Gdybym nie był ateistą, poruszony wspomnieniem przykrym wstawiłbym tutaj wykrzyknienia w rodzaju "O Jezu!". Skoro jestem ateistą, zamiast tego napiszę tak: słodki Darwinie, jak ja bym pasy darł z tego Dąbały!
Straszne. Jakby mały Jaś z podstawówki usłyszał, że na fantasty można zarobić, a potem od kolegów posłuchał, że fantasy to seks, krew i mutanci, tyle, że w średniowieczu.
Od strony lasu zbliżał się oddział pięciu jeźdźców. Rozpuścili konie i pochylili się nad grzywami. Wszyscy nosili czarne skórzane kurtki i czapki z metalowymi ochraniaczami na uszy. Znali drogę i nie musieli pilnować każdego kroku. Ich pan, jednooki Syrius, kazał im zabrać ze spalonej wsi wszystko, co żywe. Na placu wśród płonących chat zatrzymali konie i stanęli w bezruchu.
Gdyby pan Dąbała wrzucił dowolny fragment do tuwrzucia, zostałby zabity śmiechem. Niestety, tuwrzucia nie było, pan Dąbała jakimś cudem zdołał przekonać wydawnictwo, że to znakomita powieść, i rzecz wydał.
Tekst pisany drewniano, reporterskim, suchym stylem, w którym każdy wstał, poszedł, usiadł. Niespójni bohaterowie, którzy raz są straszliwie groźni i śmiertelnie niebezpieczni, by chwilę później płaszczyć się przed lokalnym kapitanem. Groteskowo opisane sceny walk, w których mistrz miecza wycina "X" na piersi przeciwnika. Ni z tego, ni z owego wstawiane wstawki nie mające nic wspólnego z akcją. Kompletnie niewiarygodnie psychologicznie postacie. Porównania jak wzięte z podręcznika "jak pisać tak, by ludziom eksplodowały w czasie lektury oczy". W połowie zaczynałem się zastanawiać nad tym, czy autor przypadkiem nie napisał był powieści tak, dla jaj, sprawdzając, jak wielkiego gniota da się upchnąć na wygłodzonym rynku.
Maqui nie dokończył, ponieważ jego uszy złowiły tętent koni. Zbliżały się z tyłu. Zwiadowca skręcił w bok, przejechał przez rów z wodą i zanurzył się w kępę krzaków. Były dostatecznie wysokie, aby ukryć człowieka siedzącego na koniu.
Co ciekawsze, wciąż znaleźli się czytelnicy, którym to dzieło, pardon, cieuo się spodobało: "Czytałem to w wieku mniej więcej 11-13 lat i byłem zachwycony. Świadczyć o tym może fakt, że po około 14 latach wciąż pamiętam tytuł i autora tej książki. ", raczył poinformować nas jeden z czytelników. Moim zdaniem ostatecznie rozstrzyga to dyskusję na temat tego, czy oceny z lubimyczytać są miarodajne. Nie są.
Natomiast, bez wątpienia ta książka to promyk nadziei dla nas wszystkich. Skoro takie coś wydano, takie coś było wznawiane, i takie coś znajduje czytelników, to chyba i my powinniśmy dać radę?
Kopyta koni zostały starannie zabezpieczone gumowymi nakładkami.
Kiedy znaleźli się na rogatkach osady, gdzie ludzi było zdecydowanie mniej, stali się widoczni.
Idalgo walczył dwoma krótkimi mieczami, od czasu do czasu ukrywając jeden z nich pod ramieniem i wyrzucając wolną ręką nóż.
Ostatnie cięcia Idalga były szermierczym popisem. Miecze przecięły pierś strażnika z blizną idealnie obok siebie, po czym wykonały koło i po kolei, tnąc raz z jednej, raz z drugiej strony, wyryły na jego ciele krzyż. Na szyi oparły się na jedną krótką chwilę. Tylko po to, żebycięciami otworzyć tętnice.