Wieczór nad zatoką. Zwija się blask z pobliskich wzgórz. Patrzysz w dół. Jasny półksiężyc plaży. Stara łajba kołysze się wśród fal. Zachód słońca. Jeszcze chwila, a morze wchłonie część tajemnicy, w której byłeś.
Mała, nieważna plamka.
Jakaś kobieta pochyla się nad synem; odrywa się od niej i biegnie po piasku. Jej wzrok pełen miłości i troski ściga, ściga swojego mężczyznę. Zna go. Pływał w niej jak ryba w krwawym akwarium. Było mu ciepło i dobrze. Żywił się jej myślami. Każdy oddech przeżuwał jak biszkopt.
Zachód słońca niczym ostatnia wieczerza. Zgrana paczka upija się na wesoło. Wystrzelone słowa i chichoty krążą dokoła ogniska niczym satelity. Krążą butelki i puszki. Po chwili dostrzegasz postać sterczącą na krawędzi skały wrzynającej się w morze. Fale łamią karki pod jej stopami. I wydaje ci się, że cień jej smutku nie ma końca. Zawsze przyjdzie i wypędzi ją z domu, z Castiglioncello.
Skacz, dziecinko, skacz.
Wieczór nad zatoką. Stary kuter wlecze swój cień. Patrzysz na zegarek. Wszystko gra.
Po drugiej stronie świata, Frau Elisabeth, opuszcza swoje królestwo. Jest południe. Wrota szarego gmachu zasklepiają się za nią, dostojnie. Staje na ulicy, odpala papierosa, soczysta i jędrna, w przyciasnym podkoszulku. Ciepły, słoneczny dzień wpływa w jej błękitne tęczówki. Rusza niespiesznie, prowadzona intuicją.
Ogrody Herrenhausen. Stawy zanurzone między trawnikami, alejki wijące się wśród drzew. Kaczki, dilerzy, rowerzyści, lewy brzeg Leny. Frau Elisabeth przystaje na mostku, rozpuszcza włosy, tęskni. W jej sercu płynie pieśń. Kocha go tak cicho, jakby we śnie. Kiedy odjeżdżał, jej postać znikała w lewym lusterku. Jej twarz rozpłynęła się jak babie lato po świecie.
A na ulicach Linden fruwają płatki śniegu i płatki kwiatów. Przyjemna, kwietniowa zadymka. Zielone tramwaje na Limmerstrasse. Frau Elisabeth zamawia koktajl w klubie na końcu ulicy, siada w wielkim oknie, za którym czas płynie jak wers niedokończonego utworu. Rozjechane, zdeptane płatki niczym życie, z którego wyssano poezję.
Chciałaby być znowu nad brzegiem potoku. Rozłożyć się na wielkim głazie. I wygrzewać w promieniach księżyca i gwiazd.
Wieczór nad zatoką. Wzgórza wiecznie wpatrzone w morze, w rozbujane maszty, pomosty, za którymi zaszło już słońce. Stary kuter dobił do celu. Jakiś krępy, niski facet wyskoczył z pokładu. Obserwujesz go, jak wspina się po schodach. Później przechodzi obok ciebie, wsiada do wozu i odjeżdża.
I już podążasz za jego światłami. Szkielety miasteczek ślizgają się poboczem. Neony majaczą w czarnych wąwozach. W przedniej szybie masz noc i kilka gwiazd.
Samotny, śmiertelny pies.
W głowie odtwarzasz opowieść: jego brudne łapy na białej, niewinnej szyi. Jej wzrok błagający go o litość, kiedy w nią wchodzi i rozrywa wnętrzności.
Parkujesz niedaleko i sięgasz po spluwę. Wchodzisz w boczną uliczkę, zaraz za nim. Kiedy jest już przy drzwiach, przyspieszasz i w momencie, gdy otwiera drzwi, dopadasz go. Odwraca się, zaskoczony.
Łapiesz kolesia za mordę, walisz łbem o ścianę i mówisz łagodnie:
Ciii...
Przykładasz mu lufę do głowy.
Patrzy przerażony, łapie z trudem oddech, szuka pomocy. Pomagasz mu wstać, wpychasz do środka i zamykasz za sobą drzwi.
Okolice
2Styl świetny poza "szkolnymi" błędami: "siękoza" i "zaimkoza". Opowieść przednia, nostalgiczna i oniryczna, sielska i co ważne dla mnie obrazowo-filmowa. Tytuł trafiony tylko zakończenie to metafora? Zastrzelił? Czy mam sobie dopowiedzieć jako czytelnik? Całość po wyeliminowaniu błędów na 5 - bardzo dobry.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam.
Okolice
3jest tutaj kilka ładnych obrazków, jest kilka zdań budzących przyjemny nastrój. Napisane też jest jezykiem na poprawnym, można się skupić na treści i stylu, co nie jest częste u początkujących użytkowników forum.
Jednakże kolejny raz czuję się jak ten zgryźliwy dziad, co przyszedł zepsuć wszystkim imprezę. Nie zgadzam się bowiem z oceną RebelMaca i nie oceniłbym tego tekstu na piątkę. Ale po kolei.
(2) kto się odrywa? Musiałem się zatrzymać nad tym fragmentem, by nieśmiało założyć, że pewnie chodzi o syna, który wyrwał się z objęć matki.
Zestaw obrazków na dodatek nie powiązany. Nie widzę związku między pierwszym a drugim obrazkiem - a trzeci obrazek już zupełnie mi nie pasuje do dwóch pierwszych. Właśnie ten nagły przeskok, ta niespójność tak bardzo mi przeszkadza w wysokiej ocenie tego tekstu. Początek to poetyckie obrazy, a potem gangsterskie-marvelowskie klimaty.
Dlatego nie dałbym piątki; gdybym już miał oceniać, to może zdecydowałbym się na czwórkę, chociaż taką porządną.
Jednakże kolejny raz czuję się jak ten zgryźliwy dziad, co przyszedł zepsuć wszystkim imprezę. Nie zgadzam się bowiem z oceną RebelMaca i nie oceniłbym tego tekstu na piątkę. Ale po kolei.
(1) się, się. Na szczęscie tylko ten jeden raz to tak się wgryza w oczy czytelnika.
(2) kto się odrywa? Musiałem się zatrzymać nad tym fragmentem, by nieśmiało założyć, że pewnie chodzi o syna, który wyrwał się z objęć matki.
Rzecz gustu, ja tam nie lubię takich metafor, ale innym się może podobać.
Mam mieszane uczucia. Za pierwszym razem chciałem napisać "bez sensu metafora", za drugim razem zobaczyłem obraz świtu, ale wciąż coś mi się w tym zdaniu gryzie.
Frau Elizabeth nie mogła sama siebie widzieć w lusterku. Tak więc nie mam pojęcia, z czyjego punktu widzenia to jest opowiedziane. Pierwsze zdanie z punktu widzenia "ty idziesz, ty widzisz, ja ci mówię, co ona myśli". Potem jednak jest nagle perspektywa faceta, który na motorze odjechał. Nie podoba mi się też ostatnia metafora.
I znowu, musiałem się zatrzymać, że to światła wozu.
Nie, to zdecydowanie coś tutaj jest nie tak.
Zestaw obrazków na dodatek nie powiązany. Nie widzę związku między pierwszym a drugim obrazkiem - a trzeci obrazek już zupełnie mi nie pasuje do dwóch pierwszych. Właśnie ten nagły przeskok, ta niespójność tak bardzo mi przeszkadza w wysokiej ocenie tego tekstu. Początek to poetyckie obrazy, a potem gangsterskie-marvelowskie klimaty.
Dlatego nie dałbym piątki; gdybym już miał oceniać, to może zdecydowałbym się na czwórkę, chociaż taką porządną.
Okolice
4Piszesz Chwinem - i to nie zarzut, a wręcz przeciwnie, potężny komplement z mojej strony, bo Chwin to mój ideał, jeśli chodzi o operowanie słowem
Końcówka (od samotnego psa) zaskakująca, raczej oczekiwałam do samego końca takiej łagodnej sielskości, jak w początkowych akapitach. Bardzo, bardzo na plus.

Dobra architektura nie ma narodowości.
s
s
Okolice
5Rebel, masz rację z tymi siękozami i zaimkozami, super dzięki za wpis. Trochę w tym porobię i się zmieni sytuacja.
Szopenie, bardzo dziękuję za wytknięte błędy, obawiam się, że dzieli nas trochę pojmowanie, logika i pewnie nie zrozumiemy się nigdy. Tak, jak żaba nigdy nie pojmie bagna, w którym pływa.
Isabel. Super dzięki. Chwin to jest stary gitowiec!
Szopenie, bardzo dziękuję za wytknięte błędy, obawiam się, że dzieli nas trochę pojmowanie, logika i pewnie nie zrozumiemy się nigdy. Tak, jak żaba nigdy nie pojmie bagna, w którym pływa.
Isabel. Super dzięki. Chwin to jest stary gitowiec!
Okolice
11Hej!
Na początku trochę się zabezpieczę: strasznie lubię Twoje pisanie, żeby powiedzieć szczerze, że sprawność warsztatowa, którą posiadasz, to jedno, a miałkość fabularna, która jest w tym tekście, to drugie. Po co była Ci ta spluwa i brudne łapy na białej, niewinnej szyi na końcu? Był fajny obrazek, taka mgiełka, którą zepsułeś końcówką. Musisz uważać na takie rzeczy; od wielkości do śmieszności i tak dalej.
Na podstawie tego jednego tekstu mógłbym śmiało powiedzieć, że lepienie pojedynczych scen (obrazków) masz opanowane do perfekcji - niewiele osób na tym forum ma podobną umiejętność, natomiast padasz na pysk, gdy trzeba scenkę rozwijać. Ale pamiętam Twoje wcześniejsze fragmenty, które były zdecydowanie dłuższe i ładnie się kleiły w opowieść - nie wiem, co się zepsuło w tym tekście (po drodze?).
Nie wiem też, co powiedzieć, może: skończ pisać króciaki i wbijaj w dłuższą formę? Masz straszną siłę w łapie, próbuj
Na początku trochę się zabezpieczę: strasznie lubię Twoje pisanie, żeby powiedzieć szczerze, że sprawność warsztatowa, którą posiadasz, to jedno, a miałkość fabularna, która jest w tym tekście, to drugie. Po co była Ci ta spluwa i brudne łapy na białej, niewinnej szyi na końcu? Był fajny obrazek, taka mgiełka, którą zepsułeś końcówką. Musisz uważać na takie rzeczy; od wielkości do śmieszności i tak dalej.
Na podstawie tego jednego tekstu mógłbym śmiało powiedzieć, że lepienie pojedynczych scen (obrazków) masz opanowane do perfekcji - niewiele osób na tym forum ma podobną umiejętność, natomiast padasz na pysk, gdy trzeba scenkę rozwijać. Ale pamiętam Twoje wcześniejsze fragmenty, które były zdecydowanie dłuższe i ładnie się kleiły w opowieść - nie wiem, co się zepsuło w tym tekście (po drodze?).
Nie wiem też, co powiedzieć, może: skończ pisać króciaki i wbijaj w dłuższą formę? Masz straszną siłę w łapie, próbuj

Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!
Okolice
12A mnie się podoba to uderzenie ostatniej sceny.
Jest jak krew na łące. Ładny obrazek "zbrudzony" brutalnością - pasuje mi taki kontrast.
Co do całości. Widać, że piszesz długo, znać też błyski talentu. Do odkurzenia pozostaje dużo (np. nie do końca trafione, przepoetyzowane metafory, i zbyt rozwlekłe niektóre opisy) ale siły i klimatu nie da się temu tekstowi odmówić.
Natomiast linia fabularna tego tekstu, jest pomięta jak koszula studenta w niedzielny poranek. Nie wiadomo co się z czym klei i jak po tej nitce dojść do kłębka.
Chyba, że ja jestem mało domyślny (dopuszczam taką możliwość).
W każdym razie gratulacje, bo bezapelacyjnie jest to dobre.
Paradoksalnie, czekam na bardziej standardowy (fabularnie) tekst.
G.
Jest jak krew na łące. Ładny obrazek "zbrudzony" brutalnością - pasuje mi taki kontrast.
Co do całości. Widać, że piszesz długo, znać też błyski talentu. Do odkurzenia pozostaje dużo (np. nie do końca trafione, przepoetyzowane metafory, i zbyt rozwlekłe niektóre opisy) ale siły i klimatu nie da się temu tekstowi odmówić.
Natomiast linia fabularna tego tekstu, jest pomięta jak koszula studenta w niedzielny poranek. Nie wiadomo co się z czym klei i jak po tej nitce dojść do kłębka.
Chyba, że ja jestem mało domyślny (dopuszczam taką możliwość).
W każdym razie gratulacje, bo bezapelacyjnie jest to dobre.
Paradoksalnie, czekam na bardziej standardowy (fabularnie) tekst.
G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover
Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
Okolice
15Wiem, wiem, Gorgiaszu, o tych krótkich zdaniach. Cieszę się, że o tym wspomniałeś.
Dzięki za komentarz!
I jeszcze do Filipa: "poczucie śmieszności" towarzyszyło mi podczas pisania zakończenia tekstu. Właściwie liczyłem się z opcją wyśmiania, bo to rzeczywiście wygląda nieco prostacko. Doskonale to wyłapałeś. Dzięki.
I dlatego też "krew na łące" Godhanda jest dla mnie wielką radością.
Pozdrawiam!
Dzięki za komentarz!
I jeszcze do Filipa: "poczucie śmieszności" towarzyszyło mi podczas pisania zakończenia tekstu. Właściwie liczyłem się z opcją wyśmiania, bo to rzeczywiście wygląda nieco prostacko. Doskonale to wyłapałeś. Dzięki.
I dlatego też "krew na łące" Godhanda jest dla mnie wielką radością.
Pozdrawiam!