Geyland

1
Anna straciła głowę dla synka, kiedy pierwszy raz wzięła go na ręce i spojrzała w piękne błękitne oczy chłopca. Pewnie, że darzyła go uczuciem w czasie ciąży, ale dopiero donośny wrzask, trzęsące się bezradnie rączki i bezwładnie opadające powieki, rozkleiły kobietę na dobre.
Wyświetlacz wagi pokazał trzy kilo żywej i o dziwo milczącej masy ciała. Szybk, bezbolesny poród oraz wrodzone poczucie humoru Anny, spowodowały, że nie miała problemu z imieniem dla niemowlaka. Nazwała go Filip.
Przez pierwsze miesiące dziecko nie wykazało się niczym szczególnym. Robił kupy w najmniej oczekiwanych momentach. Wesoło sterczącym siusiakiem oblewał przyjaciół Anny, którzy mieli ten niefart i akurat znajdowali się w pobliżu, gdy matka przewijała chłopca. Jadł, spał i anielsko ślicznymi oczkami obserwował otaczający go świat.
Rozwój personalny i sprawność ruchowa uwydatniły się znacząco tak mniej więcej po trzecich urodzinach. Filip zaczął chodzić i choć początkowo wyglądał przy tym, jak niezbyt stabilny źrebak, to jednak po kilku tygodniach nauczył się tę czynność wykonywać zadowalająco. Dalej nic nie mówił i tylko czasem szeptał kilka słów ze swojego repertuaru matce do ucha.
Pierwsze podejrzenia, że chłopiec jest bardziej dziewczynką niż przedstawicielem męskiego rodu, pojawiły się w czasie jego zabaw. Chłopak ze wstrętem wyrzucał resoraki ojca pod łóżko, a umierał ze szczęścia, widząc lalki matki przez przypadek przyniesione z piwnicy. Ojciec się wstydził, a Annę w sumie mało to obchodziło, kiedy czterolatek siedział na jej kolanach i z uwielbieniem bawił się matczynymi włosami.
W przedszkolu i pierwszych latach w szkoły podstawowej życie chłopca wyglądało podobnie. Dziewczynki nie pozwalały się mu z nimi bawić, a chłopców odstraszał swoim milczeniem i mini lalką Barbie wetkniętą w tylną kieszeń spodni. Trzymał się więc na uboczu, ciągle obserwując rzeczy dziejące się wokół. Nie krzyczał jak reszta rówieśników, nie wariował w czasie przerw i tylko patrzył, nucąc smutne piosenki pod nosem.
Prawdziwe życie i kłopoty zaczęły się kilka lat później. Filip był już chłopakiem z krwi kości, lecz kobiece wnętrze nie pomagało mu w znalezieniu przyjaciół. Koleżanki z klasy nie ufały mu kompletnie, widząc w nim młodego mężczyznę. Koledzy początkowo traktujący go z dystansem, z czasem zaczęli głośno wyrażać opinie, co sądzą o facetach gustujących w facetach. Zdarzały się pierwsze szturchnięcia barkiem i kopnięcia w zadek, sygnalizujące, w jakiej pogardzie mieli swojego kolegę z klasy.
Najgorsi byli Adam i Wojtek, którzy prawie każdego dnia w szkole doprowadzali Filipa do płaczu. Szydzili, wyzywali od najgorszych, aż w końcu po kilku wizytach w szpitalu i próbie samobójczej matka zabrała syna ze szkoły. Nikt nic nie widział i nikt nic nie słyszał, tak stwierdził policjant w swoim raporcie wezwany do szkoły.
Filip uczył się domu i pod kontrolą psychologa próbował wrócić do normalnego życia. W te gorsze dni Anna wyganiała męża z domu i po zaciągnięciu firanek oboje zakładali jej sukienki i rozmawiali, śmiejąc się przez całą noc przy lampce wina.
Chłopak nauczył się samotności. Jego bratem był zeszyt, w którym zapisywał teksty pisanych przez siebie piosenek, a siostrą gitara, na której grał, słuchając sam siebie.
W swoje osiemnaste urodziny Filip otrzymał prezent, jakiego nie mógł sobie nawet wyobrazić. Matka zgłosiła chłopaka do kolejnej edycji programu ,,Mam Talent:
Wstydliwy chłopak miał początkowo opory czy wręcz bał się takiego wyzwania. Po rozmowie z matką wciąż czuł się niepewnie, ale do programu się zgłosił.
Zaśpiewał, napisaną przez siebie piosenkę i to jak wspaniale.
Pierwszy juror odwrócił krzesło, ledwo Filip zaczął śpiewać. Drugi spadł z siedzenia w połowie pierwszej zwrotki, a trzecia jurorka zaniemówiła na długie minuty, będąc w stanie wysyłać mu tylko uśmiechy.

Widzowie w studiu telewizyjnym płakali ze szczęścia i podziwu, wzywali imiona bogów wcale nie na daremno a właściciel największej wytwórni płytowej, podpisał z nim kontrakt zaraz po programie.

Kilka miesięcy później, Filip nie potrzebował już koleżanek i nietolerancyjnych kolegów. Miał piękny dom z owocowym sadem, ogrodnika i kucharza w weekend, a Adam i Wojtek czyścili basen gwiazdy popu w każdy, ostatni dzień miesiąca.

Geyland

2
Trochę się tu gubię, szczerze mówiąc. Pomijając literówki i nieco zamieszania w interpunkcji gdzieniegdzie, to nie do końca rozumiem co chciałeś tym tekstem przekazać, tytuł także nie wydaje mi się fortunny. Niektóre info, które podajesz, wprowadza zamęt. Bezbolesny poród... nie słyszałam o takich, no dobra, cesarka nie boli w trakcie, boli dopiero później. Ale to w sumie pikuś. Z całości wynika, że tekst jest o chłopaku, który czuje się dziewczynką. Ok. Ale wprowadzasz także dodatkowe punkty. Dziecko, które zaczyna chodzić w wieku trzech lat, jest opóźnione w rozwoju. Być może tak było w przypadku bohatera, ale w żaden sposób wątku nie pociągnąłeś. Kolejnym jest zachowanie matki (to przymierzanie jej ubrań itp.) - to mógłby być najmocniejszy punkt opka, ale znowu to tylko refleks. Jest jeszcze prześladowanie i kariera muzyczna i jedynie ten wątek puentujesz.
Podsumowując - zbyt powierzchownie ująłeś temat. Nie wiem co jest przesłaniem opka. Widzę dwa rozwiązania - albo usunięcie niektórych nitek, zadbanie o spójność i czytelną wymowę utworu, albo rozwinięcie tematu w dłuższe opowiadanie i potraktowanie hojniej rozpoczętych wątków.

Geyland

3
W kraju, gdzie geje są bici na ulicach, w szkołach tez pewnie nie lepiej, jest zawsze szansa, żeby taki człowiek coś mógł z tym zrobić. Trudne życie nie pozbawia szansy na rozpoczęcie normalnego bytu. Pewnie, że to przekoloryzowane opowiadanie, ale każdy może coś ze sobą i swoim życiem zrobić.
Tu nie tylko chodzi o osoby gejowskie. Kaleka na wózku nie musi być uwięziony w swoim pokoju. Alkoholik nie musi być sam ze swoim nałogiem...
Dziękuje za komentarz :)

Geyland

4
Straszliwie namieszałeś w tej miniaturze. Zaczynając od tytułu: albo "Gayland" z angielska, albo "Gejland" (lepiej byłoby "Gejlandia", jak "Nibylandia" z Piotrusia Pana) w wersji spolszczonej. Gay albo gej.
Po drugie - narracja. Początek zapowiada, że historia chłopaka będzie opowiedziana z punktu widzenia jego matki. A nawet - że to będzie miniatura o matce, obserwującej, jak się rozwija jej dziecko. Potem gubisz perspektywę Anny i wszystkowiedzący (a raczej niewiele wiedzący) narrator hula sobie swobodnie. W tak krótkim tekście to nie jest dobre rozwiązanie.
Po trzecie - wątpliwa wiarygodność na poziomie faktografii. Jak tu:
tomek3000xxl pisze: Rozwój personalny i sprawność ruchowa uwydatniły się znacząco tak mniej więcej po trzecich urodzinach. Filip zaczął chodzić i choć początkowo wyglądał przy tym, jak niezbyt stabilny źrebak,
Jeżeli dziecko zaczyna chodzić po TRZECICH urodzinach, to już od co najmniej półtora roku powinno być włóczone przez matkę po wszystkich możliwych specjalistach od zaburzeń rozwoju, gdyż jest potężnie opóźnione. Nawet po drugich byłoby zdecydowanie za późno, dzieci próbują chodzić, kiedy mają około roku.
tomek3000xxl pisze: Dalej nic nie mówił i tylko czasem szeptał kilka słów ze swojego repertuaru matce do ucha.
No to mówił, czy nie? Jest zdecydowana różnica pomiędzy dzieckiem, które mówić nie potrafi (znowu jakieś opóźnienia w rozwoju) i tym, które mówić nie chce (brak wad rozwojowych, tylko coś szwankuje na styku dziecko - otaczający je ludzie).
tomek3000xxl pisze: Annę w sumie mało to obchodziło, kiedy czterolatek siedział na jej kolanach i z uwielbieniem bawił się matczynymi włosami.
Fryzjerem chciał zostać.
To naprawdę nie jest sygnał, że chłopiec identyfikuje się z dziewczynkami.
tomek3000xxl pisze: Dziewczynki nie pozwalały się mu z nimi bawić,
A właściwie, dlaczego? Dziewczynki nieraz chętnie się bawią właśnie z takimi cichymi, spokojnymi chłopcami. Mogą nimi komenderować i rządzić. Co je w nim zniechęcało?
tomek3000xxl pisze: chłopców odstraszał swoim milczeniem i mini lalką Barbie wetkniętą w tylną kieszeń spodni.
Prędzej zniechęcał, niż odstraszał. A na widok lalki Barbie w kieszeni raczej turlaliby się ze śmiechu. Odstrasza mazgajstwo i latanie na skargę do rodziców i wychowawców.
tomek3000xxl pisze: Filip był już chłopakiem z krwi kości, lecz kobiece wnętrze nie pomagało mu w znalezieniu przyjaciół. Koleżanki z klasy nie ufały mu kompletnie, widząc w nim młodego mężczyznę.
"Kobiece wnętrze" to jest określenie - worek. Można do niego wrzucić zarówno takie cechy, które powszechnie uważane są za "kobiece" - wrażliwość, delikatność, nieśmiałość, niechęć do rozstrzygnięć siłowych - jak i zaburzenia tożsamości płciowej, np. transseksualizm. Mam wrażenie, że Tobie chodziło o to drugie, skoro w dalszej części opowiadania każesz mu ubierać się w sukienki. Ale to musiałbyś pokazać "od wewnątrz", czyli z punktu widzenia samego Filipa. Jedynie on wie, czy czuje się chłopakiem, czy dziewczyną w męskim ciele.
No i nadal nie wiem, dlaczego dziewczyny mu komplenie nie ufały. Chyba że próbował je przekonać, że jest dziewczyną, ale o tym nie piszesz.
tomek3000xxl pisze: Koledzy początkowo traktujący go z dystansem, z czasem zaczęli głośno wyrażać opinie, co sądzą o facetach gustujących w facetach.
A gustował? Bo tego też nie pokazałeś. Mógłby chociaż uporczywie wpatrywać się w któregoś z kolegów, a na przerwach starać się być blisko niego.
Mam wrażenie, że Twoje ujęcie postaci Filipa poszło w niedobrą stronę. Zwłaszcza kiedy przeczytamy zakończenie. Chłopak został zwycięzcą konkursu, bo pięknie śpiewał, a nie dlatego, że np. śpiewał ubrany w sukienkę albo w inny sposób (tekstem piosenki?) sugerował, że nie jest mężczyzną. Sprawa jego tożsamości płciowej i upodobań seksualnych nie ma z tym sukcesem nic wspólnego.
Zupełnie spokojnie mógłbyś napisać opowiadanie o nieśmiałym, wycofanym chłopaku, introwertyku, ktory unika kolegów (koleżanek też) i nie bardzo wiadomo, co o nim myśleć. Mięczak, baba, gej, pedał, ciota - koledzy tak mogą go postrzegać i za to prześladować, doprowadzając nawet do próby samobójczej. To natomiast, czy on sam czuje się chłopakiem, czy dziewczyną, nie zostało przez Ciebie rozegrane i, w gruncie rzeczy, nie ma żadnego znaczenia. Co innego, gdyby chłopak dokonał coming-outu na scenie: "a teraz mówcie mi Zosia!" albo podobnie.
Za to warto byłoby poświęcić choćby ze dwa zdania jego zdolnościom muzycznym. Od "nucił pod nosem smutne piosenki" do wygrania konkursu telewizyjnego coś musiało się zdarzyć po drodze. Dzieci uzdolnione muzycznie zwykle są zauważane przez nauczycieli, proponuje się im np. śpiewanie w szkolnym chórze. Albo parafialnym. Co też mogloby być przedmiotem szyderstw kolegów. Chór? Przecież prawdziwe chłopaki rapują!
No i przed konkursem telewizyjnym są jakieś eliminacje.
To tyle, jeśli chodzi o fabułę.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Geyland

5
Rubia i co ja mam Ci powiedzieć...
Dziękuję jak zwykle za poświęcony czas i bardzo obszerny komentarz. Zmiażdżyłaś mnie kompletnie, ale to dobrze, bo takie podsumowanie kolejny raz udowadnia mi, jak słabo piszę i ile jeszcze nauki przede mną:ups:
Na moje usprawiedliwienie;
- Mieszkałem z dziewczyną ( w tym samym domu), która była wcześniej prostytutką i urodziła syna. Chłopak naprawdę w wieku trzech lat ledwo chodził i prawie nie mówił. Dzieckiem nikt się nie zajmował i tak mniej więcej pamiętam jego zachowanie. Urodził się dość duży, a po porodzie ta dziewczyna sama mi opowiadała, jak miała dobry humor i była zdziwiona, że tak gładko to wszystko poszło.
- Ten dzieciak naprawdę dukał tylko czasem coś matce do ucha i bał się towarzystwa innych ludzi.
Na resztę baboli nie mam usprawiedliwienia i tylko mogę jeszcze raz podziękować, że mi je wytknęłaś.

Geyland

6
tomek3000xxl, ja nie napisałam przecież, że takich dzieci nie ma :) Są. Tyle, że wówczas matki na ogół się martwią. Tu nie potrzeba wielkiej wiedzy medycznej, wystarczy zainteresowanie innych kobiet - babć, ciotek, czy nawet sąsiadek albo koleżanek matki. Wypytują, porównują z innymi dziećmi, a z tych porównań jasno wynika, że jest się czym martwić.
Z tym, że takie opóźnienie nie wyklucza talentu muzycznego. Nie wiem, czy kojarzysz Susan Boyle, która kilka lat temu wygrała angielską wersję Mam talent. Kobieta 40+, tęga, nieatrakcyjna, uchodziła za ociężałą umysłowo. Jej życie to było kółko parafialne i chór w kościele. No i okazało się, że śpiewa jak anioł :) Po Mam talent poleciała robić karierę za oceanem. Nagrała do tej pory kilka płyt, bierze udział w róznych programach i dobrze się jej wiedzie.
Czyli - ogólny kierunek narracji w Twoim opowiadaniu jest prawidłowy, chociaż nie wiem, czy dochód ze sprzedaży jednej płyty w Polsce wystarcza na te luksusy, o których piszesz :wink: Ale to drobiazg. O inne detale trzeba jednak zadbać, żeby opowiadana historia zabrzmiała wiarygodnie.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Geyland

7
Ojej :) ... słuchałem Susan dziesiątki razy :)
Wiele rzeczy wciąż nie zauważam, no i w gorącej wodzie jestem kąpany. Już o tym pisałem. Mam jednak duże braki i nie da się tego nadrobić w krótkim czasie, ale obiecuję, że będę starał się, jak tylko najlepiej potrafię.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”