Nadciąga mrok wszystkich nocy

1
Białe ściany i on, siedzący blisko okna na plastikowym krześle. Zawsze obecny, niewidoczny jak oddech. Odwrócony plecami do siebie. Niby dwóch, a jeden. Słychać tylko szept: „Choćbym szedł ciemną doliną…”
Karmiliśmy się na zielonych pastwiskach, nie brak nam było niczego. Obrastając w tłuszcz, krzyczeliśmy bez wytchnienia: „Nie ma Boga!”.
A teraz boimy się powietrza. Strach piętnuje, zabija dookoła. Każdy staje się wilkiem, z daleka omijając ludzi.
Biały sufit, a na jego tło wyłania się zmęczona twarz pielęgniarki.
- Jak się dziś czujemy Adelo? – Uśmiecha się wymuszenie. Nie oczekując odpowiedzi, podaje kroplówkę.
- Nadciąga mrok wszystkich nocy. – Słyszę swój, znienawidzony głos. Spoglądam na okno. A gdybym tak dała radę wyskoczyć przez nie. Odfrunęłabym ratować świat.
Uśmiecham się. Kropla po kropli sączy się we mnie sen, w którym wszyscy są wolni. Skrępowana jestem tylko ja, pasami, które trzymają mnie w łóżku. Słyszę jeszcze dźwięczny głos od okna.
- Już za późno na ratunek.
Z piekła nikt nie słyszy wołania.
„Ludzie myślą, że ból zależy od siły kopniaka. Ale sekret nie w tym, jak mocno kopniesz, lecz gdzie”. - Neil Gaiman
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”