrożnie pochylił ciało nad Sebastianem.
- Naten mi powiedział, że gdyby nie to, że to ty zerżnąłeś mu kobietę, to kula w łeb nie miałaby miejsca. Jak Boga kocham, tak powiedział! Znasz przecież mojego brata, on kurwa nigdy nie nawija od rzeczy. On nawet cię lubił, a ty tak wszystko wspaniale spierdoliłeś!
Zerwał się z krzesła i zbliżył do łóżka. Ostrożnie pochylił ciało nad Sebastianem.
- Naten mi powiedział, że gdyby nie to, że to ty zerżnąłeś mu kobietę, to kula w łeb nie miałaby miejsca. Jak Boga kocham, tak powiedział! Znasz przecież mojego brata, on kurwa nigdy nie nawija od rzeczy. On nawet cię lubił, a ty tak wszystko wspaniale spierdoliłeś!
Robert wysunął rękę do przodu i zapalił zapalniczkę.
- Wiesz, co to znaczy, no wiesz? – Splunął na podłogę coraz bardziej podekscytowany i bardziej niż zwykle purpurowy na twarzy. – On by cię kurwa żywcem spalił. I wcale nie bujam, co to, to nie... najpierw kazałby ci żłopać wrzącą olej, a kiedy nie mógłbyś już nawet charczeć, to wiesz, co by zrobił? – Szturchnął kumpla kilka razy w ramię, ale ten dalej nie reagował, więc tylko się uśmiechnął i krzyknął – Ten pojeb, mój brat spytałby, czy chcesz sobie zapalić. Możesz, to sobie wyobrazić! Ty nie mógłbyś oddychać, twoje bebechy zamieniłyby się w rozpuszczone żelki, a mój braciszek pyta, czy chcesz sobie kurwa zapalić. Możesz w to uwie...
- Wiesz, co to znaczy, no wiesz? – Splunął na podłogę coraz bardziej podekscytowany i bardziej niż zwykle purpurowy na twarzy. – On by cię kurwa żywcem spalił. I wcale nie bujam, co to, to nie... najpierw kazałby ci żłopać wrzącą olej, a kiedy nie mógłbyś już nawet charczeć, to wiesz, co by zrobił? – Szturchnął kumpla kilka razy w ramię, ale ten dalej nie reagował, więc tylko się uśmiechnął i krzyknął – Ten pojeb, mój brat spytałby, czy chcesz sobie zapalić. Możesz, to sobie wyobrazić! Ty nie mógłbyś oddychać, twoje bebechy zamieniłyby się w rozpuszczone żelki, a mój braciszek pyta, czy chcesz sobie kurwa zapalić. Możesz w to uwie...
Robert gwałtownie urwał zdanie. Wyraźnie opadł z sił i z trudem łapał oddech, aż w końcu siadł na taboret, głośno wzdychając. Wyrzucił ze wstrętem ledwo napoczętego papierosa i znów popatrzył na przyjaciela.
- Także mówienie, że masz szczęście, to ma duży sens, bo nie będziesz przynajmniej zdychał w męczarniach, a kulka z dziewiątki skończy cię w kilka sekund. To trochę taki happy end w tej chujowej sytuacji, w jakiej się znalazłeś.
- Także mówienie, że masz szczęście, to ma duży sens, bo nie będziesz przynajmniej zdychał w męczarniach, a kulka z dziewiątki skończy cię w kilka sekund. To trochę taki happy end w tej chujowej sytuacji, w jakiej się znalazłeś.
Znów wstał i podszedł do okna, przyglądając się dwóm karkom ze spluwami pilnujących wyjścia z piwnicy. Zaklął pod nosem i wyciągnął z kieszeni srebrne pudełeczko, wypełnione w połowie białym proszkiem. Poślinił palec i nabrał na opuszek niewielką ilość. Wszystko wtarł pośpiesznie w zęby.
- Nie mam człowieku jak ci pomóc. Naprawdę. Tam na zewnątrz dwóch skurwieli tylko czeka na okazję, żeby sobie postrzelać. Nie ma szansy, żebyś stąd uciekł. – Rozłożył bezradnie ręce, nie patrząc jednak w stronę kolegi. – Ja jestem tchórz! Wiesz, co Natem by mi zrobił, gdybym pomógł ci uciec. – Potrząsnął energicznie kilka razy głową, przełykając nerwowo ślinę. – Człowieku, on by mnie zarżnął jak psa. To mój brat, ale zdychałbym w gorszych męczarniach niż ta policyjna parówa, co to go oddał go swoim amstaffom do zabawy.
- Nie mam człowieku jak ci pomóc. Naprawdę. Tam na zewnątrz dwóch skurwieli tylko czeka na okazję, żeby sobie postrzelać. Nie ma szansy, żebyś stąd uciekł. – Rozłożył bezradnie ręce, nie patrząc jednak w stronę kolegi. – Ja jestem tchórz! Wiesz, co Natem by mi zrobił, gdybym pomógł ci uciec. – Potrząsnął energicznie kilka razy głową, przełykając nerwowo ślinę. – Człowieku, on by mnie zarżnął jak psa. To mój brat, ale zdychałbym w gorszych męczarniach niż ta policyjna parówa, co to go oddał go swoim amstaffom do zabawy.
Odwrócił się gwałtownie w stronę łóżka i chwycił za gardło, czując, jak zaciska je strach.
- Mówią, że pies, to najlepszy przyjaciel człowieka. Pewnie też o tym słyszałeś – mówił coraz ciszej – ale te trzy bestie o tym nie słyszały. Seba... kurwa mać! Ja nie chcę skończyć jak ta policyjna parówa. Z tego konfidenta nic nie zostało, bo jebane kundle zżarły nawet kości!
Podszedł jeszcze bliżej i bez zastanowienia usiadł obok kolegi, przyglądając mu się badawczo. Był rozczarowany jego zachowaniem. Niby taki twardziel, a tylko siedzi i czeka bezczynnie na tę kulkę, jakby sprawiało mu to przyjemność.
- Mówią, że pies, to najlepszy przyjaciel człowieka. Pewnie też o tym słyszałeś – mówił coraz ciszej – ale te trzy bestie o tym nie słyszały. Seba... kurwa mać! Ja nie chcę skończyć jak ta policyjna parówa. Z tego konfidenta nic nie zostało, bo jebane kundle zżarły nawet kości!
Podszedł jeszcze bliżej i bez zastanowienia usiadł obok kolegi, przyglądając mu się badawczo. Był rozczarowany jego zachowaniem. Niby taki twardziel, a tylko siedzi i czeka bezczynnie na tę kulkę, jakby sprawiało mu to przyjemność.
- Może cię nie zabije – odezwał się w końcu Robert. – Naten to nerwus, a ta jego kurewka... nic ciekawego. On nawet specjalnie za nią nie przepadał. – Pokiwał głową, zgadzając się z własnymi słowami. Oczy mu rozbłysły i zaśmiał się. – No, teraz, to już całkiem jej nie lubi. Tak jej mocno nie lubi, że wykupił jej pobyt w azjatyckim burdelu...dożywotni.
Sebastian wciąż wyglądał, jak nieobecny duchem, ale niespodziewanie jego wzrok wbił się w twarz Roberta.
- Daj mi wody – odezwał się cicho.
Sebastian wciąż wyglądał, jak nieobecny duchem, ale niespodziewanie jego wzrok wbił się w twarz Roberta.
- Daj mi wody – odezwał się cicho.
Robert zerwał się na równe nogi i przez chwilę krążył po pomieszczeniu, nie mając pojęcia skąd wziąć tę cholerną wodę. W końcu się zatrzymał, kiedy dojrzał metalową miskę stojącą pod pryczą.
- Skurwysyny! – krzyknął i podszedł energicznym krokiem do małego okna. Z trudem je otworzył.
- Ty, z tym durnym tatoo na gębie – wrzasnął jeszcze głośniej. – Przynieś mi tu z domu, coś do picia... całą butelkę. – Zauważył, że tamten niechętnie chce się ruszyć, a wręcz ignoruję polecenie. – Na jednej nodze, skurwielu! Albo Naten poprosi cię na dywanik.
Na dźwięk imienia bossa, oporny gangster zerwał się na równe nogi i szybkim krokiem ruszył do drzwi wejściowych domu.
- Skurwysyny! – krzyknął i podszedł energicznym krokiem do małego okna. Z trudem je otworzył.
- Ty, z tym durnym tatoo na gębie – wrzasnął jeszcze głośniej. – Przynieś mi tu z domu, coś do picia... całą butelkę. – Zauważył, że tamten niechętnie chce się ruszyć, a wręcz ignoruję polecenie. – Na jednej nodze, skurwielu! Albo Naten poprosi cię na dywanik.
Na dźwięk imienia bossa, oporny gangster zerwał się na równe nogi i szybkim krokiem ruszył do drzwi wejściowych domu.
- Weź jeszcze coś do żarcia – krzyknął znów Robert, zadowolony z szybkości ruchów bandziora. – Tylko nic więcej nie dotykaj, bo potem żarcie wali, waszym potem.
- Zaraz się coś zorganizuje. Poczekaj sekundę – powiedział do Sebastiana.
Robert zrobił kilka kroków w kierunku łóżka i niezdecydowany, co dalej. W końcu usiadł obok niego i wyciągnął znów z kieszeni srebrne pudełeczko.
- Chcesz? – spytał.
Sebastian skinął głową, przyglądając mu się uważnie. Nie zamierzał go nokautować, ale nadmiary śliny wyrzucane z ust, kiedy coś mówił były bardziej niż kłopotliwe.
- Zaraz się coś zorganizuje. Poczekaj sekundę – powiedział do Sebastiana.
Robert zrobił kilka kroków w kierunku łóżka i niezdecydowany, co dalej. W końcu usiadł obok niego i wyciągnął znów z kieszeni srebrne pudełeczko.
- Chcesz? – spytał.
Sebastian skinął głową, przyglądając mu się uważnie. Nie zamierzał go nokautować, ale nadmiary śliny wyrzucane z ust, kiedy coś mówił były bardziej niż kłopotliwe.
- I co? Pozwolisz im mnie zabić? – powiedział niewyraźnie i zaśmiał się, próbując rozruszać zesztywniały język. – Tyle razy ci dupsko ratowałem, a ty boisz się kilku piesków.
- Wiesz jaki ja jestem – Robert wzruszył bezradnie ramionami. – Ta robota u Natena, też mi nie leży, ale co mam robić. Tylko tu da się zarobić na prawdziwe życie. Mógłbym robić coś innego, ale tam to pewnie na ryż ledwie by starczyło.
- Ja tu o moim łbie mówię, a ty mi pieprzysz o chińskim żarciu. – Sebastian spojrzał na kumpla z politowaniem i wcisnął kciuk do pudełka z kokainą. Oblizał palec, mlaszcząc ze smakiem.
- Dobry towar. To ten ze Szczecina? – spytał.
- Wiesz jaki ja jestem – Robert wzruszył bezradnie ramionami. – Ta robota u Natena, też mi nie leży, ale co mam robić. Tylko tu da się zarobić na prawdziwe życie. Mógłbym robić coś innego, ale tam to pewnie na ryż ledwie by starczyło.
- Ja tu o moim łbie mówię, a ty mi pieprzysz o chińskim żarciu. – Sebastian spojrzał na kumpla z politowaniem i wcisnął kciuk do pudełka z kokainą. Oblizał palec, mlaszcząc ze smakiem.
- Dobry towar. To ten ze Szczecina? – spytał.
Robert potwierdził ruchem głowy i patrzył zatroskanym wzrokiem na rozmówcę. Nie wiedząc, co ma zrobić z trzęsącymi się dłońmi, jedną z nich wsunął w kieszeń wojskowych spodni. Wyciągnął z powrotem, trzymając w dłoni nieduży, szwajcarski scyzoryk. Otworzył mniejsze z ostrzy i bezwiednie zaczął kłuć się po wnętrzu ręki.
- Ja naprawdę nie wiem, jak mógłbym ci pomoc.
Sebastian patrzył na ten scyzoryk z zaciekawieniem, aż w końcu spytał od niechcenia.
- Masz tam wykałaczkę?
- Ja naprawdę nie wiem, jak mógłbym ci pomoc.
Sebastian patrzył na ten scyzoryk z zaciekawieniem, aż w końcu spytał od niechcenia.
- Masz tam wykałaczkę?
Robert spojrzał zdziwiony na rozmówcę.
- Co mam?
- Pytam, czy jest w tym scyzoryku wykałaczka – Sebastian nabrał powietrza w policzki i wypuścił zniecierpliwiony, przewracając oczami. – Ale z ciebie kretyn.
- A skąd mam wiedzieć. Używam tylko nożyczek do paznokci i korkociągu do otwierania wina – Robert się obruszył na taki brak taktu u kumpla, który nie doceniał powagi sytuacji. W końcu zdenerwowany rzucił scyzoryk na nogi kumpla. – Taki z ciebie mądrala, to sam sobie sprawdź.
Sebastian wziął go do ręki, przechylił się w stronę unieruchomionej dłoni i wsunął w nią nożyk. Przytrzymał korpus i wysunął najcieńszy z metalowych części.
- Co mam?
- Pytam, czy jest w tym scyzoryku wykałaczka – Sebastian nabrał powietrza w policzki i wypuścił zniecierpliwiony, przewracając oczami. – Ale z ciebie kretyn.
- A skąd mam wiedzieć. Używam tylko nożyczek do paznokci i korkociągu do otwierania wina – Robert się obruszył na taki brak taktu u kumpla, który nie doceniał powagi sytuacji. W końcu zdenerwowany rzucił scyzoryk na nogi kumpla. – Taki z ciebie mądrala, to sam sobie sprawdź.
Sebastian wziął go do ręki, przechylił się w stronę unieruchomionej dłoni i wsunął w nią nożyk. Przytrzymał korpus i wysunął najcieńszy z metalowych części.
- Koks mi został między zębami – zaśmiał się, wyskrobując biały proszek po kolei ze szparek – Szkoda, żeby się zmarnowało.
Sebastian obserwował twarz rozmówcy i sięgnął do jego kieszeni, wyciągając papierosy.
- Ta twoja znajoma... Ola. Czy ona ciągle koczuje w tej norze obok stadionu?
Brwi rozmówcy uniosły się i zaskoczony pytaniem uważniej mu się przypatrywał.
- Tak, a gdzie ma niby mieszkać. I to wcale nie nora. To całkiem fajne mieszkanko, tylko trochę zaniedbane, ale najważniejsze, że nikt tam nie zagląda, bo nikt o nim nie wie.
Sebastian obserwował twarz rozmówcy i sięgnął do jego kieszeni, wyciągając papierosy.
- Ta twoja znajoma... Ola. Czy ona ciągle koczuje w tej norze obok stadionu?
Brwi rozmówcy uniosły się i zaskoczony pytaniem uważniej mu się przypatrywał.
- Tak, a gdzie ma niby mieszkać. I to wcale nie nora. To całkiem fajne mieszkanko, tylko trochę zaniedbane, ale najważniejsze, że nikt tam nie zagląda, bo nikt o nim nie wie.
- Rozumiem – odpowiedział Sebastian, zastanawiając się, jak podły musi być Natem dla brata, skoro ten co chwilę musi uciekać z domu i chować się w takiej narkomańskiej melinie.
Prawa ręka przyjaciela zwróciła uwagę Roberta. Mocno umięśniona, cała wytatuowana była żółtymi emotionkami. Choć dobrze wiedział, ile ich jest i tak znów policzył. Potem drugi raz. Nie chciało wyjść inaczej i dwa razy kończyło się na siedmiu trupach. Najświeższa nie została jeszcze skończona, bo obiekt zlecenia dopiero co ostygł.
Prawa ręka przyjaciela zwróciła uwagę Roberta. Mocno umięśniona, cała wytatuowana była żółtymi emotionkami. Choć dobrze wiedział, ile ich jest i tak znów policzył. Potem drugi raz. Nie chciało wyjść inaczej i dwa razy kończyło się na siedmiu trupach. Najświeższa nie została jeszcze skończona, bo obiekt zlecenia dopiero co ostygł.
Zawsze najbardziej lubił tę zarumienioną buźkę. To było, wtedy kiedy Seba odpalił nie tego polityka, na którego miał zlecenie. Nie sprawdził twarzy na fotografii i wpakował trzy kulki w łeb kolesia z tym samym nazwiskiem, ale z konkurencyjnej partii. Trochę było przy tym śmiechu, bo później musiał znów już za darmo, zastrzelić tego drugiego. Nawet Naten się wtedy śmiał, bo ten zabity bez zlecenia, okazał się współwinnym za koniec Eldorado paliwowego i brat Roberta stracił sporo dochodu z manipulacji podatkiem Vat, więc jego śmierć sprawiła mu radość.
Robert lubił też tę z wyszczerzonymi zębami, symbolizującą wiadomość dla Natena Nie doceniasz mnie skurwielu! Mieli wtedy zlecenie na biskupa z dużego miasta na północy kraju. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że religijny Seba będzie miał zgryz z wysłaniem duchowego oszusta w ramiona diabła, ale i tym razem ich zaskoczył. Szybko wywęszył, że klecha za bardzo lubi przytulać małe dzieci i już problemu z ucięciem mu głowy, nie miał żadnego.
- A ta z wywalonym jęzorem to za którego? – spytał Robert.
Uwieziony gangster skrzywił się, dobrze pamiętając trupa, który okazał się jednak nie całkiem martwy. Bomba podłożona pod wycieraczką rozwaliła pół klatki schodowej, wyrwała drzwi i nie było szans, żeby kruchy i marny człowiek mógł to przeżyć, więc Sebastian wrócił do domu. Drugiego dnia przeczytał, że wadliwy zapalnik zadziałał dopiero po kilku sekundach i obiekt zdążył wejść do mieszkania. Więc znów musiał odwalać robotę po raz drugi, ale tym razem odrzucił fajerwerki i po prostu go zastrzelił.
- To ten od bomby pod... – odezwał się Sebastian, ale nie skończył mówić, bo drzwi od piwnicy uchyliły się i pojawił w nich kark wysłany do domu.
Uwieziony gangster skrzywił się, dobrze pamiętając trupa, który okazał się jednak nie całkiem martwy. Bomba podłożona pod wycieraczką rozwaliła pół klatki schodowej, wyrwała drzwi i nie było szans, żeby kruchy i marny człowiek mógł to przeżyć, więc Sebastian wrócił do domu. Drugiego dnia przeczytał, że wadliwy zapalnik zadziałał dopiero po kilku sekundach i obiekt zdążył wejść do mieszkania. Więc znów musiał odwalać robotę po raz drugi, ale tym razem odrzucił fajerwerki i po prostu go zastrzelił.
- To ten od bomby pod... – odezwał się Sebastian, ale nie skończył mówić, bo drzwi od piwnicy uchyliły się i pojawił w nich kark wysłany do domu.
- Gdzie masz wodę i żarcie? – warknął Robert.
- W dupie, leszczu.
Ogolony na zero żołnierz Natena przeszedł obojętnie obok Roberta i spojrzał pogardliwie na Sebę. Nie przepadali za sobą i nawet się z tym zbyt nie kryli
- Jak już przestaliście sobie lizać cipy, zasrane cioty, to ta mała pizda ma wracać do domu. – Wskazał ruchem głowy na Roberta.
- W dupie, leszczu.
Ogolony na zero żołnierz Natena przeszedł obojętnie obok Roberta i spojrzał pogardliwie na Sebę. Nie przepadali za sobą i nawet się z tym zbyt nie kryli
- Jak już przestaliście sobie lizać cipy, zasrane cioty, to ta mała pizda ma wracać do domu. – Wskazał ruchem głowy na Roberta.
- Wyglądasz na zazdrosnego. – Sebastian puścił mu oko i wypiął usta, cmokając znacząco. – Może chcesz się podłączyć, przecież pięć minut szefuńcia nie zbawi. No dalej Adaś, przestań ukrywać prawdziwe uczucia.
Adam splunął z pogardą i zrobił energiczny krok w stronę łóżka, ale zaraz się powstrzymał, dobrze pamiętając, co potrafi zrobić z pięściami nawet skuty Seba.
- Pogadaj sobie jebańcu i tak już jesteś trupem – odezwał się, nie kryjąc wzburzenia i zaciskając pięści. – Tyle twojego, co sobie pogadasz. Zaraz zdechniesz, tak jak zdechł twój bachor. Kula w łeb, płytki dół, bo komu chciałby się długo kopać.
Adam splunął z pogardą i zrobił energiczny krok w stronę łóżka, ale zaraz się powstrzymał, dobrze pamiętając, co potrafi zrobić z pięściami nawet skuty Seba.
- Pogadaj sobie jebańcu i tak już jesteś trupem – odezwał się, nie kryjąc wzburzenia i zaciskając pięści. – Tyle twojego, co sobie pogadasz. Zaraz zdechniesz, tak jak zdechł twój bachor. Kula w łeb, płytki dół, bo komu chciałby się długo kopać.
Kark obrócił się w stronę Roberta, złapał go za ramię i pchnął w stronę drzwi.
- Won stąd cwelu, skoro twój pan brat cię woła – warknął i odwrócił się w stronę Sebastiana. - A ty umarlaku pamiętaj. Ostatnie, co w życiu zobaczysz, to będzie to samo, co widział twój dzieciak, kiedy zdychał. Widok mojego kutasa szczającego na jego twarz.
- Won stąd cwelu, skoro twój pan brat cię woła – warknął i odwrócił się w stronę Sebastiana. - A ty umarlaku pamiętaj. Ostatnie, co w życiu zobaczysz, to będzie to samo, co widział twój dzieciak, kiedy zdychał. Widok mojego kutasa szczającego na jego twarz.