Zemsta - cz.II

1
Podkomisarz Ireneusz Ciasnowski właśnie pochylił się, by usiąść przy swoim podniszczonym, dębowym biurku, w pokoju numer dwa, w komisariacie policji numer jedenaście, gdy jego przedpotopowy aparat telefoniczny, z tarczą do wybierania numeru, odezwał się przeraźliwie głośnym "drrrrrrriiiiiiinnnnggg". Słuchawka aż podskoczyła na widełkach. Podobny ruch wykonały plecy podkomisarza, zwanego Ciasnym. W tym samym momencie porcelanowy kubek z gorącą kawą w jego dłoni opróżnił się do połowy. Reszta zawartości wylądowała na starannie wyprasowanej, błękitnej koszuli, którą tydzień temu otrzymał w prezencie urodzinowym od żony.

- Niech to szlag - zawołał Ciasnowski, strzepując z koszuli resztki kawy. - Zawsze mi się to przytrafia, zawsze - dorzucił, zwracając się do kolegi, siedzącego w drugim kącie pokoju. Aspirant Paweł Zieńczuk roześmiał się na całego. Otworzył usta, zapewne, by dowcipnie skomentować całą sytuację, lecz zamilkł w pół słowa, widząc, że Ciasny podniósł słuchawkę i przyłożył ją do ucha.

- Czego tam? - wrzasnął Ciasny ze złością. Dopiero teraz poczuł ból po oparzeniu kawą.

- Podkomisarz Ciasnowski? - odezwał się męski głos w słuchawce.

- Tak, a kto pyta?

- Inspektor Owczarek, komenda wojewódzka.

- Ach, dzień dobry inspektorze! - Ciasny natychmiast zmienił ton głosu na milszy i mimowolnie wyprostował się, jakby inspektor Owczarek odwiedził go osobiście. Uśmiechnął się tylko pod nosem na myśl o tym, jak to czasem nazwiska pasują do wykonywanego przez ich właściciela zawodu. - Przepraszam najmocniej. W czym mogę służyć?

- Dzwonię w sprawie tych kotów. Co mi pan może powiedzieć o postępach w śledztwie?

- No cóż, panie inspektorze... eee... postępy są... eee... to znaczy... cały czas pracujemy nad tym... eee...

- Ja wiem, że pracujecie, ale widocznie nie dość szybko - przerwał stanowczo dukanie Ciasnego inspektor Owczarek. - Sytuacja staje się niepokojąca, to już czwarty podobny przypadek w ciągu tygodnia. Najpierw ta babka w samochodzie, potem ten student zaczadzony w łazience, pożar i małżeństwo spalone żywcem, a dzisiaj ten sterydziarz przygnieciony przez sztangę. I za każdym razem świadkowie widzieli na miejscu czarnego kota. Prasa zaczęła węszyć. Co chwilę ktoś do mnie dzwoni i wypytuje, co się dzieje. Dzisiaj odebrałem już kilkanaście telefonów w tej sprawie. Mam dość odpowiadania, że policja robi wszytko by wyjaśnić, czy te wypadki mają coś wspólnego ze sobą. Macie coś z tym zrobić, rozumiemy się?

- Tak, inspektorze... eee... zapewniam, że robimy wszystko, by rozwiązać tą zagadkę, ale sam pan rozumie... eee... sprawa nie jest prosta... eee...

- Nie obchodzi mnie to. Czekam na efekty. Macie czas do piątku wieczorem.

- Ale... - Ciasny chciał dodać, że dzisiaj jest przecież czwartek, ale trzask odkładanej słuchawki uświadomił mu, że jego rozmówca widocznie ma to gdzieś.

Wyraźnie zmartwiony usiadł ciężko na krześle.

- Kto dzwonił? - zapytał aspirant Zieńczuk, widząc zatroskany wyraz twarzy kolegi.

- Aaa, ten baran Owczarek - odparł zirytowany Ciasny.

- Baran? Chyba raczej pies! - zażartował Zieńczuk, chcąc rozładować atmosferę.

- No, właśnie to samo pomyślałem, to nazwisko wyjątkowo pasuje do tego zawodu.

- I co chciał? Bo minę masz naprawdę nie tęgą.

- Chodzi mu o te pieprzone koty. Sprawa się rozniosła, robi się o tym głośno, pismaki podchwyciły temat i szukają sensacji. Chce, żeby do jutra były jakieś efekty śledztwa.

- A jak nie, to co?

- Nie wiem, nie powiedział.

- I co robimy?

- Właśnie się zastanawiam... - Ciasny podrapał się po głowie. - Nie mamy punktu zaczepienia. Faktycznie, te przypadki są bardzo dziwne. Najdziwniejsze jest jednak to, że oprócz czarnego kota, którego widziano na miejscu zdarzenia, nic ich nie łączy.

- Fakt. Wszystkie rutynowe czynności, jakie przeprowadziliśmy, wykluczyły choćby najmniejsze powiązania pomiędzy ofiarami. Ci ludzie nie dość, że się nawzajem nie znali, to jeszcze pochodzili z różnych warstw społecznych, mieszkali w odległych od siebie rejonach i prowadzili zupełnie inny tryb życia. Zero podobieństwa w czymkolwiek.

- Tak, poza tym zauważ, że wszystkie te sprawy to teoretycznie nieszczęśliwe wypadki. Poślizg na śliskiej szosie, zaczadzenie w łazience, pożar domu, wypadek na siłowni...

- Dokładnie. Gdyby nie ten kot, nikt nie zwróciłby na nie uwagi.

- Gdyby nie ten kot... - powtórzył Ciasny, zawieszając głos na końcu zdania. - A może właśnie trzeba szukać powiązania z tym kotem?

- Ale jak? Mamy przesłuchać wszystkie koty w mieście? - zapytał Zieńczuk z drwiną w głosie. - Poza tym nie wiemy, czy to był jeden i ten sam kot, czy może za każdym razem inny. Tak naprawdę, to nic w tej sprawie nie wiemy.

- Niestety. Może sekcja zwłok coś wyjaśni. Kiedy ma być raport tej od samochodu?

- Dziś po południu

- To dobrze. A... - tu Ciasnemu przerwał znów dzwonek telefonu. - Ciasnowski, słucham - powiedział, przykładając słuchawkę do ucha.

- Dzień dobry panie komisarzu - odezwał się kobiecy głos. - Chyba mamy następny wypadek z kotem.



*



Piotr Wata. Doradztwo finansowe, inwestycyjne, kredytowe. Telefon i adres. Strona www. U góry gustowne logo "Wata Consulting".

- ładne - powiedział do siebie Piotr. Właśnie odebrał swoje wizytówki i wysiadając z samochodu poczuł nieodpartą chęć nacieszenia się nimi jeszcze raz. Rozpierała go duma. Niedawno odszedł z firmy, w której pracował osiem lat i założył swoją własną działalność gospodarczą. Jeszcze nie miał biura, na razie istniał tylko w Panoramie Firm i w wyszukiwarce. To on dojeżdżał do klientów.

Było późno wieczorem. Tego dnia miał do załatwienia wiele spraw i radość z pierwszych umów, jakie udało mu się podpisać, powoli ustępowała miejsca zmęczeniu. Schował wizytówki do skórzanej torby i zamknął drzwi swojego czarnego Peugeot'a. Wszystko, na co miał teraz ochotę, to gorąca kąpiel i sen.

W drzwiach klatki schodowej minął się z jakimś mężczyzną. Gdy wszedł do środka, zgasło światło. Pozycję wyłącznika znał na pamięć, znajdował się na samym środku ściany po lewej stronie. Zrobił trzy kroki i odnalazł go ręką. Nacisnął, światło zapaliło się, puścił więc i zrobił ruch w kierunku schodów. światło zgasło. Ponownie nacisnął na kontakt, tym razem przytrzymując go dłużej. światło zamrugało i z widocznym oporem zaświeciło się, ale, gdy puścił wyłącznik, znów zgasło. "Dziwne" - pomyślał Piotr. Powtórzył całą operację, ale skutek był taki sam. Na klatce panował mrok.

Piotr stwierdził, że trudno, spróbuje na następnym piętrze. Nie korzystał z wind, bał się nimi jeździć. Był to uraz psychiczny, którego nabawił się jeszcze w dzieciństwie, gdy pewnego dnia zaciął się w połowie piętra. Biednego, zapłakanego chłopca dopiero po kilku godzinach wydostali na zewnątrz strażacy, wycinając palnikiem otwór w suficie. Miał szczęście. Chwilę później mocowanie stalowej liny nie wytrzymało i winda z hukiem roztrzaskała się o beton kilka pięter niżej. Od tej pory zawsze używał schodów.

Ruszył ostrożnie, nie chcąc potknąć się o stopień. Oczy jeszcze nie przywykły do ciemności i przez moment nie widział nic. Dopiero po chwili zaczął słabo rozróżniać niektóre kształty. Szedł powoli, ale pewnie, był w końcu na klatce swojego mieszkania. Gdy dotarł na pierwsze piętro odnalazł kontakt i nacisnął go. światło zamrugało, ale już nie zapaliło się. Spróbował kilka razy, bez efektu. "Oho, znowu trzeba będzie dzwonić do administracji" - pomyślał.

Gdy pokonał następne trzy stopnie poczuł dziwny zapach. Właściwie smród. Przystanął na chwilę, próbując wytężyć zmysły, by rozpoznać, skąd może pochodzić. Zmęczony umysł nie działał jednak na pełnych obrotach i nie potrafił zidentyfikować nieprzyjemnej woni. Ruszył dalej. Z każdym kolejnym krokiem smród nabierał na sile. Na następnym piętrze był już tak intensywny, że Piotr musiał zakryć dłonią nos i usta, by nie zwymiotować. Jeszcze raz podjął próbę zapalenia światła, ale tym razem naciśnięcie wyłącznika nie wywołało żadnego efektu. Zostały jeszcze dwa piętra.

Nagle usłyszał hałas. Coś jakby szamotaninę. Dźwięk dobiegał z góry. Odgłos był dziwny, jakby ktoś szarpał jakiś przedmiot, rozrywał go na kawałki i rzucał nimi o ścianę. Najpierw było słychać szarpnięcie, potem jakby darcie materiału, a na samym końcu obrzydliwe mlaśnięcie czegoś mokrego o ścianę. Piotra zamurowało. Stał w bezruchu, nasłuchując co się dzieje. Nie wiedział co robić. Włos zjeżył mu się na głowie. Wtem, hałas ucichł.

Odczekał kilka sekund i ostrożnie postawił następny krok. Potem następny i jeszcze jeden. Czuł, jak serce łomocze w jego klatce piersiowej a krew z ogromną prędkością napływa do głowy i rozsadza z bólem wszystkie żyłki na skroniach. Podniósł do góry teczkę, by w razie ataku napastnika móc się zasłonić. Stąpając powoli dotarł na półpiętro. W tym momencie usłyszał pisk. Nieludzki, upiorny skowyt. Przeraźliwe, rozdzierające, mordercze wycie wypełniło całą klatkę schodową. Odgłos śmierci zmieszany z diabelskim rechotem i ten pisk, ogłuszający, świdrujący na wskroś, złowrogi pisk.

Piotr zbladł jak trup. Ze strachu upuścił teczkę na ziemię i przykleił się do ściany. Jego mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Mózg nakazywał mu uciekać, ale nogi nie były w stanie się poruszyć. Oczy powiększyły się nienaturalnie, ale w tych ciemnościach nie były w stanie niczego dostrzec. I nagle...

Błysk. Trwał tylko chwilę, by zaraz zniknąć. Dwa zielone światełka, poruszające się w powietrzu. I znów się pojawiły, tym razem z drugiej strony. Piotr na chwilę oprzytomniał, bo obrzydliwy smród, który cały czas wypełniał jego nozdrza szarpnął jego wnętrznościami. Mimowolnie pochylił się, a z jego ust wyleciała fontanna żółtej cieczy. Wymiotował. Trwało to kilka sekund. Gdy podniósł głowę, aż podskoczył. Dwa zielone światełka znajdowały się się tuż przed jego twarzą, a pod nimi sterczały wielkie, białe kły. Odskoczył do tyłu i zasłonił twarz ręką, spodziewając się, że zaraz to coś rzuci się na niego. Zamiast tego usłyszał, jak na piętrze otwierają się drzwi.

Poczuł tylko świst powietrza obok głowy. Szyba w oknie za jego plecami pękła z hukiem i na ziemię posypały się odłamki szkła. Odsłonił twarz i spojrzał do góry. światło na klatce paliło się, a w drzwiach mieszkania stała stara Jodłowska.

- Co tu się, do diabła, dzieje? - zawołała.



*



Obgryzanie paznokci to częsty objaw zdenerwowania u ludzi. Taki sam jak palenie papierosów, tylko jeszcze bardziej obrzydliwy. Ciasny miał na ten temat swoją teorię, którą przekazała mu jeszcze wychowawczyni w technikum elektrycznym, bodaj dwadzieścia lat temu. Mawiała, że obgryzanie paznokci to oznaka pedofilii, bo właśnie zboczeńcy tak się zachowują, śliniąc się przy tym z podniecenia i wybałuszając oczy. W ten sposób chciała oduczyć jednego z jego kolegów tego paskudnego nawyku. Poskutkowało lepiej niż wszystkie inne metody, stosowane przez rodziców delikwenta, łącznie ze smarowaniem paznokci obrzydliwą w smaku maścią. Nigdy więcej nie widziano, by to robił.

Ciasny przypomniał sobie o tym, gdy zobaczył rozdygotanego mężczyznę, stojącego przy radiowozie. Elegancko ubrany, w garniturze i płaszczu, mógł mieć co najwyżej trzydzieści pięć lat. Stał oparty o maskę policyjnego Volkswagena i obgryzał paznokcie u wciąż trzęsących się dłoni.

- Podkomisarz Ciasnowski - powiedział, podchodząc do mężczyzny i wyciągając rękę na przywitanie. W ostatniej chwili pożałował tego gestu i chciał się wycofać, ale było już za późno. Z obrzydzeniem patrzył, jak mężczyzna wyjmuje palec z ust, wyciera go o płaszcz i wita się z nim. Udał, że go to nie zmierziło.



cdn.
Nie mam podpisu, nie potrzebuję.

Re: Zemsta - cz.II

2
Tereferek pisze:Podkomisarz Ireneusz Ciasnowski właśnie pochylił się, by usiąść przy swoim podniszczonym, dębowym biurku, w pokoju numer dwa, w komisariacie policji numer jedenaście, gdy jego przedpotopowy aparat telefoniczny, z tarczą do wybierania numeru, odezwał się przeraźliwie głośnym "drrrrrrriiiiiiinnnnggg".
O matko, strasznie długie zdanie! To można podzielić co najmniej na trzy krótsze! Poza tym, po co to "drrrrriiiinnnnnng"? To tak, jakbyś pisał, że "pies szczekał: hau hau"


Tereferek pisze:Podobny ruch wykonały plecy podkomisarza, zwanego Ciasnym.
Podskoczyły mu plecy? o.O


Tereferek pisze:W tym samym momencie porcelanowy kubek z gorącą kawą w jego dłoni opróżnił się do połowy. Reszta zawartości wylądowała na starannie wyprasowanej, błękitnej koszuli, którą tydzień temu otrzymał w prezencie urodzinowym od żony.
Kubek sam się opróżnił, a potem wylał z siebie zawartość na koszulę, którą dostał od żony (filiżanki)? Uważaj na zaimki.


Tereferek pisze:- Niech to szlag - zawołał Ciasnowski, strzepując z koszuli resztki kawy. - Zawsze mi się to przytrafia, zawsze - dorzucił, zwracając się do kolegi, siedzącego w drugim kącie pokoju.
Skoro zawołał, to na końcu wypowiedzi powinien być wykrzyknik, to raz; dwa - strzepnął kawę z koszuli? Chyba, że rozsypaną; jak już, to wytarł.


Tereferek pisze:nazwiska pasują do wykonywanego przez ich właściciela zawodu.
Nie jesteś właścicielem nazwiska, raczej jego nosicielem.


Tereferek pisze:- Kto dzwonił? - zapytał aspirant Zieńczuk, widząc zatroskany wyraz twarzy kolegi.
Trochę nieudolna próba rozpoczęcia dialogu - przecież przy odbieraniu telefonu Ciasny wyraźnie powiedział "Dzień dobry, panie inspektorze!"


Tereferek pisze:- No, właśnie to samo pomyślałem, to nazwisko wyjątkowo pasuje do tego zawodu.
Staraj się używać mniej zaimków, bo źle się czyta.
Tereferek pisze:nie tęgą.
"Nie" z przymiotnikami piszemy razem, tworząc nowy przymiotnik, a więc "nietęgą".


Tereferek pisze:Kiedy ma być raport tej od samochodu?
Skoro nie żyje, to jak może napisać raport? Raport na temat tej od samochodu.


Tereferek pisze:Peugeot'a.
Peugeota.


Tereferek pisze: zrobił ruch w kierunku schodów.
Zrobił ruch ręką, nogą, palcem? Ruszył w kierunku schodów.


Tereferek pisze: Zmęczony umysł nie działał jednak na pełnych obrotach i nie potrafił zidentyfikować nieprzyjemnej woni. Ruszył dalej.
Piotr czy jego umysł ruszył dalej? Znów zaimkowa pułapka.


Tereferek pisze:Nagle usłyszał hałas. Coś jakby szamotaninę. Dźwięk dobiegał z góry. Odgłos był dziwny, jakby ktoś szarpał jakiś przedmiot, rozrywał go na kawałki i rzucał nimi o ścianę. Najpierw było słychać szarpnięcie, potem jakby darcie materiału, a na samym końcu obrzydliwe mlaśnięcie czegoś mokrego o ścianę.
Mlaska się przy jedzeniu. Plaśnięcie jak już.


Tereferek pisze:rozsadza z bólem wszystkie żyłki na skroniach.
To tak, jakby było jej przykro, że rozsadza te żyłki. Napisałabym "boleśnie"





Jest gorzej niż poprzednio. Mimo że fabuła się rozkręca, popełniasz wciąż te same błędy. Twoja interpunkcja, jak już wspominałam, nie prezentuje się najlepiej, szczególnie w starciu z imiesłowowymi równoważnikami zdania.



Pomysł Tak jak poprzednio, podobał mi się - 4

Schematyczność 4

Styl Tutaj jest się czego przyczepić - jest gorzej niż poprzednio, za dużo opisów w zdaniach! - 3=

Błędy Sporo ich było, i to takie, o których wspominano Ci wcześniej, łącznie z interpunkcją. 2

Ogólnie: 3= Popracuj nad stylem, krótszymi zdaniami i interpunkcją, a opowiadanie naprawdę przyjemnie się będzie czytać. Póki co, trochę się zawiodłam - po pierwszej części miałam nadzieję na coś lepszego.

Pozdrawiam!

Re: Zemsta - cz.II

3
Ojejku, ale mnie zjechalas. A tak sie staralem. No coz, musze popracowac.

Co do paru 'przytykow' musze zaprotestowac.



1. Ciecz wylana na materiał nie wsiąka w niego natychmiast, przez chwilę można jeszcze "strzepnąć" parę kropel. Sprobuj sama.



2. Nosiciel nazwiska? Nosiciel to moze byc wirusa HIV, a nie nazwiska. Właściciel jest odpowiednim słowem.



3. W policji nie pracuje jeden inspektor. Zieńczuk miał prawo nie wiedzieć, kto dokładnie dzwonił.



4. Zdanie "Kiedy ma być raport tej od samochodu?" wcale nie jest zle. To jest dialog, rozmawiają dwaj normalni ludzie! Ty zawsze mówisz pełnymi, dopieszczonymi zdaniami?



5. "Zrobił ruch w kierunku schodów" - to zdanie celowo brzmiało w ten sposób, bo "ruszył w kierunku schodów" pojawiło się w innym miejscu tekstu i chciałem uniknąć powtórzenia. Poza tym inteligentny czytelnik wie jak sie "robi ruch w kierunku schodów", chyba nie trzeba dopisywać, że "zrobił ruch nogami".



6. Co do długości zdań - wcale nie uważam, że krotkie (zbyt krótkie zdania) dobrze się czyta. To męczy. Wiadomo, że za długie być nie mogą. Ale za dużo krótkich zdań sprawia wrazenie pozrywanych mysli i na dluzsza mete jest irytujace. To moja prywatna opinia.



Co do reszty - przyjmuje krytyke z pokora. Zalamywac sie nie zamierzam, wrecz przeciwnie, zamierzam pracowac nad pisaniem, moze kiedys w koncu cos Ci sie spodoba.

Dzieki za wszystkie komentarze.

Pozdrawiam
Nie mam podpisu, nie potrzebuję.

4
"Zrobił ruch w kierunku schodów" - to zdanie celowo brzmiało w ten sposób, bo "ruszył w kierunku schodów" pojawiło się w innym miejscu tekstu i chciałem uniknąć powtórzenia. Poza tym inteligentny czytelnik wie jak sie "robi ruch w kierunku schodów", chyba nie trzeba dopisywać, że "zrobił ruch nogami".
Inteligentny człowiek też wie, że ruch w stronę schodów można zrobić ręką. Machnę łapskiem w stronę klatki schodowej, to też jest "zrobienie ruchu".

Ruch robi się wieloma rzeczami.

W kierunku czegoś także. Sam spróbuj zrobić ruch czymś innym niż nogi w kierunku schodów ^^





Ja znikam. Już mnie tu nie ma :P
Are you man enough to hold the gun?

Re: Zemsta - cz.II

6
Tereferek pisze:


4. Zdanie "Kiedy ma być raport tej od samochodu?" wcale nie jest zle. To jest dialog, rozmawiają dwaj normalni ludzie! Ty zawsze mówisz pełnymi, dopieszczonymi zdaniami?
Nie, ale można to napisać potocznym językiem tak, by było logiczne.


Tereferek pisze:5. "Zrobił ruch w kierunku schodów" - to zdanie celowo brzmiało w ten sposób, bo "ruszył w kierunku schodów" pojawiło się w innym miejscu tekstu i chciałem uniknąć powtórzenia. Poza tym inteligentny czytelnik wie jak sie "robi ruch w kierunku schodów", chyba nie trzeba dopisywać, że "zrobił ruch nogami".
To chyba zostało już wyjaśnione poniżej, ale dodam tylko, że lepiej czasami zrobić powtórzenie, niż napisać coś wieloznacznego.


Tereferek pisze:
6. Co do długości zdań - wcale nie uważam, że krotkie (zbyt krótkie zdania) dobrze się czyta. To męczy. Wiadomo, że za długie być nie mogą. Ale za dużo krótkich zdań sprawia wrazenie pozrywanych mysli i na dluzsza mete jest irytujace. To moja prywatna opinia.
Nie mówiłam o za krótkich zdaniach, tylko zdaniach optymalnych - nie musisz opisywać każdego rzeczownika użytego w zdaniu, bo przez to najczęściej ma ono nie jedno, dwa, ale pięć zdań składowych.



Pozdrawiam :)

Re: Zemsta - cz.II

7
Sorki, ze sie czepiam, ale czy moglabys podac przyklady za dlugich zdan z mojego tekstu?

Wedlug mnie te zdania wcale nie sa za dlugie. Nawet to pierwsze, do ktorego sie przyczepilas. Ale prosze o inne przyklady, bo widac inaczej patrzymy na te same zdania, a ja pisze tu po to, zeby sie uczyc.

Podasz?

Dodane po 3 minutach:

Jeszcze jedno: nie rozumiem zarzutu, ze opisuje kazdy rzeczownik uzyty w zdaniu. Uwazam, ze to nieprawda. Poprosze o przyklady, skoro juz sie sprzeczamy.
Nie mam podpisu, nie potrzebuję.

8
Z poprzedniej części:

Zwykle tyle ich nie ma, w normalne dni siedzą sobie cichutko w swoich ciepłych kątach lub kryjówkach i nie wyściubiają nigdzie nosa.

To zdanie jest przegadane, bo skoro wiadomo, że ich nie ma i siedzą w swoich kryjówkach, to wyściubiają nigdzie nosa i odwrotnie - skoro nie wyściubiają nigdzie nosa, to znaczy, że muszą gdzieś siedzieć :)

Dodane po 2 minutach:

Nie sprzeczamy się, to po prostu gorąca wymiana zdań ^^

Przykład? Proszę bardzo, choćby to nieszczęsne pierwsze zdanie:

Podkomisarz Ireneusz Ciasnowski właśnie pochylił się, by usiąść przy swoim podniszczonym, dębowym biurku, w pokoju numer dwa, w komisariacie policji numer jedenaście, gdy jego przedpotopowy aparat telefoniczny, z tarczą do wybierania numeru, odezwał się przeraźliwie głośnym "drrrrrrriiiiiiinnnnggg".

Trochę tu tego za dużo, nie sądzisz?

Re: Zemsta - cz.II

9
Jakbys nie zauwazyla, prosilem o inny przyklad niz pierwsze zdanie, ktore juz wczesniej skrytykowalas. Co - nie ma wiecej???



Poza tym nie odgrzewaj starych kotletow i nie siegaj do starszych tekstow, jesli w tym nie znajdujesz potwierdzenia swoich slow. Tamten juz zostal przeanalizowany, teraz skupiamy sie na nowym.



A co do zdan, do ktorych mozna sie doczepic, "ze costam bo costam a nie costam" - to w Twoim tekscie jest ich mnostwo. W ten sposob kazdy moze wziac dowolny tekst i zrobic z niego sieczke. Chcesz? Ja tez potrafie, to nie problem.

Dodane po 9 minutach:

Wyciete z Twojego tekstu:


Krążyły również plotki, jakoby Arthur podcierał się banknotami i używał wykałaczek ze szczerego złota – były to jednak wiadomości tak abstrakcyjne i trudne do zaakceptowania przez resztę londyńskiej śmietanki, że ludzie usilnie starali się w nie nie wierzyć.


Stosujac Twoja metode oceny otrzymujemy:

1. Zdanie zdecydowanie za długie

2. Jeśli krążyły plotki, to znaczy, że coś było na rzeczy. Ludzie z reguły wierzą w plotki, skoro sami je rozpowszechniają. Jak więc można rozpowszechniać plotki i usilnie starać się w nie nie wierzyć? To niedorzeczne.



To tylko przykład tego, że w ten sposób z każdym zdaniem możesz zrobić co chcesz, bo przedstawisz inne rozumowanie i możesz krytykować do woli. Nie tedy droga. Jesli juz krytykujesz, to nie krytykuj za tok rozumowania, bo on zawsze bedzie rozny od Twojego.
Nie mam podpisu, nie potrzebuję.

10
Możliwe, ale mam prawo mieć swoje zdanie, a Ty masz prawo się z nim nie zgadzać, to jednak nie znaczy, że od razu musisz na mnie naskakiwać. Ja jestem w stosunku do Ciebie uprzejma.

Dodane po 5 minutach:

Poza tym nie najechałam na Twój tekst, powiedziałam po prostu, co mi się nie podoba. Ale wydaje mi się, że ta dyskusja nie ma sensu.

11
Nie naskakuje na Ciebie, po prostu mam prawo do obrony, a czesc Twoich argumentow (na szczescie mniejsza czesc, bo wiekszosc faktycznie wytknela mi bledy, nie wstydze sie tego i nie wypieram - ech, znow za dlugie zdanie, i jeszcze z myslnikiem w nawiasie, i w ogole :) ), byla chybiona.



Przeczytalem swoj tekst jeszcze raz, bo moze czlowiek nie zawsze potrafi zauwazyc tego typu rzeczy u siebie samego, ale naprawde nie uwazam, zeby zdania w nim byly za dlugie (moze z wyjatkiem pierwszego). Wiec jesli wytykasz mi takie bledy, to prosze o konkrety.



Dobra, juz sie nie klocmy :)
Nie mam podpisu, nie potrzebuję.

13
A ja dalej bede prosil o jedno: przyklady, przyklady, przyklady.



Wierze, ze jestes lepsza pisarka ode mnie i masz prawo mnie krytykowac, za co wcale sie nie obrazam, tylko bardzo dziekuje, bo po to pisze na to forum, by sie czegos nauczyc. Ale nie miesci mi sie w glowie, zeby po jednym, za długim i nieudanym zdaniu (zakladajac, ze faktycznie takie było), stwierdzic, ze ktos pisze "za dlugimi zdaniami, opisujac kazdy rzeczownik". Jesli bys znajdowała takie zdania co dwie linijki, to owszem, mialabys swieta racje. Ale w tej sytuacji... uwazam ze ta ocena byla pochopna.
Nie mam podpisu, nie potrzebuję.

15
:)



Dobra, ktoś jeszcze skomentuje? Bo na razie tylko jedna osoba. Już zjebke dostałem, więc kilka przytyków dodatkowo roznicy mi nie zrobi :)
Nie mam podpisu, nie potrzebuję.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”