
Łasic przechadzała się po złotym pałacu. Jakiś czas temu opuściła cynamonową chatkę, karczmę zamknęła, bagna zamilkły… trzeba było pokombinować. Czemu nie pałac? Wymyśliła sobie złoty i słoneczny dla odmiany, albowiem nudziło jej się okrutnie. Komnatę swoją urządziła na zielono i bordowo, żeby jej się nie nudziło bardziej. Całkiem zadowolona była. Do momentu.
- Faraon! Co do cholery robisz na moim krześle?
- Siedzę – odparł i jeszcze bezczelnie się uśmiechnął.
- Nie masz swojego?
- Mam, ale te jakieś wygodniejsze.
- Jesteś Faraonem, masz tron, a siedzisz na rozklekotanym krześle, na które akurat JA TERAZ MIAŁAM OCHOTĘ USIĄŚĆ.
- Sama sobie siedź na tym tronie. Tyłek boli, w plecach coś strzyka. Malika co wieczór robi masaż, ale tak to się dziewczyna wykończy, bo rano też. I po południu. Nie bądź wiśnia, daj posiedzieć.
Łasic najpierw postanowiła się obrazić, ale szybko zmieniła zdanie. Co do pałacu – kilka spraw technicznych. Owszem. Piękny i mieniący się brokatem, ale miała pewne zastrzeżenia.
- Dobra, mów jak na spowiedzi. Ja projektowałam pałac, kto zamiast windy odwalił mi tu schody?
- Yyy.. – Faraon dziwnie zagapił się przez okno. Wolał patrzeć na las, niż odpowiadać na jej trudne pytania. Postanowił jednak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. – AndrzejQ – wyszeptał.
- Przecież miał iść tylko po piwo!
- No i nawet pobiegł, tylko go poniosło. Nie drzyj się na chłopaka. Trzeba było nie zamykać karczmy, to by nie musiał biegać do Żabki.
Teraz to Łasic się zmieszała.
- Mamy na Wery Żabkę, a ja nic o tym nie wiem?
- Nie mamy, ale jest w sąsiednim królestwie.
- A to piwo gdzie?
- W twojej lodówce. Jak kazałaś.
Łasic odetchnęła z ulgą, Faraon też. Wszystko wskazywało na to, że informacje zostały zarejestrowane i nawet przetrawione. Zaakceptowane.
- Dobra, posiedź sobie – parsknęła łaskawie, jak to Łasic. – Idę sprawdzić, czy kupił Tatrę, czy Harnasia. Wiesz co będzie, jeśli się pomylił?
- Nie! – wrzasnął Faraon. - Siadaj sobie siadaj, to twoje krzesło, tylko twoje. Żartowałem z tymi plecami. O masażach nie żartowałem, ale nikt nie musi wiedzieć. Faraon może sobie żartować, prawda?
- Tarę. Czy. Harnasia? Grzecznie pytam. – wycedziła przez zęby.
- A, sprawdź sobie.
Wybiegła z komnaty, Faraon złapał głęboki oddech. Rozejrzał się niepewnie, otworzył okno i trzy razy zapukał w złotą rynnę.
- Co tam? – usłyszał nieśmiały głos.
- Zwiewaj, kolego! Tylko nie na bagna, bo tam cię znajdzie. I nie pod schody. I… może dla własnego bezpieczeństwa jeszcze raz pobiegnij do tej Żabki.