Adam Górniak wstał o czwartej pięćdziesiąt pięć i tradycyjnie było to dziesięć minut przed zaplanowanym alarmem budzika. Bardzo się za to ganiąc w duchu,odkręcił pustą piersiówkę w spadku po teściu. Powąchał tylko, bo tydzień temu przyśniło mu się, że tonie w morzu gorzałki, a teść z łódki podaje mu drzewce proporca. Właśnie proporzec siódmego pułku ułanów,utrwalony na piersiówce co nieco wytartym grawerunkiem,przypomniał Górniakowi teścia, więc upewnił się, że ma jeszcze pod stołem jeden znicz. Wspominał teścia dobrze, a zwłaszcza dzień, kiedy teść rzucił w diabły alkohol.
- Już dla mnie nie istniejesz - wtedy teść pogroził wódce na wsze czasy, lejąc ją z piersiówki do donicy kwiata na parapecie.
Kwiat szybko usechł, teść po roku zmarł, a niestety alkoholik, czyli Górniak, w dni planowanej abstynencji odkręcał piersiówkę,by tylko powąchać zawartość.
Odstawił buteleczkę na stół, zaraz obok gazety z dwutysięcznego roku, w której dumnie prężył się na okładce,prezentując z uśmiechem gigantycznego prawdziwka.
- Panie Górniak, wyżej,niżej, o o tak! - redaktor ustawiał go wtedy do zdjęcia, pieczołowicie majstrując przy obiektywie wielkiego aparatu. Znalezienie tego grzyba było jednym z najważniejszych wydarzeń w gminie Kostna tego tygodnia, zaraz obok oficjalnego odwołania starego proboszcza parafii i nieoficjalnego odkrycia faktu, że sekretarka burmistrza sypia na działkach z grabarzem Kalinowskim.
To był piękny dzień, wspominał Górniak czując, że zapach jego mieszkania nadal unosi się ten sam co wówczas, trwa statecznie niczym znaczek w starym klaserze antykwariatu. Dotknął gazety, przesunął palcem po już lekko chropowatej powierzchni zdjęcia
z gigantycznym prawdziwkiem.
Równo o szóstej zjadł śniadanie, zaparzył kawę na później, bo pijał tylko zimne kawy. Ubrał się w ulubione dżinsy od wnuczki ze Szwajcarii i sweterek w szpic od dawnej kochanki z Gdyni, która dla niego próbowała otruć męża, lecz nic jej z tego nie wyszło. Zakochany w spokoju i zmęczony nią Górniak bardzo się tym ucieszył, gdyż kochanka poszła precz, zajęta spłacaniem ugody z mężem, słono liczącym sobie za odstąpienie od wtrącenia jej do kryminału.
- Trułaś jego, to otruła byś mnie. Tymczasem, bywaj zdrowa! - Tak jej powiedział na słodki koniec, spod niebieskiej budki telefonicznej, pod sklepem spożywczym o zakratowanych oknach. Zdrowie zaprzątało mu głowę teraz bardziej niz kiedykolwiek, bo chiński wirus zaczaił się gdzieś w powietrzu, może między dwoma tlenkami węgla, a może w dalekim kichnięciu diabła z telewizji? Nakazano nosić maseczki, więc karnie założył ją za progiem mieszkania, po czym zamknął drzwi domku na zabytkowy zamek do wielkiego klucza. Zabytkowy zamek do wielkiego klucza został teściowi na pamiątke po pradziadku Władysławie Małkowskim, osobie niezwykle zasłużonej dla gminy Kostna i rodziny. Pradziadka obrano po wojnie naczelnikiem gminy, a wysłannik Bieruta przywiózł mu symboliczny klucz do Kostnej. Pragmatyczny pradziadek zlecił dorobienie zamka do tego klucza Żydowi, którego ukrywał w ogrodowej piwniczce przez całą wojnę. Zdolny ślusarz popisał się sprytem, gdyż oprócz zamka do klucza gospodarza, dorobił także zapasowy klucz i dla siebie, dzieki czemu mógł okraść mieszkanie wtedy, kiedy Władysław Małkowski ogłaszał na gminnym zebraniu plany dziesięcioletnie, z pełnym do tego przekonaniem.
Dorobić zamek do klucza, to zdolna bestia! Górniak wspominał te słowa na temat Żyda, powiedziane mu przez pradziadka na jednym z niedzielnych spacerów w dzieciństwie. Jeszcze ten smak waty cukrowej... Nagła chęć na słodki smak wręcz wlała moc w Górniakowe nogi i ubrawszy się już szedł do sklepu z lekkim niepokojem w sercu, gdyż głód na słodycze leży niedaleko głodu na alkohol.
- Dzień dobry, panie Adamie - powiedziała wdowa Kobylska, mijając go obok dawnego kiosku z zardzewiałym okratowaniem witryn, na którym ktoś wymalował kotwicę Polski Walczącej.
- Cześć wędkarz! - krzyknął Malecki, jadący z mozołem na starym rowerze górskim, z wędką przewieszoną przez plecy. Górniak jeden raz w życiu był na rybach i właśnie wtedy przysiadł się obok Malecki, odtąd nazywając Górniaka wędkarzem. Było to mocno irytujące dla zapalonego grzybiarza, który poszedł na ryby tylko po to, żeby się samotnie napić. Postanowił sobie, że kiedyś otłucze Maleckiemu mordę za to wyzywanie go od wędkarzy, ale jakoś nie miał okazji, bo Malecki ciągle gdzieś jechał na rowerze.
- Zasrany obrońca Icków!! - krzyknął zza sklepu jakiś wyrostek, rzucając w niego kamieniem. Górniak chciał się rzucić w jego kierunku, lecz potknął się o wystający korzeń wielkiego dębu, co to rósł przed sklepem od niepamiętnych czasów. Upadając zdołał się podeprzeć łokciem, ale wstał już bez mocy ducha. Otrzepał sie z kurzu, syknął dotykając zadrapanej dłoni, wszedł na adrenalinie do sklepu i kupił pół litra wódki, kapitulując przed nią tysięczny raz.
- Walcz, walcz Adamie, nie daj się - szeptał mu w głowie anioł, rozbijający flaszkę o dawny kiosk.
- Żyj, żyj chłopie - diabeł odpychał anioła widłami, błyskając oczami w kształcie kieliszków.
- Kurwa wasza mać... - warknął Górniak, mając serdecznie dosyć jednego oraz drugiego. Zaświtało mu, jak Einsteinowi w wannie, krzyknął kusicielom "Eureka !" i poszedł przez lasek ku autostradzie.
Swietłana była brzydka, jak zwykle. Tylko nogi miała bajecznie zgrabne, a rude włosy upięte w kok upodabniały ją do uczennicy na wagarach.
- Będzie dobrze? - zapytał ją Górniak, wyciągając w ofercie zakupione niedawno pół litra.
- Nie budie źle- odpowiedziała Swietłana, od razu dezynfekując usta większą zawartością butelki. Górniak skinął na nią, by dokończyła resztę. Potem już był szlaban na bocznej, leśnej drodze i pod nim wilk syty oraz owca cała. Anioł z diabłem gdzieś wyparowały.
Górniaka wzloty i upadki
2Widzę, że nikogo mój tekst nie zainteresował
Nawet nie wyliczono mi błędów w przecinkach, co jest dość oryginalne. Widocznie opowieść o zwykłym człowieku, nękanym chorobą alkoholową, nie jest niczym atrakcyjnym. Duda Tak, Trzaskowski Nie
Żegnam


Górniaka wzloty i upadki
3No co Ty, bracie_JackuG, dwa lata czekałem na ocenę swojego tekstu (i się doczekałem) a tu robisz pożegnajki po dwóch dniach?JacekG pisze:Żegnam
Cierpliwość to wielka siła. I modlitwy. Pamiętaj.
Górniaka wzloty i upadki
4Damn it, właśnie miałam pisać, że coś w tym jest, tylko potwornie niedbale, wręcz olewczo napisane, a tu takie buty. No cóż.