Mnie się dobrze pisze zarówno facetów, jak i kobiety, ale zauważyłam, że jeśli chodzi o tych bohaterów, z punktu widzenia których pisany jest dany tekst (czyli mamy wgląd w ich myśli i emocje), to automatycznie zaczynam schodzić na dobrze mi znane tory i nadawać bohaterom (niezależnie od płci) moje własne cechy. W efekcie powstają postacie dość ciche, spokojne, z zacięciem intelektualnym (ew. artystycznym), niepodatne na pokusy materialne i niespecjalnie zainteresowane wielkimi uniesieniami w dziedzinie uczuć
Mając np. bohaterkę, która jest płytka, próżna i bałamuci trzech delikwentów naraz, umiałabym pisać O niej, ale nie z jej punktu widzenia. Podobnie w przypadku faceta utracjusza, awanturnika czy kobieciarza.
Krzyczący w Ciemności ma w konstrukcji emocjonalnej sporo moich cech, np. robi ludziom krzywdę dokładnie wtedy i w taki sposób, w jaki ja bym to zrobiła, mając do dyspozycji jego zdolności - tyle że on jest umiejącym walczyć typem w niebezpiecznym świecie, a nie delikatną sarenką zza biurka

Przy tym ma moje drobne przyzwyczajenia, mój sposób oceny świata, ogólnie powiedzmy sobie szczerze - jest moim Mary Sue płci męskiej
No i ewidentnie łatwo piszą mi się kobiety, które w relacjach z mężczyznami wchodzą w męską rolę (są rzeczowe i albo zachowują się neutralnie, albo próbują rządzić), a chyba w żadnym (!) tekście nie mam bohaterki, która by flirtowała czy kokietowała - IRL zbyt rzadko mam okazję obserwować takie sytuacje.