Krowoderska 57

1
-A jednak pan maluje?
Na dźwięk znajomego głosu Stanisław drgnął i uniósł głowę znad sztalugi.
-Maluję. - Uśmiechnął się jakby niepewnie i przetarł dłonią po policzku, znacząc na nim turkusowy ślad, ciągnący się od nasady nosa aż po linię jasnych wąsów.
Jasieński, wsparłszy ręce na biodrach, z wyraźnym zadowoleniem przyglądał się niewykończonemu jeszcze pejzażowi.
-Mnie się to naprawdę bardzo, bardzo podoba, pana ostatnie obrazy są... - Zaczął, ale nie skończył, dostrzegł już ten niecierpliwy ruch dłoni Stanisława, pełne irytacji zapinanie surduta, drugi guzik w pierwszą dziurkę, krzywo, gniewnie, buntowniczo...
Nareszcie trzasnęły drzwi; Stanisław znów był sam, tak, jak przed kwadransem – i tylko słowa Jasieńskiego wwiercały mu się w mózg, nie pozwalały od siebie uciec.
„Ostatnie obrazy... Ostatnie obrazy... Ostatnie obrazy...”
Ostatnie? A więc to już? Ile dni mu zostało, zanim całkiem straci siłę w słabnącej dłoni? Jak długo to wszystko potrwa - miesiąc, pół roku, a może rok?... Tak niewiele? A przecież wiedział, że chory, że nieuleczalnie, że... Naprawdę nie zobaczy pierwszej szkolnej cenzurki Stasia, nie zatańczy z Helenką na jej weselu?... Świat naraz zawirował, zawirowała pracownia, w szaleńczym korowodzie przemknęli przez pokój ciotka Stankiewiczowa, Mehoffer, Liza Pareńska, Jasieński, Helenka, Mietek, Staś – i znikali, jedno za drugim, w obrazie, niedokończonym jeszcze pejzażu, wciąż tkwiącym na sztaludze.
Z piersi mężczyzny wyrwał się tłumiony długo szloch.
„Więc tak – ostatni obraz?... Ostatni?... Ostatni?...” - natrętna słowo nie dawało spokoju, rozsadzało czaszkę, pulsowało w niej nieludzkim bólem; Stanisław, niewiele myśląc, chwycił leżący na stole nóż...
Na pozór w pracowni nic się nie zmieniło: te same szafirowe ściany, otwarte na oścież balkonowe okno z muślinowymi zasłonami falującymi na wietrze, stojący na stole talerz pełen słodkich knedli, obtłuczony siwak z pękiem białych bzów – i tylko te strzępy pokrytego pastelami kartonu wokół pustej sztalugi...
Stanisław klęczał z twarzą ukrytą w dłoniach, jego ciałem raz po raz wstrząsało spazmatyczne łkanie, przerażony i osamotniony nie był w stanie zrobić choćby kroku.
I nagle - skrzypnięcie podłogi, szelest sukni, dotyk ciepłej, twardej dłoni na ramieniu.
Teosia...
Dobra architektura nie ma narodowości.
s

Krowoderska 57

2
Isa, bardzo mi się.
Piękne i przejmujące. Jakbym z nim tam była.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

Krowoderska 57

3
Bardzo dobry warsztat, ale ja bym trochę powstrzymał te emocje. Znaczy jakoś przefiltrował przez cudze doznania, albo co? Bo te dywagacje na temat śmierci chyba są zbyt bezpośrednie.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Krowoderska 57

4
Bardzo dobre.
Robisz straszne postępy.
Czego by się tu czepić... A, literówka :)

Gratulacje,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

Krowoderska 57

5
Ładnie namalowałaś ten obrazek, bardzo plastycznie i realistycznie zarazem :)
Godhand pisze: Robisz straszne postępy.
Postępy - tak, Straszne - nie, (są piękne)
Brniesz w mgłę, a pod stopami bagno, uważaj - R.Pawlak 28.02.2018

Krowoderska 57

6
Najpierw parę uwag:
- przetarł dłonią po policzku, (przejechał? dotknął dłonią policzka - jakoś mi zgrzyta twoja wersja)
- Zaczął, ale nie skończył, (wystarczy "Nie skończył"
- Nareszcie trzasnęły drzwi; Stanisław znów był sam, - zastanawiam się, czy poprawnie użyty średnik, on oddziela równoważne części zdania
- Ostatni?... - wielokropek po innych znakach interpunkcyjnych zgrzyta mi i wydaje się niepoprawny, choć głowy nie dam, bo mało kto używa, więc dawno nie sprawdzałem, jak z tym jest :)

Ładny w zamyśle obrazek, ale... Ja nie znam aż tak dobrze biografii tego pana, żeby wiedzieć, kiedy umarł i czy adres oznacza, że w realu za dwa dni szlag go trafił :) natomiast nie kupuję tego "ostatni", bo domyślnie to oznacza, "ostatnio namalowane", tylko egzaltacją można by tłumaczyć zrozumienie tego jako zapowiedź śmierci. Bardziej jednak widzę w tym narratora, który WIE.
Podoba mi się więc klimat, ale trochę obniża notę egzaltacja i - w sumie poważny zarzut :) - to włamanie się narratora. Nie wiem, czy wyrażam się zrozumiale, ale ja tu dostrzegam dysonans na poziomie samego fundamentu.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Krowoderska 57

7
Ma rację Navajero, kiedy mówi o bardzo dobrym warsztacie. Dzięki, Isabel; podobało mi się! :)
Aha, taki drobiazg na koniec (aż głupio mi o to prosić): Czy możesz stawiać spację po myślniku (na początku dialogu). Będzie zapis czytelniejszy, mniemam.

Krowoderska 57

8
Jeeej, a ja myślałam, że mnie zjecie na surowo - a tu tyle dobrego i miłego!

ithilhin, Navajero, Godhand, Sarah, Romek Pawlak, maciekzolnowski - dziękuję wszystkim za komentarze :*
Navajero pisze: Znaczy jakoś przefiltrował przez cudze doznania
Mogłabym prosić o rozwinięcie?
Romek Pawlak pisze: Bardziej jednak widzę w tym narratora, który WIE.
Romek Pawlak pisze: włamanie się narratora.
To samo co wyżej - czy mógłbyś rozwinąć? :)
Romek Pawlak pisze: a nie znam aż tak dobrze biografii tego pana, żeby wiedzieć, kiedy umarł i czy adres oznacza, że w realu za dwa dni szlag go trafił
Pana szlag trafił dwa i pół roku później, a tutaj po prostu mu się, kolokwialnie mówiąc, ulało. On przecież wiedział, że jest nieuleczalnie chory (a taka świadomość wydaje mi się, że potwornie obciąża psychikę), zbierało mu się, zbierało - no i całkiem niewinną wypowiedź sobie zinterpretował tak, a nie inaczej...
Dobra architektura nie ma narodowości.
s

Krowoderska 57

9
To nie będzie długi komentarz.
Bardzo ujmujący, pełen emocji tekst. Ładny język, warsztat, klimat - no po prostu cud, miód, akwamaryna! :P
Tylko co z tą Teosią? Będzie ciąg dalszy? <patrzy błagalnie>
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

Krowoderska 57

10
No dobrze, to przy takiej interpretacji nie masz problemu z wieszczącym narratorem, który wie więcej od bohatera, tylko bohatera, który jest boleśnie - i dla mnie - niewiarygodnie egzaltowany :)
Bo widzisz, nic nie uzasadnia słów "Ostatnie? A więc to już?".
Mnie to nie gra najbardziej z tego powodu, że ludzie tamtych epok byli oswojeni ze śmiercią, dopiero później - w sumie całkiem niedawno - pojawiła się pozorna nieśmiertelność, czyli śmierć stała się tematem niewygodnym, tematem tabu. Więc primo, słabo dociera do mnie osobowość, która w tak egzaltowany sposób przeżywa, że kiedyś umrze, a wcześniej straci możliwość malowania. Secundo, miał czas się przyzwyczaić, oswoić z tą myślą. Co innego szok w pierwszej chwili...

Added in 45 seconds:
Edit: to jest przyjemny w odbiorze tekst, ale założenia chadzają po skrzypiących deskach :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Krowoderska 57

11
Romek Pawlak, Jest Pan stronniczy, tendencyjny i marudzący :P
To miniaturka, której głównym atutem jest dobre zbudowanie emocjonalnego przekazu, a nie logiczność fabuły.
Gdyby to miało być dłuższe opowiadanie - miałbyś prawo czepiać się założeń. A w takim króciaku skupić się warto na odczuciach :)
Brniesz w mgłę, a pod stopami bagno, uważaj - R.Pawlak 28.02.2018

Krowoderska 57

12
Isabel pisze:
Navajero pisze: Znaczy jakoś przefiltrował przez cudze doznania
Mogłabym prosić o rozwinięcie?
No ten fragment, gdzie bohater rozważa, że umrze, nie zobaczy już cenzurki Stasia itp. niebezpiecznie ociera się o egzaltację, a nawet patos. Gdyby nad nieuchronnościśą śmierci bahatera zadumał się kto inny, byłoby to mniej egzaltowane, a równie przejmujące.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Krowoderska 57

13
Isabel pisze: Z piersi mężczyzny wyrwał się tłumiony długo szloch.
„Więc tak – ostatni obraz?... Ostatni?... Ostatni?...” - natrętna słowo nie dawało spokoju, rozsadzało czaszkę, pulsowało w niej nieludzkim bólem; Stanisław, niewiele myśląc, chwycił leżący na stole nóż...
Isabel pisze: Stanisław klęczał z twarzą ukrytą w dłoniach, jego ciałem raz po raz wstrząsało spazmatyczne łkanie, przerażony i osamotniony nie był w stanie zrobić choćby kroku.
Figlarna stylistyka, jak u Mniszkówny - miało być wzniośle, jest raczej śmiesznie. Prostota języka byłaby zdecydowanie lepsza.

Krowoderska 57

14
Isabel pisze: Ostatnie? A więc to już? Ile dni mu zostało, zanim całkiem straci siłę w słabnącej dłoni? Jak długo to wszystko potrwa - miesiąc, pół roku, a może rok?... Tak niewiele? A przecież wiedział, że chory, że nieuleczalnie, że... Naprawdę nie zobaczy pierwszej szkolnej cenzurki Stasia, nie zatańczy z Helenką na jej weselu?... Świat naraz zawirował, zawirowała pracownia, w szaleńczym korowodzie przemknęli przez pokój ciotka Stankiewiczowa, Mehoffer, Liza Pareńska, Jasieński, Helenka, Mietek, Staś – i znikali, jedno za drugim, w obrazie, niedokończonym jeszcze pejzażu, wciąż tkwiącym na sztaludze. Z piersi mężczyzny wyrwał się tłumiony długo szloch. „Więc tak – ostatni obraz?... Ostatni?... Ostatni?...” - natrętna słowo nie dawało spokoju, rozsadzało czaszkę, pulsowało w niej nieludzkim bólem; Stanisław, niewiele myśląc, chwycił leżący na stole nóż... Na pozór w pracowni nic się nie zmieniło: te same szafirowe ściany, otwarte na oścież balkonowe okno z muślinowymi zasłonami falującymi na wietrze, stojący na stole talerz pełen słodkich knedli, obtłuczony siwak z pękiem białych bzów – i tylko te strzępy pokrytego pastelami kartonu wokół pustej sztalugi... Stanisław klęczał z twarzą ukrytą w dłoniach, jego ciałem raz po raz wstrząsało spazmatyczne łkanie, przerażony i osamotniony nie był w stanie zrobić choćby kroku. I nagle - skrzypnięcie podłogi, szelest sukni, dotyk ciepłej, twardej dłoni na ramieniu.
Przy tym bym pogrzebał. Tak jak przedmówcy powiedzieli: za dużo patosu i rozczulania się nad sobą bohatera, już lepiej żaby rozczulał się nad innymi, jakby to odchudzić z patosu, byłoby lepsze oraz z maniery takiego jakby rzucania słów od niechcenia, czyli takiego leniwego wplatania ich, bo czuć w tym sztuczność( mam np. na myśli to miejsce, gdy przechodzisz do opisu pracowni i l wymieniasz co w niej było, albo "leniwie" wymieniasz skrzypniecie podłogi, szelest sukni, ale za to, to wszystko okraszasz słowem "nagle" itd.) ponieważ w takiej formie one tak naprawdę tu ciążą.
Poza tym uważam, że warto postawić na pozornie suchy opis, a nie na przeżycia wewnętrzne bohatera. Jednak ten opis nie może zawierać zbyt wielu faktów o chorobie. I jeszcze takie rekwizyty jak nóż - one nie mogą pojawiać się znikąd, jakby nagle scenarzysta sobie o nich przypomniał i" masz aktorze, bo to ci do sceny potrzebne" bo również robi się melodramatycznie i sztucznie. Nóż musi być wkomponowany w ten twój "obraz".

To jest tylko moja propozycja, żeby pokazać o co mi chodziło i oczywiście "doklejony" język jest niestylizowany, bo nie znam się na stylizacjach:

Jego dłoń drżała, utrzymanie pędzla sprawiało mu niemałą trudność. Próbował dokończyć pejzaż. Jaką pierwszą cenzurkę Stasiu przyniesie ze szkoły? A Helenka... Helenka zawiruje w tańcu, ach, ten biały klosz u stóp... Będą jej składać gratulacje ( tu wymieniasz krewnych i przyjaciół bohatera)...
Tak może wyglądać ostatni obraz. Tak powinien wyglądać ostatni obraz. Nie zdąży.
Stanisław, niewiele myśląc, sięgnął do misy z owocami i zabrał z niej posrebrzany sztylet.

Muślinowe zasłony falowały w otwartym oknie. Na ławie stał talerz pełen słodkich knedli oraz obtłuczony siwak z pękiem białych bzów. Sztalugi były puste, pastelowe kawałki podartego kartonu podrywały się na wietrze. Klęczał z twarzą ukrytą w dłoniach. Nagle podłoga skrzypnęła. Znajomy szelest sukni wyrwał go z zamyślenia. Poczuł dotyk ciepłej dłoni na ramieniu.
Tosia...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”