Słodki i ciepły zapach pochwyciły moje nozdrza i poczęły się nim delektować jak rozkoszą naj-większą, naj-rozkoszniejszą, przenikającą przez tkanki i poruszającą najcieńszą struną komórki maluczkiej.
Zaraz potem pod mymi bosymi stopami rzeka płynęła szkarłatnych róż.
A ja tańczyłam jak dziecko, pośród woni i obrazów kwiecia, wzlatujących w powietrze wysoko, wysoko.
Wirowałam jako pyłek na wietrze, a tyś był mi wiatrem, siłą niepożytą.
Soki róż skąpały me ciało w lekkości i świetle, obmyły skórę i łono.
— Narodzona by żyć. — Powiedziałeś i pocałowałeś moją pierś, a ja poczułam jak motyl ląduje na mym brzuchu.
Pochwyciłeś go i zjadłeś.
Chrupał ci w zębach jako pyszny orzech, a krew jego barwy rozkoszy skapywała ci z brody prosto na tors, który pokrył się wzburzonym morzem soczystych róż.
— Zostań ze mną— usłyszałam swój własny głos — na zawsze.
Zerwałeś obojętnie kwiat z piersi. Pachniał tęsknotą.
— Jeżeli zostaniesz ze mną — rzeźbiona dłoń twoja zacisnęła się na różanych cierniach — ja zostanę z tobą...
Trysnęła krew.
... na zawsze.
i począł się rodzić jeden za drugim, kolejny rubin róż.
surrexerunt
1Chwilami myślę, że śnię. I co dzień rano otwieram tę samą księgę i czytam te same słowa, by pogłębić moją wiedzę istotną. I z niej to czerpię pożywienie codzienne dla ducha, a samotny jestem jak pająk w swej sieci. Takim będę do śmierci. /Witkacy/