Niepokoiły mnie te ówczesne doniesienia, jakoby reżyserią miał zająć się sam Del Toro. Lubię tego twórcę i, jako jeden z nielicznych, dość pasował mnie formą do ekranizacji "Hobbita". Dziś myślę, że była to tylko podpucha, albo negocjacje o kasę Jacksona. W końcu stało się to, czego oczekiwali chyba wszyscy - reżyseria: Peter Jackson. I stał się film. Przepraszam, zaczął się dopiero.
Zastanowiło mnie bowiem to, że twórcy chcą rozczłonkować powieść na trzy części. Dlaczego? Dlaczego nie machnąć cztero i pół godzinnego dzieliska? I tu miło zaskoczyłem się. Ano dlatego, iż twórcy poszli o kroczek dalej niż sama wierna ekranizacja. Masę w pierwszej cześci "Hobbita"nawiązań, retrospekcji, które, moim zdaniem, nie są potrzebne, ale dają ten fajny, filmowy koloryt narracyjny.
Dorapa ma rację. To baśń. Tym razem typowa baśń wraz z jej okrucieństwami i scenami rzewnymi. Z wielością postaci, do których trzeba się odnieśćnie tylko poprzez samą Wyobraźnię, ale też patrząc, widząc postaci i sytuacje, w których się znajdują.
Jackson, Boyens zaskakująco dobrze "czują" i konwertują na ekran klimaty fantasy. Czy są one tolkienowskie? Nie wiem. Nie jestem znawcą, choć "Władcę..." i "Hobbita" przeczytałem z zapartym tchem.
I nawet te rozwlekłe dłużyzny dialogowe nie przeszkadzały mnie wcale. Cóż. Dzieło to filmowe. Tolkien też czasami lubił rozwlekać dla określenia nawet małego szczegółu.
I "Władca..." i "Hobbit" są pełne świetnie dobranych twarzy. Zastanawiałem się nawet nad tym, co kierowało scenografów przy doborze stylu ubrań. Trochę mnie w tym dziewiętnastego wieku, który miesza się z krojem ubrań średniowiecznych. Dziwne, ale jak współgra to fantastycznie, prawda?
Fantastyczne zdjęcia! Szkoda, że w większości poprawiane komputerowo, ale też jest mnie to jasne. To przecież dalej pozostaje baśnią!
Czekam da drugą część, choć robię to z trochę mniejszym entuzjazmem niż przy "Władcy...".
Reasumując: film świetny. Każden czynnik, na który składa się to małe dzieło - rzetelnie i fajnie zrobiony. Co najważniejsze, z wielkim szacunkiem dla widza. Nie tylko tolkienisty.